Filmy o malarzach mają się dobrze w programach kolejnych Warszawskich Festiwali Filmowych. No ale nic dziwnego, kiedy przeważnie są dobre. Moje arcydzieło nie jest wyjątkiem od tej reguły. Recenzja filmu Moje arcydzieło.
O czym jest film Moje arcydzieło
Arturo (Guillermo Francella) to zamożny handlarz dzieł sztuki, który znakomicie porusza się po współczesnym rynku artystycznym. Tej umiejętności nie ma jego przyjaciel, podstarzały malarz Renzo (Luis Brandoni), którego Arturo jest menadżerem. A właściwie to nie chce mieć, bo Renzo, jak przystało na mistrza świata w cynizmie i egoizmie, żyje po swojemu i nie będzie podporządkowywał swojej sztuki tanim współczesnym gustom. Nieważne, że nie jest już tak uznany i popularny jak kiedyś, to świat się musi zmienić, bo przecież nie on. Arturo ma z nim siedem światów, ale przyjaźń nie pozwala kopnąć w dupę upartego Renzo. Nawet gdy ten po raz milionowy zawodzi jego zaufanie. W efekcie malarz ląduje na bruku i wydaje się, że w końcu z własnej woli znalazł się w sytuacji bez wyjścia, z której widoczny jest już tylko jeden kierunek: na dno. Sprawa się komplikuje, gdy Renzo doznaje poważnego wypadku.
Recenzja filmu Moje arcydzieło
Dwa lata temu poprzedni film reżysera filmu Moje arcydzieło, Gastiona Duprata – Honorowy obywatel był argentyńską propozycją do Oscara. Nominacji nie dostał, ale zapadł mi w pamięci jako film, którego bez powodu jakoś specjalnie nie chce mi się oglądać. Lubię takie filmy jak Moje arcydzieło już choćby z tego względu, że po seansie przemyślałem sprawę i Honorowego obywatela też niedługo sieknę. Jeśli będzie utrzymany w tym samym ironicznym klimacie, to raczej nie pożałuję.
Moje arcydzieło to przede wszystkim popis panów Guillermo Francelli i Luisa Brandoniego, którzy wcielając się w główne postaci filmu Moje arcydzieło stanowiąc duet kompletny. Uparty Renzo i twardo stąpający po ziemi Arturo to najlepsze co Moje arcydzieło ma do zaoferowania. Łączy ich na ekranie niezaprzeczalna chemia, a różnica charakterów, jaka ich dzieli jest motorem napędowym większości dobra, jakie znalazło się w Moim arcydziele. Oni odpowiedzialni są za przewrotny humor filmu, który to film zgarnęli do kieszeni i świetnie się nim bawią. Bawiąc przy okazji publiczność kontrastem opanowania z nieprzewidywalnością.
Sam zaś film to satyra na obecny świat sztuki wysokiej, która przemieszcza się pomiędzy zagraconymi pracowniami malarskimi, a ekskluzywnymi galeriami (tu warto wspomnieć o pani Andrei Frigerio, która prowadzi jedną z takich galerii i wygląda świetnie). Nie oferuje widzom żadnych otwierających oczy wniosków, skupiając się raczej na umiejętnym podsumowaniu tego, jak wygląda sztuka A.D. 2018, w której nie liczy się dzieło, a najważniejszy jest umiejętny PR. I prezentując dość przewidywalną fabułę z kilkoma mniej lub bardziej oczywistymi zwrotami akcji. Nie mniej jednak pozostaje sprawną czarnawą komedią, którą zobaczyć warto. Dla jej zatracanej tylko na chwilę lekkości i ww. bohaterów.
(2199)
Ocena Końcowa
7
wg Q-skali
Podsumowanie : W życiu wyrachowanego dilera dzieł sztuki oraz upartego artysty nadchodzi moment zwrotny. Porządna czarna komedia z przesłaniem, ale przede wszystkim aktorski popis Guillermo Francelli i Luisa Brandoniego.
Podziel się tym artykułem: