×
Leonardo DiCaprio w filmie Zjawa

Zjawa, czyli Zabili go i uciekł

Najgorzej jest zawsze rozpocząć recenzję. Potem już płynie, ale te początki są straszne, bardzo ich nie lubię. Szczególnie gdy nie wiem jak zacząć. Tak jak teraz. Ale przetrwam to i dam radę. Jak Hugh Glass, bohater filmu Zjawa [The Revenant], którego to recenzja. Przeczołgam się przez rurę pełną gówna, żeby wyjść z drugiej strony czysty jak łza – żeby przywołać cytat z jeszcze innego filmu.

Zjawa [The Revenant] (2015)
Reżyseria: Alejandro González Inárritu
Scenariusz: Mark L. Smith, Alejandro González Inárritu
Na podstawie powieści: Michaela Punke
Obsada: Leonardo DiCaprio, Tom Hardy, Domhnall Gleeson, Will Poulter, Forrest Goodluck, Paul Anderson
Zdjęcia: Emmanuel Lubezki
Muzyka: Carsten Nicolai, Ryuichi Sakamoto
Kraj produkcji: USA

O czym jest film Zjawa?

Razem z bohaterami filmu przenosimy się na początek XIX wieku w Góry Skaliste. Jest dokładnie 1823 rok i właśnie trwa futrzarska ekspedycja w dziewicze tereny amerykańskiego Pogranicza. Łupy są zacne, ale zagrożenie atakiem Indian coraz bardziej realne. I rzeczywiście. Tubylcy robią z wyprawy jesień średniowiecza, którą udaje się przetrwać tylko nielicznym. A to początek kłopotów, bo do domu droga daleka. Wybierając trudny szlak lądowy narażeni są na ciągłe niebezpieczeństwo. Znane, jak i to zupełnie przypadkowe jak niedźwiedzica, która atakuje Hugh Glassa (Leonardo DiCaprio), głównego tropiciela i etatowego badassa. W wyniku tego ataku Glass ulega szeregowi poważnych ran, które najprawdopodobniej szybko okażą się śmiertelne. Poorane pazurami aż do żeber plecy, złamana noga, sitko w miejscu, w którym kiedyś była szyja… Dwóch kompanów Glassa oraz jego syn mieszaniec zgadza się zostać przy nim do czasu jego śmierci. Zasłużył bowiem zdaniem dowódcy na chrześcijański pochówek. Tyle, że Glass nie umiera, a Indianie cały czas depczą po piętach. Żeby nie przedłużać – półżywy Glass zostaje zakopany w płytkim grobie i pozostawiony na pastwę losu. Udaje mu się z niego wydostać i pełzając oraz krwawiąc rusza szlakiem srogiej pomsty w zapalczywym gniewie.

Zjawa – film inspirowany faktami

Tako rzecze zwiastun i rzeczywiście, standardowo trochę inspiracji faktami tu znajdziemy. Technicznie rzecz biorąc Zjawa oparta jest na książce autorstwa Michaela Punke, ale u zarania obydwu znajduje się legenda amerykańskiego trapera Hugh Glassa, który żył na przełomie XVIII i XIX wieku i zajmował się łowiectwem. Glass naprawdę zaciągnął się do ekspedycji futrzarskiej odpowiadając na… anons w gazecie i w jej trakcie został zaatakowany najpierw przez Indian, potem przez niedźwiedzia. Legenda to dobrze znana i popularna (no u nas to nie), stąd ten zwiastun i ten mój opis fabuły sprawiający wrażenie opowiadającego cały film. Ale nie przejmujcie się tym wrażeniem, bo fabuła filmu Zjawa jest w niej mniej istotna, o czym za chwilę. Wróćmy wcześniej na trochę do faktów. A te znacząco różnią się od filmowej fabuły. Przede wszystkim nie jest niczym potwierdzone, że Glass miałby się wżenić w plemię Paunisów, z którym rzekomo przebywał przez kilka lat. Na pewno nie miał syna, który mógłby podpaść Fitzgeraldowi (koleś grany przez Toma Hardy’ego; 1. to jeden z niewielu dobrych filmów z Hardym :P; 2. piszę lekkimi półsłówkami, żeby nie spoilerować, choć w przypadku Zjawy ciężko coś zaspoilerować) i takiego siłą rzeczy nie zabrał na feralną wyprawę. Czyli główny punkt dramaturgii filmu Zjawa nie ma racji bytu, jeśli mowa o inspiracji faktami. I można dodać, że gdyby trochę go okrojono, to myślę, że wyszłoby filmowi na dobre, bo jeśli coś jest w nim słabe, to na pewno są to flashbacki Glassa.

