Bezkresne prerie, przepastne kaniony, kowboje odjeżdżający w stronę zachodzącego słońca. Siedmiu wspaniałych to najbardziej klasyczny z klasycznych westernów, jakie w ostatnich latach można było oglądać na ekranach kin. Nie tylko dlatego, że oparty na klasycznych Siedmiu wspaniałych. Recenzja filmu Siedmiu wspaniałych.
O czym jest film Siedmiu wspaniałych
Mszę w małym miasteczku na Dzikim Zachodzie przerywa pojawienie się diabolicznego Bartholomew Bogue’a (Peter Sarsgaard) i jego siepaczy. Po wygłoszonym przez niego szybkim kazaniu staje się jasne, że mieszkańcy małego miasteczka mają tylko dwa wybory. Albo sprzedadzą Bartkowi ziemię za 20 dolarów, albo mają spadać w podskokach. Na podkreślenie swoich słów oprychy zabijają kilku mieszkańców, tłumiąc tym samym sprzeciw. Ale jak to, ziemia należy do nas, to my ją sobie zaklepaliśmy! – próbują się buntować miejscowi, ale Bogue ma to w nosie i na odchodnym puszcza kościół z dymem. Sprawa wymaga radykalnych rozwiązań. Wdowa po jednym z zabitych mieszkańców (Haley Bennett) z kolegą postanawiają ruszyć do miasta z sakiewką pełną oszczędności, by poszukać kogoś, kto mógłby załatwić problem. Mają trzy tygodnie zanim Bogue wróci po kasę. Ich wybór pada na Sama Chisolma (Denzel Washington), który właśnie w imieniu rządu skasował poszukiwanego listem gończym bandytę. Prawy i sprawiedliwy rewolwerowiec daje się zwerbować, więcej, zaczyna szukać ludzi do pomocy. Pierwszym wyborem jest miejscowy hazardzista Josh Faraday (Chris Pratt), a następny w kolejce ma być postrach pogranicza Goodnight Robicheaux (Ethan Hawke). Gdy ekipa rozrasta się do siedmiu osób, wyrusza na miejsce, by przygotować miasteczka na nadejście nieuniknionego.
Recenzja filmu Siedmiu wspaniałych
Zacznę może od tego, że remake Siedmiu wspaniałych jest filmem udanym. Nie byłem co do niego przekonany, kręciłem nawet nosem po pierwszym zwiastunie, że Antoine Fuqua nie załapał lekkości, jaką charakteryzował oryginał, a skupił się na jego mrocznej stronie – i rzeczywiście nie załapał – ale z każdym kolejnym zwiastunem coraz bardziej czekałem na film i coraz mniej byłem pewny swojej wczesnej opinii o kiszce. I okazało się, że o żadnej kiszce mowy być nie może. Siedmiu wspaniałych to nakręcony według kanonów gatunku, ale w nowoczesny sposób western, który na dużym ekranie wypada znakomicie. Piękne krajobrazy, sympatyczna muzyka (choć, niestety, słychać, że współczesna muzyka filmowa poszła w kierunku nieskazitelnych kompozycji, którym brakuje pazura wybijającego ponad kompozytorską biegłość – wystarczyło, żeby na napisach końcowych zabrzmiał w końcu znajomy motyw i wszelkie starania duetu Franglen/Horner można było wyrzucić do kosza), dużo akcji i znowu piękne krajobrazy sprawnie malowane na szerokim ekranie kamerą Mauro Fiore.
Co udało się w Siedmiu wspaniałych najbardziej? To, że mimo dużej różnicy między remakiem a oryginałem (który zresztą też był remakiem) zupełnie nie przeszkadza, że oba filmy się różnią. W zupełności wystarczy to, że wspólny jest pomysł, który – umówmy się – jakiś wybitny przecież nie jest. Ekipa siedmiu kolesi broni miasteczka przed oprychami. I może właśnie dlatego, że jest prosty, to w sumie obojętne jak zostanie rozegrany. Pewnie, brakuje scen typu wjazd z trumną na cmentarz czy przekombinowane tutaj proste pokazywanie na palcach, ilu kowbojów udało się już zwerbować, ale ich zamienniki są w porządku i daleki jest od typowego w przypadku remaków twierdzenia: trzeba było przepisać scenę w scenę, a nie kombinować. Przykład Psychozy/Psychola pokazał, że w ten sposób to też nie działa. Dlatego nie uważam, aby remake był ujmą na honorze oryginału, choć jest dość znacząco inny. (I za bardzo politycznie poprawny; no jednak śmiechowo wygląda ta ekipa zmontowana z wszelkiej maści ras). Poza tym, umówmy się, western to też nie jest gatunek, który daje jakieś wielkie możliwości. Jeden western jest podobny do drugiego i w sumie co by nie wykombinować, to i tak wiadomo, że ogląda się western, czyli gatunek wciśnięty w dość sztywną przegródkę.
