Pytacie mnie w wielu listach i komentarzach, co z Q-Blogiem i dlaczego zaległa na nim aż tak długa cisza? Nic, na urlopie byłem, jeszcze bardziej nie było czasu na pisanie. Recenzja filmu Gray Man. Netflix.
Żartuję, nikt nie pytał ani w listach, ani w komentarzach. Ale że to recenzja filmu Gray Man to już na serio.
O czym jest film Gray Man
Niejaki Szóstka (Ryan Gosling) to zdolny agent organizacji o nazwie Sierra, który przed laty został zwerbowany, by latać po świecie i zabijać złych ludzi. Podczas jednej z kolejnych akcji pojawiają się wątpliwości. Nie dość, że Szóstka nie chce wypełnić swojego zadania zleconego mu przez CIA, to jeszcze okazuje się, że jego celem jest inny członek Sierry. Efekt jest taki, że Szóstka wchodzi w posiadanie pendrive’a z kompromitującymi innych danymi. No ale nie wchodzi w posiadanie kodu zabezpieczającego, więc do końca nie może sprawdzić, kogo może skompromitować. Wygląda jednak na to, że może zagrozić wysoko postawionym osobom, bo jego tropem zaczyna podążać bezwzględny najemnik Lloyd Hansen (Dawid Podsiadło, wróć, Chris Evans). Dostaje to zlecenie od wierchuszki CIA, bo Hansen nie ma żadnych regulaminów i zrobi, to co trzeba, a nie tylko to, co dozwolone regulaminem. Rozpoczyna się polowanie.
Zwiastun filmu Gray Man
Recenzja filmu Gray Man. Netflix
To już tradycja, że przy każdym filmie Netfliksa, który kosztował pierdyliard dolarów pojawiają się szybkie opinie o tym, że to totalny niewypał. Tak było w przypadku Czerwonej noty, tak było w przypadku Armii umarłych, tak jest też w przypadku filmu Gray Man. I tak się jakoś dziwnie składa, że prawie nigdy te właśnie produkcje nie są aż tak złe jak opinie o nich. Dość to niezrozumiałe z mojego punktu widzenia, bo nie ogarniam, czego ludzie spodziewają się po odmóżdżających akcyjniakach? Na co liczą poza zwariowaną akcją? Serio, czytając większość opinii o filmie Gray Man, stoi on na jednej półce z Yyyrkiem kosmiczną nominacją.
A Gray Man wcale taki słaby nie jest. Ma swoje wady, słabości i do historii kina nie przejdzie, ale serio, to tylko dobrze zrealizowane zabili go i uciekł w gwiazdorskiej obsadzie. I jako takie ogląda się to dobrze, choć znów, poziom tego funu jest tu ograniczony i nie udaje się wyjść choćby o szczebelek wyżej. To udało się równie gnojonej Czerwonej nocie. W Gray Man ktoś za bardzo pilnował, żeby czasem nie popuścić wodzy sensacyjnej akcji za bardzo. A szkoda, bo aż prosiłoby się tu o jazdę bez trzymanki. Taką niekontrolowaną zupełnie, o której nigdy nie wiadomo, w jaką stronę podąży. Nad Gray Man cały czas ktoś stoi z bacikiem i wali po łapach.
Widzów najwyraźniej boli te 200 milionów dolarów wydanych na film Gray Man, jak gdyby Netflix wydawał je z ich kieszeni, a nie ze swojej. No trochę to też ich pieniądze, ale nikt nie trzyma ich siłą przy subskrypcji, zawsze można zrezygnować. Tak się też zresztą coraz częściej dzieje i Gray Man miał spowodować, że sytuacja się odwróci. Paradoksalnie, nie tylko może pogłębić ten trend, ale też tych 200 milionów dolarów nikt im już nie zwróci. A możne je było wydać lepiej. Zdecydowanie Netflix ma tu więc sporo do przemyślenia, choć nas w tej recenzji nie powinno to obchodzić. Warto jednak zauważyć, że nie trzeba było wydawać na ten film aż tyle hajsu. Bez problemu można go było nakręcić taniej i ludzie może i mniej by narzekali, bo kwota 200 milionów przewija się w recenzjach zdecydowanie za często, jak na wpływ tej kasy na całość (sam w tym akapicie wspomniałem o tym już trzy razy).
