„TOM YUM GOONG” [„TOM YUM GOONG”]

Kham (Tony Jaa) wyrusza z Tajlandi do Australii w poszukiwaniu swojego najlepszego przyjaciela – słonia.

Idąc za ciosem (dosłownie) twórcy „Ong Bak” postanowili nakręcić kolejny film dający możliwość Tony’emu Jaa na zaprezentowanie swoich nieprzeciętnych umiejętności. No i proszę państwa co tam się nie wyrabia!

Fabułą filmu nie ma się co przejmować, bo takowej nie ma, przy czym nie ma też absolutnie żadnego znaczenia, że jej nie ma, bo do szczęścia ona nikomu niepotrzebna kiedy na ekranie dzieją się takie cuda. Główny bohater dwoi się i troi, a jego przeciwnicy padają jak muchy. Przy okazji twórcy filmu również bardzo dobrze się bawią serwując po drodze kilka znakomitych ujęć na czele z czterominutową rozwałką nakręconą bez cięć. Natomiast końcowa walka jeden vs plus minus sto to najprawdopodbniej najwięcej połamanych kości w przeciągu paru minut w historii kina. Nie chce się wierzyć, że nikomu podczas jej kręcenia się nic nie stało.

Jednym słowem mamy tutaj wszystko to samo co w „Ong Bak” tyle, że nakręcone jeszcze lepiej, tak samo efektownie jeśli chodzi o walki i również bez użycia trików w postaci trampolin czy sznurków. No i gdyby wywalić tego łysego co w „Ong Bak” też był, to by się nie było czym irytować – no ale nie można mieć wszystkiego.

Podsumowując – zdecydowanie najlepsza naparzanka ostatnich lat. 5+(6) Byłaby cała szóstka, ale zakończenie w postaci walki z kilkoma strongmanami maksymalnie głupie.

Skomentuj

Twój adres mailowy nie zostanie opublikowany. Niezbędne pola zostały zaznaczone o taką gwiazdką: *

*

Quentin

Quentin
Jestem Quentin. Filmowego bloga piszę nieprzerwanie od 2004 roku (kto da więcej?). Wcześniej na Blox.pl, teraz u siebie. Reszta nieistotna - to nie portal randkowy. Ale, jeśli już koniecznie musicie wiedzieć, to tak, jestem zajebisty.
www.VD.pl