Z grubsza więc całkiem fikcyjna jest ta część historii rodzinnej Glassa, ale już zostawienie go na pastwę losu się zgadza – nie do końca wiadomo, czy w niecnym procederze brał udział pełną gębą Jim Bridger, myślę, że jego sława i dobre imię ma decydujące znaczenie u tych, którzy twierdzą, że nie, to niemożliwe. Nevermind. Zgadza się też pełzająca droga Glassa przez mękę, choć nie jest do końca pewne jak długą drogę pokonał przez te sześć tygodni pełzającej tułaczki z gnijącym ciałem na plecach, dziurawym gardłem i złamaną nogą. Im bardziej popularna była legenda o Glassie, tym więcej wyczynów zaczęto mu przypisywać, a on sam nigdy nie zostawił spisanej osobiście historii. Trudno więc bezsprzecznie ocenić, czy ekstremalne przeciwności losu są jedynie wymysłem scenarzystów, bo przecież tak, to mogło się zdarzyć. Nie zdarzyła się natomiast cała końcówka, jaką możemy oglądać w filmie.

No i ważny szczególik – prawdziwe wydarzenia miały miejsce latem, a nie u zarania zimy i zimą.

Recenzja filmu Zjawa

No w końcu! – chciałoby się westchnąć. Lepiej późno niż wcale – można by odpowiedzieć. Cóż, wspomniałem wyżej, że fabuła filmu Zjawa jest mniej istotna (dlatego poświęciłem jej dwa długie akapity), więc co jest istotne? Ano istotne jest nie to co, ale jak! Zjawa to kolejny dowód na nieograniczone możliwości współczesnego kina i jeśli ktoś kocha kino, to nie widzę szans, by się nie zachwycił tym, co można oglądać na ekranie (koniecznie kinowym). Puszczam mimo uszu uwagi, że Zjawa była nudna, bo według mnie nuda w przypadku tego filmu nie ma żadnego znaczenia, kiedy można się cieszyć każdym kadrem i podziwiać reżyserskie zdolności Alejandro Gonzáleza Inárritu, którego o wiele bardziej lubię, gdy wyrósł w końcu z tych swoich filmów z gatunku: pozornie niezwiązane ze sobą historie łączą się w jedną całość; świetne Amores Perros by w zupełności wystarczyło. A że wsparte jest to fachowym okiem operatora Emmanuela Lubezkiego to mamy do czynienia z technicznym filmowym arcydziełem.

#FunnyFact Wszystkie sześć filmów wyreżyserowanych przez Alejandro Gonzáleza Inárritu było nominowane do Oscara w jakiejś kategorii.

Nie ma co zaprzeczać, nie byłem jakoś pozytywnie nastawiony do tego projektu, a zwiastuny Zjawy mnie nie przekonały. I w sumie nie dziwię się teraz już po obejrzeniu filmu, że tak było. Aby docenić film Zjawa trzeba go po prostu obejrzeć, nic nie zastąpi tego przeżycia. Mnie kupił od samego początku i – choć przyznaję, że sama fabuła jest sztampowa i nie ma w niej niczego niezwykłego; tak, przyznam też, że potrafię sobie wyobrazić, że ktoś się na Zjawie wynudził – miał po swojej stronie do końca. Bardzo podoba mi się taka surowa wizja świata sprzed dwustu lat bez wesołych kowbojów, kolorowych Indian i tego całego klasyczno-westernowego skansenu. O wiele bardziej trafia do mnie właśnie taki świat pełen chłodu, brutalności i krwawej walki o przetrwanie, w której przetrwają najsilniejsi. Chyba też w tym tkwi siła Zjawy, że podczas seansu możesz sobie skonfrontować swoje wyobrażenia o dzielnych traperach przyszłych kowbojach, które do tej pory wyrobiło ci kino z tym, jak bardzo nieprzyjazne to były czasy zupełnie innych ludzi. Brawo dla reżysera, ekipy i aktorów, że dali zaciągnąć swoje tyłki w zadupia świata, by tam zmarznąć dla realizmu.

Kręcona w całości przy świetle naturalnym Zjawa ma w sobie wszystko, co dobrego może zaoferować współczesne kino. Przy pomocy, a jakże, jednoujęciowych scen i innych sztuczek udało się stworzyć w pełni wiarygodny film, który jest tak daleko od CGI jak to tylko możliwe. Nawet jeśli miśka grał zielony facet :P.

PS. Czy Leonardo DiCaprio w końcu dostanie Oscara?

Nie wiem. Ale myślę, że skoro nie dostał Oscara za Wilka z Wall Street, to za Zjawę może być ciężko.

(2052)

Najgorzej jest zawsze rozpocząć recenzję. Potem już płynie, ale te początki są straszne, bardzo ich nie lubię. Szczególnie gdy nie wiem jak zacząć. Tak jak teraz. Ale przetrwam to i dam radę. Jak Hugh Glass, bohater filmu Zjawa [The Revenant], którego to recenzja. Przeczołgam się przez rurę pełną gówna, żeby wyjść z drugiej strony czysty jak łza - żeby przywołać cytat z jeszcze innego filmu. Zjawa [The Revenant] (2015) Reżyseria: Alejandro González Inárritu Scenariusz: Mark L. Smith, Alejandro González Inárritu Na podstawie powieści: Michaela Punke Obsada: Leonardo DiCaprio, Tom Hardy, Domhnall Gleeson, Will Poulter, Forrest Goodluck, Paul Anderson…

Ocena Końcowa

9

wg Q-skali

Podsumowanie : Pozostawiony na pewną śmierć traper wyrusza na ścieżkę zemsty poprzez niedostępne tereny dziewiczej Ameryki. Popis nieograniczonych możliwości dzisiejszego kina. Będzie deszcz Oscarów.

Podziel się tym artykułem:

15 komentarzy

  1. I znowu się nie zgadzamy 🙁
    Ten film to totalna porażka. Potworne dłużyzny – jak ktoś chce kręcić film przyrodniczy to nie się tego trzyma – absolutnie niewiarygodne wydarzenia przez atak niedźwiedzia, który normalnie to uderzeniem łapy zabija bizona, odporność tych ludzi na zimno, chłód i mróz. Totalne bzdury, które wszystko psują.
    To miał chyba być jakiś film filozoficzno-metafizyczny, ale i tutaj poległ.

  2. Daj spokój, niewiarygodne może jedynie z punktu widzenia współczesnego człowieka, nie ma co nawet porównywać do kolesi przywykłych do tak srogich warunków, którym ognisko z trzech patyków wystarczyło za centralne ogrzewanie i którzy od małego się w takim klimacie wychowywali.

    No ale jak piszę, mnie fabuła mniej tu zainteresowała niż to, jak zrobiony jest ten film, a jest zrobiony perfekcyjnie. Możesz i temu zaprzeczać, ale to moje ostatnie słowo w tej kwestii :).

  3. Niewiarygodny my ass, film oparty na prawdziwej historii. Atak niedźwiedzia, tzn. całą choreografię oparto na nagraniu z berlińskiego zoo, gdzie gościu został zaatakowany przez miśka na wybiegu. Kiepski research masz kolego.

    Film wybitny, sekwencja otwierająca z atakiem indian na obóz – majstersztyk, lepsza nawet od zapasów z niedźwiedzicą. Podczas tej sceny autentycznie opadła mi kopara, tzn. w pewnym momencie zreflektowałem się, że zapomniałem zamknąć ust.

    W pewnym momencie akcja spowalnia, to fakt, ale inaczej się nie dało, musiał się jakoś tam przecież przeczołgać – tylko, że mi to wcale nie przeszkadzało, nie jestem uzależniony od laserów i wybuchów.

    Dla mnie mocne 8/10.

  4. Oscara to powinien dostać już dawno za „Co gryzie Gilberta Grape’a”. Jeżeli w tym roku nie dostanie to w następnym filmie zobaczymy DiCaprio jak obcina sobie nogę na żywca (bez efektów specjalnych) lub wyłupuje oko (biorąc sobie do serca wypowiedź Johna Wayna).

  5. @devingel
    Proszę Cię – porównujesz atak oswojonego od urodzenia niedźwiedzia, chcącego dorwać się do przysmaków z kieszeni karmiciela, do ataku dziko żyjącego drapieżnika – samicy broniącej swoje małe?

  6. frank drebin

    Ja byłem potwornie zajarany zwiastunem i film spełnił moje oczekiwania. Dałem 9/10.
    Jedyne na co się skarżę, to że niektóre sceny z trailera okazały się sennymi majakami (co mi nie pasowało) i że było ich tylko ciut więcej niż w trailerze, co uważam za spore nadużycie.

  7. fajne zdjęcia i muzyka, to są plusy , choć film wygląda na przerost formy nad treścią. każde możliwe ujęcie cyzelowane. Najlepsza scena to atak indian na obóz. Flashbacki zupełnie z dupy.Jedyne co zostajew po seansie w pamięci to Hardy i rudy.

  8. Tak nieistotne, że tylko 2 akapity hehe – piękne. Eeeeech zmęczyłem. Chociaż wstępniak nie zachęcał do dalszego czytania (SEO?). Z wieloma rzeczami się nie zgadzam i oczywiście odsyłam do swojego tekstu o Zjawie. Tylko, że tam nie ma funnyfactów. ps. No mam nadzieję, że nie będzie deszczu Oscarów. KAMĄ!!

  9. Nie, nie SEO.

  10. Seans kapitalny, głownie dlatego że chłopaki spakowali manatki i pojechali w góry Kanady i Argentyny by się potaplać w błocie i śniegu, a Lubezki jak zwykle jakieś żonglerki i woltyżerki z kamerą wyprawiał. 😉 Podśmiechuję się, ale film jak najbardziej mi się podobał mimo średniej fabuły. No i tego, że „jest tak daleko od CGI jak to tylko możliwe” to wcale nie taka prawda, bo wszystko co w tym filmie biega a nie jest człowiekiem lub koniem to właśnie CGI. Czasami nazbyt oczywiste niestety.

  11. Widocznie się inaczej nie dało i wtedy „jak to tylko możliwe” pozostaje prawdą 😉

  12. Nie da się nakręcić filmu bez wilków i niedźwiedzi CGI? Powiedz to Annaudowi. 😉 😛 Tylko wtedy trzeba by pewnie trochę więcej cięć i Lubezki nie mógłby sobie pozwolić na jakieś długie ujęcia i wywijanie kamerą. 🙂

  13. No i sam widzisz, że nie dało się inaczej 😀

  14. Oj, przynajmniej część by się dało. Tylko już im się nie chciało męczyć z prawdziwymi zwierzętami. 😛

  15. film jest pastiszem…czego jakoś się nie wspomina.A ten oryginalny,,wcale nie jet taki zły,i chyba bliższy prawdy.

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004