Dziwny ten marzec. Jak na razie obejrzałem tylko 6 (słownie: sześć) filmów. Z drugiej strony całkiem dobrze wchodzą mi seriale i nie wiem już czy narzekać czy nie narzekać. Bo serce by chciało pooglądać filmy, a rozum obstaje przy serialach.
Serialowo, s08e05
House of Cards, s1
Asiek bardzo czeka na moją recenzję pierwszego sezonu House of Cards, ale w sumie nie mam nic wielkiego do napisania i nie wiem, czy opłaca się na te parę słów czekać. To moje drugie podejście do House of Cards (pierwsze skończyło się na szóstym odcinku) i nadal nie jestem nawet pod odrobiną wrażenia. Trzeba przetrwać pierwsze odcinki – mówili, Potem to się dzieje i szczena opada – dodawali. Cóż, jak monotonny na początku tak monotonny na końcu był ten pierwszy sezon House of Cards. Nie wydarzyło się w nim nic, co by mnie zaciekawiło, a machlojki w Białym Domu i poza nim uważam za mega spłycone. Chciałbym napisać: jaaa, ale ten Underwood przebiegły, szacun! ale nie mogę, bo tak nie uważam. Za prosto mu to wszystko idzie i tak jak napisałem na Q-Fejsie:
Znowu zacząłem „House of Cards” (1×05, próbuję kontynuować) i znowu usnąłem. Głupie to takie. Wynieśli protestującym żarcie i voila, problem zażegnany. Wyobrażacie sobie u nas? Protest KOD, alimenciarz i Swetru krzyczą na PiS, wychodzi Kaczyński z kanapkami i się wszyscy rozchodzą na kawę do starbunia do popicia? Spróbowałby mącić taki Underwood w Polsce – po miesiącu by go do Radomia wysłali na dyrektora domu kultury albo lotniska.
Przeszkadza też w oglądaniu brak sympatycznych postaci, którym by się kibicowało. Niechby i były złe, ale sympatyczne. „Najlepsze” są dziennikarki. „Bo wyjawię wszystkim, że byłaś dziwką” grozi Kate Mara kelnerce w jednym z ostatnich odcinków. No przyganiał kocioł garnkowi. Mam tylko nadzieję, że Asiek ma inne sposoby zdobywania informacji niż te gwiazdy dziennikarstwa z House of Cards ;). Najwięcej sympatii zdobył u mnie chyba viceprezydent tym swoim bólem w oczach, że nic nie znaczy i palącą chęcią zdobycia długopisu.
Pewnie spróbuję s2, więc nie jest tak najgorzej, ale House of Cards nawet nie skrobie w top moich ulubionych seriali. Podobna sytuacja jak kiedyś z Dr House’em. Liczę na to, że w myśl zauważonej dawno prawidłowości – kolejne sezony będą lepsze (bo większość uważa, że są gorsze, przynajmniej s3).
Daredevil, do połowy 2×10
Daredevil to serial, który nie miał szczęścia do Q-Bloga. Czytaj: zasługiwał na więcej niż półtora notki, a przynajmniej na jakąś notkę podsumowującą sezon, której się nie doczekał. No to teraz w pół zdania: bardzo fajny serial, ale nie rewelacyjny.
Na drugi sezon nie czekałem z mocniejszym biciem serca, ale ucieszyłem się, gdy się pojawił – zawsze to coś do oglądania bez zastanawiania się nad odpowiedzią na odwieczne pytanie: co oglądać? I będąc już prawie na ukończeniu mogę powiedzieć, że s2 podoba mi się bardziej niż z s1. Dlaczego? Odpowiedź znów można znaleźć na Q-Fejsie:
Po trzech odcinkach s2 Daredevila mogę powiedzieć, że ten sezon podoba mi się bardziej od s1. O wiele bardziej konkretny (nie trzeba poświęcać czasu na przedstawianie bohaterów i ich backgroundu), mniej mroczny i więcej się dzieje. Jona Berenthala nie lubię, ale Punisherem jest dobrym, a Cox, czy jak mu tam, dalej nie ma żadnego powera w ciosie. Ciężko to trochę oglądać, bo widać, że takimi ciosikami nikomu krzywdy by nie zrobił. No i to co w s1, wg mnie Daredevil nie powinien być niewidomy, bo i tak się tak zachowuje.
Tyle po dwóch odcinkach. Potem było ciut gorzej, bo jak dla mnie postać Elektry w ogóle niepotrzebna i tylko wprowadza zamiąch do fabuły, której mam wrażenie do końca nie ma. Niby coś się dzieje, ale przydałby się jakiś silny antagonista, a nie kilka popierdółek. Miło, że w świetle tego niedopatrzenia powrócił Kingpin, co przyjąłem z zaskoczeniem i z zadowoleniem.
Scena na klatce schodowej z 2×03 zacna, ale po co tyle sztuczek pozwalających zachować ciągłość ujęcia? W Tom Yum Goong jakoś też się bili na klatce schodowej (obszerniejszej, więc tak, było łatwiej) i dali radę bez sztuczek.
The Affair, do 1×04 włącznie
– To co, oglądamy drugi sezon? – zapytałem Aśka po zakończeniu s1 House of Cards.
– A nie ma czegoś nowego, co moglibyśmy zobaczyć razem? – odparła.
– Możemy spróbować The Affair, który polecała Ewelina (pozdrowienia, choć znałem serial i bez polecenia :P).
No i spróbowaliśmy. Gdyby ktoś nie wiedział ococho, bo całą wiedzę o serialach czerpie tylko z Q-Bloga, a tu o The Affair nie było jeszcze ani jednego słowa – służę szybkim streszczeniem. Rodzina 2+4 wybiera się na trzymiesięczne wakacje (niektórym to się powodzi) do domu bogatych krewnych. On, początkujący pisarz, chce tu napisać swoją drugą powieść. Więcej czasu zajmuje mu jednak romansowanie z miejscową kelnerką, która cały czas dochodzi (hue hue) do siebie po stracie synka. Oboje igrają z ogniem, bo i ona ma męża, który przy okazji nie jest Panem Delikatnym. A w tle przewija się morderstwo.
Kojarzycie te internetowe opowiastki z Usenetu modne sto lat temu? Ktoś pisał posta typu: jadę sobie samochodem, nagle wyskakuje jakaś baba, a ja po hamulcach i w drzewo! wyskoczyłem z auta i z ryjem na babę… Ktoś inny odpowiadał mu: no i stoję sobie na ulicy czekając na autobus, a tu pruje ten kretyn 150 na godzinę i w ostatniej chwili po hamulcach i w drzewo! wyskakuje z auta, myślałam, że się spyta czy u mnie wszystko OK, ale ten z mordą…! Następny pisał: jedziemy 150 na godzinę i wiem, że to za szybko, ale nie mogę nic zrobić; nagle tak jak myślałem, po hamplach i w drzewo – całą maskę mam do wyklepania, nie wiem, kiedy wrócę na drogę… A po nim jeszcze ktoś: jestem bocianem – przelatywałem właśnie nad tą kobietą co biegła z siatami w stronę drogi i widzę, że zza zakrętu pruje to volvo… W zależności od inwencji postujących takie łańcuszki mogły trwać w nieskończoność.
Piszę o tym, bo formuła The Affair jest podobna, ograniczona jedynie do dwóch punktów widzenia: jego i jej (które dość znacznie ze sobą się różnią). A szkoda, bo w 1×01 brakowało mi tej samej historii z punktu widzenia np. prysznica. Uważam, że to by było nowatorskie! I dodałoby trochę humoru, którego serialowi ciut brakuje.
Unosi się nad The Affair duch osadzonego na wybrzeżu Revenge, choć zdecydowanie mniej tu zwrotów akcji (ale za to o wiele więcej seksu; właściwie sam seks) i więcej przynudzania. Na litość boską, wystarczy już tej kapiącej namiętności, bo całą kałużę już nakapało. Ale człowiek ciekaw co dalej, bo jak pisałem wyżej w tle przewija się morderstwo, a wciąż nie wiadomo, kto jego ofiarą. Bo wiecie, dwoje głównych bohaterów wspomina swój romans po latach będąc przesłuchiwanymi na policji.
Slasher, do 1×03 włącznie
Po pochwałach dotyczących pilota w końcu znalazłem chwilę, żeby zobaczyć, co też w Slasherze dzieje się dalej i może nie jest tak OK jak w pierwszym odcinku, ale dalej da się to oglądać. Co prawda to propozycja jedynie dla tych, którzy lubią powtarzalność slasherów, bo inni zapewne prędzej skorzystają z możliwości wypisywania co też jest w tym serialu nie tak. Bo sporo jest. Ale chyba nadal plusy przesłaniają minusy. Slasher to z pewnością przeciętny serial, ale jeśli komuś podpasuje tematycznie to będzie się w miarę nieźle bawił. Ot taka cheesy produkcja bez bawienia się w nadmierną efektowność i udowadnianie jacy to my, twórcy serialu, jesteśmy cool i w ogóle.
Trochę szkoda, że historia podąża w wyświechtanym kierunku kary za popełnienie siedmiu grzechów głównych (już ktoś to opowiedział lepiej; no chyba, że jakiś twist będzie co niewykluczone) i cały czas się zastanawiam, co w głowie ma główna bohaterka, która w małym miasteczku urządza galerię sztuki. Z głodu chce umrzeć czy co? Z drugiej strony to miasteczko, które ma gazetę wyglądająca od środka i „zachowującą się” jak Washington Post, więc może czegoś nie wiem o amerykańskich małych miasteczkach.
Survivor, do 32×05 włącznie
Urósł Jeffowi Probstowi nos w ostatnim odcinku, oj urósł. Kto uwierzy w te jego: od początku planowaliśmy połączyć was w nowe plemiona w piątym odcinku, ale nieoczekiwane odesłanie jednego z graczy do domu z powodów medycznych trochę pokrzyżowało nam plany? Pierdu pierdu. Po raz kolejny okazało się po prostu, że dzielenie uczestników na trzy mniejsze plemiona nie ma sensu. Wystarczy, że jedno z nich będzie ciągle przegrywać i od razu po paru odcinkach potrzebny będzie merdż. No bo co to za konkurencje, co to może w nich jedynie trójka uczestników z jednego plemienia startować?
Tyle survivorowych przemyśleń. Na razie jest jak to w Survivorze – dobrze, ale zabawa i tak zacznie się dopiero po finalnym merdżu, a póki co trzeba to przetrwać. Więcej dzieje się w pierwszej połowie odcinka, bo coś tam zawsze autorzy zakombinują, żeby urozmaicić (emocjonujące było, nie przeczę, gdy trójka graczy prawie umarła 😉 ) niż na radach plemienia, gdy raczej nic się już zakombinować nie da – jak zagłosowali, tak zagłosowali. Trudno o emocje, gdy głosy są pewne, żaden montaż nie pomoże. Nie, żeby było to jakieś męczące, ot zwyczajnie – potem na pewno będzie lepiej. A jak już zmontują tego superidola to dopiero może być ciekawie.
Cieszy, że osoba, za którą trzymam kciuki od pierwszego odcinka cały czas jest w grze. Trochę niepokoi, że w ostatnim odcinku za dużo była na celowniku.
The 100, do 3×08 włącznie
Równie zaskakujące co zwroty akcji w serialu jest to, jak niewiele pamiętam z odcinków zaledwie tydzień po ich obejrzeniu. Trzymajcie kciuki za moją pamięć, bo czuję, że jest z nią coraz gorzej. Yyy, jakoś groźnie to zabrzmiało, nie miałem takiego zamiaru ani nie powinno :).