Niby wyżej pochwaliłem autora scenariusza Nica Pizzolatto (do spóły z Richardem Wenkiem), ale tak naprawdę to jednak zasługuje na połajankę. Niestety, scenariuszowi brakło dialogów pióra a’la Tarantino, o które aż prosiło się w wielu fajnie i z napięciem wyreżyserowanych scenach przez Fuquę. Ot np. takie preludium z wizytą Bogue’a w kościele. Przylazł i chromoli coś o ziemi, która zamienia się w pył, każe chłopaczkowi włożyć rękę do słoika, a tam… nic, no ziemia. Potem też było sporo zamulaczy przy ognisku w myśl zasady: na ostatnie pół godziny mamy zaplanowaną wielką strzelaninę, to wcześniej można trochę pogadać o życiu. A wystarczyło wrzucić jakiś sprytny dialog i od razu inaczej by się to oglądało. Nie wypaliły też drobnostki jak np. motyw z kowbojem, który w oryginale myślał, że cała ta akcja po tony skarbów. Tutaj też Hawke próbuje przemycić taki motyw, ale w ogóle to nie gra i gdyby nie znajomość oryginału, można by się zastanawiać o co temu Hawke’owi chodzi. Szczególnie że potem już nie wraca do tematu.
Na koniec zaś zarzut najpoważniejszy, czyli najsłabszy element Siedmiu wspaniałych – o dziwo, aktorstwo. Nie umiem wytłumaczyć spięcia, jakie widać było na twarzach bohaterów. Miało się wrażenie, że mają pietra przed mierzeniem się z Brynnerami i McQueenami – no dawno takiej tremy u hollywoodzkich wymiataczy nie widziałem. A największa u Chrisa Pratta. Taki luzak, a zupełnie nie udźwignął roli luzaka.
Całość ogląda się jednak dobrze, czas spędzony w kinie nie jest czasem straconym i chętnie obejrzałbym na dużym ekranie jeszcze jakiś klasyczny western nakręcony w tak nowoczesny sposób. Choć życzyłbym sobie też jakichś lepszych choreografów od strzelanin, bo ta końcowa półgodzinna rozpierducha aż prosiła się o większy madness rodem z 13 Assassins.
(2129)
Ocena Końcowa
7
wg Q-skali
Podsumowanie : Siedmiu zaprawionych w bojach kowbojów (no jeden Indianin) staje do walki przeciwko okrutnemu przedsiębiorcy i jego armii. Udany remake klasycznego westernu ze świetną realizacją, ale zaskakująco słabym aktorstwem.
Podziel się tym artykułem:
Ethan Hawke to bardzo dawno nie widziałam w kinie, a to bardzo znany aktor, pisze także świetne książki, jedną mam. Dojrzały aktor juz teraz świetnie wypadł w westernie, no i reszta obsady też zacnie. Obejrzałabym ponowie mimo, ze to w sumie męskie kino.
Szczerze powiedziawszy sam jestem zaskoczony tym, jak ten film mi się podobał 🙂 naprawdę bardzo udane kino gatunkowe, jak widać nie tylko ja tak sądzę, frekwencja naprawdę imponująca.
„Albo zapłacą Bartkowi za dzierżawę ziemi, która od teraz należy do niego, albo mają spadać w podskokach.”
czy przypadkiem nie powinno być
„Albo sprzedadzą Bartkowi ziemię za 20 dolarów, albo mają spadać w podskokach.”?
@Boryska
No po „Boyhood” grał sporo, ale niezbyt ucelował z repertuarem, to i się do kina nie załapał. Ale. Jak się już załapał to na dwa filmy za jednym zamachem – „Plan Maggie”.
@Artur
No i prawidłowo, niech zarobi i robią więcej fajnych westernów :).
@Doniek
A nie wiem, prawdę mówiąc. Wkurwiał mnie na początku jakiś debil chrupiący popcorn i siorbiący fantę i zamiast się skupić na filmie to słuchałem chrupania. Jak jesteś pewny swojej wersji to bez gadania zmienię 🙂
Raczej jestem pewien, bo chciał szukać złota na ich działkach
Dobra, będzie na Ciebie! 😀
Pozytywnie rozbawiła mnie ta recenzja. Pomimo kilku uwag, ale właśnie takich bardziej drobnostek, to całkiem niezły film. Jestem zaskoczona jak dobrze się go odbiera. Wyszłam zadowolona i za to daję nawet 8.
[uwaga – spoiler] Największym zaskoczeniem filmu jest to, że nie gra w nim Ewan Macgregor…