Bo to faktycznie niezrozumiałe, po co wydawać aż tyle pieniędzy na coś o dwóch facetach, którzy za sobą ganiają. Pod tym względem tak, Netflix powinien się skupić na fajnym scenariuszu, a nie na wydawaniu kasy – to na pewno największa słabość Gray Man. Bo tak naprawdę ta kasa nie poszła nawet na jakieś niewyobrażalnie fajne sekwencje akcji, ale na gaże aktorów i na pojeżdżenie sobie po świecie. Gray Man to taki film, w którym bohater jak chce kupić bułki, to jedzie po nie do Saint Tropez. A obiad zjada już w kafejce pod Buenos Aires. Bez dwóch zdań taki sam film można byłoby nakręcić w Bostonie i już wyszłoby to pewnie dwa razy taniej.
Z trzeciej już chyba strony znamienne, że zamiast o filmie, to ja też w kółko gadam o tej całej wydanej kasie. Z pewnością wskazuje to na to, że sam film nie jest już wart aż takiej uwagi. I rzeczywiście tak jest. Ale to nie powód, żeby pisać o nim, że jest słaby. Jest w porządku, widziałem lepsze.
Czytając przed seansem o filmie natknąłem się na jakąś wypowiedź Goslinga, który chwalił swojego bohatera, że potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji i pomóc sobie wszystkim tym, co właśnie znajdzie się mu pod ręką. Można było więc przypuszczać, że tutaj do roboty ruszą choreografowie walk, a Gosling zachwyci wszystkich swoją sprawnością i biegłością w posługiwaniu się widelcem jako bronią białą. No ale cóż, Ryan Gosling to nie Jackie Chan. Niby każdy wiedział, ale się łudził. Znów więc kłania się brak scenariusza, którego fa fu Goslinga nie jest w stanie zasłonić. (Chris Evans jest tutaj tylko po to, żeby bawić się swoją rolą przegiętego badgaja).
Wyszedł z tego zwykły, przeciętny akcyjniak, który w Indonezji zrobiliby lepiej za jedną setną budżetu Gray Man. Pod tym względem rzeczywiście szkoda czasu na seans. Z drugiej strony, ile w życiu indonezyjskich akcyjniaków widzieliście, żeby wybrzydzać na akcyjniak hollywoodzki? No dobra, Wy tutaj jesteście wyrobionym towarzystwem i każdy z Waszej trójki widział wiele indonezyjskich akcyjniaków. Ale pomyślcie o tych wszystkich zwykłych widzach, którzy nawet nie wiedzą, że w Indonezji kręci się filmy. Im powinno wystarczyć to, co zaproponował tu Netflix. Gray Man to jedna z jego solidniejszych produkcji, choć finalnie zasłużenie więcej na niej straci niż zyska.
(2541)
Ocena Końcowa
6
wg Q-skali
Podsumowanie : Wojowniczy agent działający na zlecenie CIA wchodzi w posiadanie kompromitujących dokumentów, które odebrać mu chce socjopata również pracujący dla CIA. Teoretycznie efektowny i emocjonujący akcyjniak, który będąc jedną z solidniejszych produkcji Netfliksa, nie wykorzystuje pełni swojego potencjału i możliwości poprzez dbanie o to, by nie dać się ponieść fantazji.
Podziel się tym artykułem:
Ja osobiście nie poczułam w pełni tego filmu. Niby wszystko jest na miejscu. Mamy akcje, tajemnicę i niebezpieczeństwo, ale nie potrafiłam utożsamić się z głównym bohaterem. Jakoś tak wszystko sztucznie dla mnie wyglądało. Nie powiem film ogląda się dobrze ale tak jak autor artykułu 6/10 więcej nie dam 🙂