×
Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi (2017), reż. Rian Johnson. Zwiastun filmu.

Zwiastun Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi. Analiza klatka po klatce!

Dzisiaj w nocy wylądował w Internecie pierwszy pełny zwiastun filmu Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi. Właśnie go obejrzałem i zapraszam na dogłębną analizę tych emocjonujących dwóch i pół minut!

Żartuję, komu by się chciało i kogo to obchodzi :P. I tak do tej pory już wszyscy go widzieliście, więc spóźniłbym się o dwadzieścia dwie dechy. Konkrety, panie Q, konkrety.

Zwiastun Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi

Powiem Wam w zaufaniu, że… średnio mi się podoba. Znaczy inaczej. Jest fajny, ma swoje momenty, narzekać nie ma na co (no może na tego animowanego glonojada obok Ciubaki, ale i tak się pewnie okaże, że to drugi BB-8; choć może się okazać, że jednak drugi Jar Jar) (no może jeszcze na to ujęcie Luke’a w nocy koło 1:45, które wygląda jak zripowane z VHS-a), ale nie czuję żadnej większej podniety, jak to miało miejsce w przypadku Przebudzenia Mocy. Bilety oczywiście kupiłem. Bo wiecie, od dzisiaj można też kupować bilety na grudniowe seansy. Premiera 15 grudnia, przedpremierowe pokazy już od 13 grudnia.

Nie trzeba wielkiego fachowca, żeby dostrzec w zwiastunie filmu Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi znajomy klimat Imperium kontratakuje. Zima, maszyny kroczące, treningi z Jedi przechujem, wisząca nad bohaterami zapowiedź czegoś dramatycznego, na czego rozwiązanie będzie trzeba czekać do dziewiątego epizodu. Ma to sens skoro Przebudzenie Mocy było remakiem Nowej nadziei, więc logika podpowiadałaby iść dalej tym tropem. Szczególnie że się sprawdził.

Co za tym idzie warto podkreślić, że nie ma się co podniecać giełdą nazwisk reżyserskich związanych z kolejnymi produkcjami z kanonu Star Wars. Ostatecznie to przemyślany i przeanalizowany w różnych tabelkach produkt, na który jeden reżyser, choćby najbardziej charyzmatyczny, nie może mieć aż takiego wpływu, jeśli chodzi o całość. Zakrawa to zresztą na ironię, bo najpierw zatrudnia się kogoś, kto ma jakieś tam swoje, oryginalne spojrzenie na kino, on potem zgodnie z logiką robi film po swojemu i zaczynają się świecić kontrolki, że hej, w tabelkach wyszło inaczej. Tak swoją przygodę ze Star Wars skończył ten duet od filmu o Hanie Solo, pewnie też Trevorrow od dziewiątki, choć tutaj akurat zmiana na J.J. Abramsa jest zmianą na lepsze. W przypadku filmu Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi zresztą nie ma o czym gadać, bo Rian Johnson nic ciekawego w życiu nie zrobił (nie lubię Loopera), więc Ostatni Jedi żadnym odstępstwem od kanonu nie będzie.

No ale w sumie co za problem? Nie zmienia to nic a nic faktu, że film Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi chętnie obejrzę i sądzę, że będę zadowolony z seansu. Aczkolwiek przestrzegałbym przed zbytnim jaraniem się, bo emocje powrotu franczyzy już opadły i teraz nie ma się co spodziewać żadnej rewolucji.

Podziel się tym artykułem:

5 komentarzy

  1. Dobra, to kto ten produkt ostatecznie oficjalnie reżyseruje? Johnson, czy jednak go zwolnili, bo ja nie nadążam… ? 😛

  2. Dobrze Ci!
    Ja nie wiem co będę robił jutro a Ty wiesz co za miesiąc 🙂

    Dla mnie Gwiezdne Wojny skończyły się na 3 pierwszych filmach (mówię o datach ich produkcji) i tak pewnie już pozostanie.

  3. @Koper
    Taa, dalej Johnson, ale do premiery jeszcze trochę :).

    @Arek
    Powiem więcej, wiem, co będę robił za dwa miesiące 😉

  4. @Koper 2
    Dobra, nadrobiłem zaległe komentarze :).

  5. Widziałem… 😛 Tak patrzę na ten zwiastun i widzę tam jakieś genetycznie zmutowane rysie od Ozymandiasza (tego ze „Strażników), rękę terminatora wyłaniającą się z płonących zgliszcz, jakąś „bliznę” na twarzy wyglądającą jak powłoka robotów z „Ex-Machiny”, pokemona z pingwinimi skrzydłami… ale koniec końców pewnie wrzucą Murzyna do karbonitu i w trzeciej (znaczy dziewiątej) części Mary Sue czy jak jej tam go uratuje z łap złego przemytnika. Że Ci się chciało na coś takiego kupować bilet 2 miechy do przodu. 😛

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004