Jezusie. Już chyba od kilku sezonów Serialowa nie było tylu odcinków w sezonie! Swoją drogą przełom września i października, to chyba dobry moment na ruszenie od razu z dwunastym sezonem.
Serialowo, s11e05
Patrick Melrose, s1. HBO GO
Pochodzący z arystokratycznej rodziny Patrick Melrose (Benedict Cumberbatch) spędza dni na chlaniu i ćpaniu. Wykształcony i inteligentny mężczyzna każdej nocy zasypia w kałuży sików na posadzce ekskluzywnego hotelu. Jakby tego było mało, do Patricka przychodzi wieść o śmierci jego ojca. Cios? Ależ skąd. Na twarzy Melrose’a pierwszy raz pojawia się uśmiech. Chyba nie przepadał za swoim ojczulkiem (Hugo Weaving). Pijąc i ćpając dalej, Patrick Melrose wraca pamięcią do swojego dzieciństwa spędzanego w posiadłości na francuskiej wsi razem z ojcem tyranem i nadużywającą alkoholu matką (Jennifer Jason Leigh).
Oparty na motywach półbiograficznych powieści autorstwa Edwarda St Aubyna Patrick Melrose to typowy serial z gatunku tych, co to zostały stworzone po to, by występujący w nich aktor mógł się wyżyć aktorsko. I rzeczywiście dla Benedicta Cumberbatcha było to z pewnością godne uwagi zadanie aktorskie. A i dla Weavinga (bardziej) i Leigh (mniej) też spłynęło trochę dobra. No ale najlepszy w całym towarzystwie jest Cumberbatch, któremu granie bogatego ćpuna nie sprawia żadnego kłopotu.
Jak zawsze w przypadku seriali/filmów stworzonych pod kreacje aktorskie, trochę pokrzywdzony bywa widz. Przynajmniej ten, który oczekiwałby jakiejś fabuły. W Patricku Melrosie takiej wiele nie ma, bo być nie może. Ten brytyjski serial to kilkuodcinkowe wwiercanie się w psychikę bohatera i wiwisekcja jego charakteru i zachowania oparta na solidnej analizie dzieciństwa. Ot takie obserwowanie kozetki u psychologa, na której leży Patrick Melrose.
Ogląda się to dobrze – choć takich inteligentnych, nawalonych i ironicznie nastawionych do życia bohaterów było już sporo – ale Patrick Melrose nie jest serialem, który wskakiwałby wszystkim na listy ulubionych. Oparty na aktorstwie i bardzo dobrych dialogach serial obejrzeć warto, ale chyba nie trzeba.
Big Little Lies, Wielkie kłamstewka, s1. HBO GO
Właściwie to tylko chciałem zakomunikować, że skończyłem owego big HBO hita. Zacząłem go już jakiś czas temu, nie urzekł mnie zupełnie i zawiesiłem się na s01e04. A że niedawno szarpnąłem się na HBO GO to nadrabiam zaległości. Będzie w sam raz przed s2, który chcąc nie chcąc zobaczyć trzeba. W końcu nie zawsze ma się okazję na zobaczenie Meryl Streep w serialu telewizyjnym.
Choć nie wiem, czemu akurat wybrała sobie Big Little Lies. Tzn. wiadomo, bo ten „babski” serial to idealne miejsce do tego, by dorzucić jeszcze jedną świetną aktorkę, ale nie zmienia to faktu, że nie rozumiem fenomenu tego serialu, nad którym wszyscy ochują i achują. Opowieść jak dużo innych. Snobistyczne miasteczko, snobistyczne bohaterki, tajemnice poukrywane wszędzie gdzie się da i morderstwo, o którym nie wiadomo kto zginął i kto zabił. Psychologiczna drama zamiast soczystego thrillera, który bym wolał. Dobrze zagrana, ale ani przez chwilę nie będąca serialem, którego kolejny odcinek chciałbym zobaczyć już teraz, od razu, bo umrę!
Big Little Lies robi wrażenie obsadą aktorską – Nicole Kidman, Reese Witherspoon, Sailene Woodley, Laura Dern, Zoe Kravitz – a cała reszta według mnie jest przeciętnie bardzo dobra :P. Taki nierozrywkowy Revenge.
Mad Men, prawie cały s1. Netflix
I jeszcze jeden serial, którego fenomenu nie rozumiem. Być może za późno zabrałem się za jego oglądanie? W końcu od czasu premiery upłynęło już wieeeleee dobrych seriali, których nie było aż tak dużo, gdy zaczynał Mad Men. Źle mnie nie zrozumcie. Były Lost, Prison Break, 24, Dr. House – generalnie Złota Era Seriali – ale poza nimi reszta konkurencji odstawała. Teraz może nie ma aż tak dużo dobrych produkcji jak wtedy, ale znacznie podniosła się średnia telewizyjnego serialu. I moim zdaniem trochę utopiłaby Mad Men, gdyby powstał teraz.
No ale może się nie znam.
Gdyby ktoś nie wiedział, to Mad Men opowiada o nowojorskiej agencji reklamowej działającej na początku lat 60. XX wieku, której największą gwiazdą jest tajemniczy Donald Draper (Jon Hamm). Donald obraca na lewo i prawo wszystkie laski, a w międzyczasie wymyśla kolejne genialne kampanie reklamowe odmieniające obraz ówczesnego marketingu. Jego koledzy i koleżanki też mają tu swoje przygody, ale tylko Don wie wszystko najlepiej i dmucha też najlepiej. Choć przeszłość czasem daje mu znać o sobie.