Po rozwiązaniu fabularnym rodem z Gry o tron w odcinku 3×07, trochę zawiodłem się, że w 3×08 poszli po typowej linii serialowej i zaserwowali odcinek, w którym nie pociągnięto tematu szokującej (bo niespodziewanej) śmierci Lexy. Polityczno-militarne przepychanki w Arkadii są zdecydowanie mniej atrakcyjne niż to, co dzieje się w Polis. I jeszcze tyle zachodu tylko po to, żeby Desmond nie przygrzmocił w bramę tylko się przed nią zatrzymał. Kara śmierci brzmi groźnie, ale bez wykonania wyroku na miejscu wiadomo, że (raczej) do egzekucji nie dojdzie.
Natomiast odcinek 3×07 na ogromnym plusie. Oczywiście politycznie poprawna Ameryka jęczy teraz, że twórcy serialu to homofoby, ale mam nadzieję, że nikt ich nie będzie słuchał i nie zmieni scenariusza na taki, żeby się spodobał tym terrorystom. Lepiej niespodziewanie odstrzelić ważną postać niezależnie od jej orientacji seksualnej niż w nieskończoność utrzymywać ją przy życiu przez piętnaście sezonów.
Pożyczony z któregoś tam fabularnego Star Treka motyw Polis wypadł bardzo zacnie, tak samo, jak i ujawnienie „tożsamości” Komandora przechodzącego z wybrańca na wybrańca. No po prostu bardzo miodny odcinek.
The Walking Dead, do 6×14 włącznie
Oczekiwania na Negana ciąg dalszy. Z jednej strony nie mam nic przeciwko takim odcinkom jak dzisiejszy, bo lubię oglądać The Walking Dead, a to cały czas zapewnia mi taki poziom, jakiego oczekuję, ale z drugiej cały czas czuć, że to tylko preludium do wprowadzenia badgaja. Czyli, jakby nie patrzeć, zapychacze.
Zdaje się nie pisałem jeszcze o tym kontrowersyjnym odcinku z atakiem na bazę Negana (tę z dupistą anteną, 6×12 bodajże), więc napiszę, że trochę zawiodłem się na bohaterach z powodu tego, jak wyglądała ta akcja. Zakradanie się i zabijanie we śnie trochę nie przystoi na moje oko, choć znakomicie rozumiem motywację i konieczność. Chciałoby się jednak, by do końca byli (w miarę) prawi i sprawiedliwi, a nie tak łatwo wydawali wyroki na ludziach, których nie znają. A gdyby tu przechodziła wasza matka?
Ale żeby tak Alicię Witt na jeden odcinek tylko wprowadzać do serialu? No chyba, że siódmy sezon to będzie jedna wielka retrospekcja związana z Neganem i przyległościami. Ale by się wszyscy wściekli :). Ale przynajmniej zaskoczyła mnie jej śmierć, czego nie mogę powiedzieć o śmierci dzisiejszej. Filmy/seriale coraz częściej podążają tą ścieżką wydeptaną w Deep Blue Sea przez Samuela L. Jacksona i coraz łatwiej wyczuć, że po jakimś pozytywnym wydarzeniu czy podnoszącej na duchu przemowie nagle pac i do piachu.
Podziel się tym artykułem:
Rodzina 2 plus 4 🙂 Z reszta sie zgadzam zwlaszcza z vice.
Najlepszy sposób na uzyskanie komcia – pomylić się 😛
W przypadku The 100 jesteś jak najbardziej usprawiedliwiony, że nie pamiętasz.
Scenarzyści i producenci od drugiego odcinka pierwszego sezonu nie pamiętają tego co było wcześniej.
Jak dla mnie to kompletnie absurdalny teatr telewizji tylko rozgrywany między drzewkami jakiegoś lasku.
Jedyne co z tego można wynieść to świadomość dlaczego w USA jest taka skala zabójstw.
Nie wiem czemu, ale mój własny blog nie chce przyjąć mojego wielce merytorycznego komentarza: „Etam”. Może w dłuższej formie przejdzie.
Ale chyba nie męczysz się z tym beznadziejnym serialem?
Na szczęście mam takie braki czasu, że muszę wybierać co oglądam i ciąć niemiłosiernie gnioty 🙂
Na nieszczęście – moja połówka ogląda różne szmiry, nawet to The 100 i mimo woli coś tam do mnie dociera.