Umiejscowiony w latach 60. XX wieku Mad Men to koszmar dla wszystkich tych widzów, którzy uważają Przyjaciół aka Friends za najbardziej seksistowski serial ever. Mężczyźni są tutaj królami świata, a niewinne panienki skaczą koło nich od świtu do nocy znosząc ich seksistowskie dowcipy i to, co dzisiaj nazwalibyśmy mobbingiem level hard. Zdarzają się bohaterki bardziej wyzwolone i mające świadomość swoich praw, ale ostatecznie i tak kończą w łóżku Dona i kolegów.
Jak przystało na lata sześćdziesiąte wszyscy kopcą tutaj jak smoki, a żony czekają w domu z obiadkiem. Panowie nie zdejmują garniaków nawet do kibla, a wieczorami kręcą się domówki. W każdym odcinku znalazło się miejsce dla jakiejś reklamowej rozkminy i ten aspekt serialu uważam za najciekawszy. Umiejętnie napisane dialogi zmieniają oglądanie Mad Men w przyjemność, ale kiedy nadchodzą osobiste rozkminy, miłostki, romanse i knucia odpowiednio daną pupą – zaczynam się nudzić. Widziałbym Mad Men bardziej jako reklamowy procedural. Co odcinek do rozwiązania jedna kampania reklamowa.
Podziel się tym artykułem:
Bój się boga Q, pisząc o Mad Men podajesz jako wzór Lost, Prison Break i 24? Przecież ta trójka powinna robić za wzorcowy przykład spadku jakości wraz z kolejnymi sezonami. O ile ’24’ w sumie obejrzałem w całości z przyjemnością no to już widać było pod koniec, że formuła się wyczerpała (’Legacy’ pomijam). A Lost i Prison Break to już pod koniec były parodie, w zasadzie brakuje tylko Dextera.
Mad Men można moim skromnym zdaniem porównywać do Breaking Bad czy Sopranos, bo niewiele jest seriali, które z biegiem sezonów nie tracą na jakości, a czasami wręcz zyskują. Czyli: nawet jak ktoś nie rozumie fenomenu, to tak samo go nie rozumie przy sezonie pierwszym jak i piątym 😉
No trudno, żebym pisał o całych Mad Menach jak widziałem niecały jeden sezon, więc większe wnioski zostawmy może na czas jak już obejrzę :). A chyba obejrzę, bo czytam, że dalej jest lepiej, a s1 być może najsłabszy ze wszystkich.
Losty i reszta wzorem żadnym nie są. A na pewno nie wybitnych seriali od początku do końca. Pojawiły się po to, żeby zarysować serialowy kontekst czasów, kiedy pojawił się i „Mad Men”. Który moim zdaniem ma wpływ na powodzenie MM. Co by o nich wszystkich nie mówić, zdefiniowały na nowo serial telewizyjny z jakiejś taniej telewizyjnej pierdoły do międzynarodowej sensacji, o której gada się godzinami i na którą się czeka. Produkcji niewiele już różniącej się realizacyjnie od filmu kinowego, a treściowo go często bijąc w przedbiegach. Dzięki nim mamy teraz taki poziom seriali, jaki mamy i dużo naprawdę solidnych produkcji do wyboru do koloru, co kto lubi. Może nie takich, które ogląda się jednym tchem jak Prisona w pierwszym sezonie i resztę ww. przykładów, ale trzymających poziom dużo większy niż inne seriale im równoległe. Ale to trzeba było chwili, pojawienia się Netfliksów, kolejnej rewolucji „cały serial w jeden dzień”. Moim zdaniem, może i błędnym co jest niewykluczone ;), teraz MM miałby ciężej się przebić niż wtedy, gdy idealnie trafił w odpowiednią dziurę.
To ja się jeszcze doczepię 🙂
Zasadniczo jeśli chodzi o chronologię to nie zaliczałbym 'Mad Men’ do tych samych czasów co 24, Prison Break i Lost.
Premiery:
24: 2001
Lost: 2004
Prison Break: 2005
Mad Men: 2007
Oczywiście to wszystko jest arbitralne, ale 'Mad Men’ zaliczyłbym już do kolejnej ery wraz 'Breaking Bad’ (2008),Dexterem (2006) czy Sons of Anarchy (2008) gdy producenci doszli do wniosku, że warto zainwestować w treści zdecydowanie dla dorosłych.
Czepiaj się, czepiaj, będzie więcej komentarzy :). I powiedz jak wg Ciebie jest z tą „lepszością” MM? Rzeczywiście jest lepszy w kolejnych sezonach?
Nie podam szczegółów, albowiem oglądałem już dawno temu, ale tak, zdecydowanie, jest to serial, którego późniejsze sezony są lepsze od pierwszego. Z tym, że mi się pierwszy podobał, jak komuś średnio podszedł to nie wróżę zachwytów wraz z kolejnymi.
Sprawdzę tak czy siak. Dzięki ;).
Najlepszy jest 5 sezon. Niestety, pierwszy ma moim zdaniem 2 miejsce na podium. 2 sezon nuda, 3 sezon nuda z porywami czegoś ciekawszego, 4 sezon ciekawy z porywami nudy, 5 sezon rewelacyjny, lepszy nawet od pierwszego. 6 sezon to upadek z wysokiego konia, utknąłem na początkowych odcinkach. Generalnie serial jest zdecydowanie przereklamowany, choć moja żona twierdzi że jest super. Ale na 6 sezonie też zwątpiła. Ja zwątpiłem na drugim.
Zapytałbym czy można oglądać s5 bez znajomości s2, s3 i s4, ale nie będę pytał, bo i tak po kolei pewnie obejrzę 🙂