No dobra, chyba się w końcu uzbierało trochę więcej niż dwa seriale do opisania, więc można zaczynać ósmy sezon najbardziej nieregularnego cyklu na Q-Blogu. Choć w sumie ósmy sezon brzmi dumnie. Co tam, że połowa sezonów miała mniej odcinków niż Sherlock :).
The Walking Dead do 6×08
Za nami półfinał szóstego sezonu, okazja więc w sam raz, żeby coś o tymże nastukać, choć w przypadku The Walking Dead cały czas właściwie mam to samo do napisania. Lubię ten serial, przyjemnie mi się go ogląda itd. itp. Według mnie on ani lepszy ani gorszy nie bywa, cały czas jest taki sam i albo się go lubi albo nie. Nie wydaje mi się, żeby szósty już sezon mógł coś w tym zmienić i sprawić, że ktoś nagle zapała do The Walking Dead miłością czy nienawiścią. Przy czym pewnie to drugie ciut prędzej niż to pierwsze.
Pierwszą połowę szóstego sezonu też można podzielić na pół – bardzo fajną pierwszą i pozostawiająca niedosyt drugą. Do odcinka z Morganem (włącznie) nie miałem do The Walking Dead żadnych większych zastrzeżeń (i rozpaczałem po kozie). Rozpoczął się z grubej rury, było dużo napieprzania, jeszcze więcej napięcia i martwienia się o bohaterów czy przeżyją. Czyli to, co w The Walking Dead powinno być i co dobrze wychodzi.
Po odcinku z Morganem było już dużo gorzej i można śmiało przychylić się do opinii (jeśli takie są 🙂 ale podejrzewam, że są), że całą z nich akcję można by śmiało streścić w dwóch odcinkach, a resztę czasu wykorzystać na coś lepszego niż jałowe rozmowy, które niby budują rys postaci, ale tak naprawdę po sześciu sezonach już nic nie wnoszą do sprawy. Autorom serialu w to graj, bo dzięki temu mogą cały czas eksplorować swój ulubiony wątek – największym wrogiem dla człowieka w czasie epidemii zombie jest drugi człowiek. Co za dużo to niezdrowo, ja jednak wolę, gdy największym wrogiem jest horda zombie, którą trzeba pozabijać. W połączeniu z drugim ulubionym motywem – podziału grupy na podgrupy – nie zdziwiłbym się, gdyby widz w końcu się zirytował, bo praktycznie co odcinek akcja wraca do jakiegoś punktu z przeszłości i podejmuje go z innego punktu widzenia, z innego miejsca w ogóle. I co za tym idzie, tak jak w pierwszym odcinku największym zagrożeniem było w trzy dupy zombiaków, tak w ósmym dalej zagrożenie to ta sama grupa w trzy dupy zombiaków i, prawdę powiedziawszy, patrząc przez ten pryzmat – cały półsezon przestał w miejscu.
Nie przeszkadza mi to jednak jakoś zbytnio, tak jak i nie przeszkadzał mi cały wątek z Glennem. Od razu wiedziałem, że nic mu nie będzie, bo tu nie ma cudów, zawsze działa sformułowana tu kiedyś zasada: nie ma stuprocentowego trupa, nie ma trupa. Dopóki nie widzisz na szerokim planie jak ci odcinają łeb, a potem przyjaciele płaczą nad twoim ciałem – to żyjesz. I może twórcy trochę wieśniacko załatwili sprawę, ale skutek osiągnęli – debatom nie było końca.
Największy minus półsezonu – odcinek z Darylem i Rudym, możliwe, że najgłupszy w całej historii serialu. Tak niechlujnie napisany i wyreżyserowany, że aż przykro.
Scena po napisach The Walking Dead 6×08:
The Flash do 2×08
Oto nadszedł w końcu ten czas, gdy The Flash-a oglądam na bieżąco. No wiecie, nie czekam, tylko jak jest odcinek to oglądam go od razu. To zawsze oznacza, że lubię jakiś serial. Budzę się rano i se myślę: o, fajnie, dzisiaj „coś tam”.
W The Flash-u też w zasadzie wiele się nie zmienia. To co mi się w nim podobało, dalej mi się podoba. Przede wszystkim jest komiksowy w moim zrozumieniu słowa „komiksowy”. Poza tym jest luźny, odpowiada mi jego poczucie humoru, częste nawiązania do filmów i seriali oraz dystans do całej historii. Nic tak nie zabija komiksu jak śmiertelna powaga superbohaterów w lateksowych gaciach. W The Flash to nie grozi.
Imponujące jest również to, jak sprytnie budowana jest cała historia, cały czas otwierając drzwi do nieskończonych możliwości. Nie ma tak – co zabiłoby serial – że co pięć odcinków kontynuują jakiś główny wątek, a w pozostałych prowadzą jakieś z dupy sprawy, które przecież zawsze muszą skończyć się tak samo. Jest złoczyńca, narobi szkody, ale na końcu go złapią. Niezbyt efektownie, bo Barry nie ma nie wiadomo jakich możliwości działania. Pomacha rękami i zrobi wir, będzie szybszy i przeciwnik się nie zorientuje… i to właściwie cała gama jego ruchów. Byłoby nudno. Na szczęście takich zapchajdziur jest stosunkowo niewiele ze wskazaniem na prawie wcale. Motywem przewodnim jest główny wątek i za to brawo.
A sam główny wątek w drugim sezonie też uznaję za wielki plus. Świetna koncepcja z drugą Ziemią otwierająca możliwość do powrotu najlepszej postaci serialu – Harrisona Wellsa. Plus wiele innych możliwości w każdym aspekcie samego serialu jak i świata okołoserialowego (news w telewizji Ziemi 2 „zabijający” od razu na wyspie Olivera Queena).
Może trochę za dużo namnożyło się tu superbohaterów – dzisiejszy odcinek to już patologia, ale przyjemna patologia 🙂 – ale przeżyję. Przynajmniej będę komiksowo mądrzejszy. Już się wycwaniłem i co tylko się ktoś pojawia to sprawdzam, jakie będzie miał moce w przyszłości. A zresztą zaraz kilka z postaci wyekspediują do Legends of Tomorrow i będzie spokój (nawiasem mówiąc Cisco i Hawkgirl to najbardziej niedobrana para ever).
Tak więc – do boju Barry!
Zwiastun podwójnego odcinka The Flash & Arrow:
Fargo, 2×01
Nie oglądałem pierwszego sezonu. Wróć, oglądałem pierwszy odcinek i mi nie podszedł. Chyba pisałem tu czemu, potem poszukam i podlinkuję (jak nie będzie linka to znaczy, że nie pisałem :P). Odpuściłem więc bez żalu nie zważając na zachwyty zewsząd. Drugiego sezonu nie tykałem z tego samego powodu. Gdzieś tak po czwartym odcinku podpytałem czy trzeba znać pierwszy sezon, żeby oglądać drugi i gdy dowiedziałem się, że nie… dalej nie oglądałem. Aż do teraz, gdy pomyślałem, że warto by było mieć o czym napisać w Serialowie. I obejrzałem pilota.
Jest dobrze, nie będę zgrywał marudy na morzu zachwytów, bo nie ma na co marudzić. Nie zostałem rażony piorunem i nie mam zamiaru popełnić harakiri, że tyle czasu zwlekałem z oglądaniem, ale myślę, że podgonienie drugiego sezonu nie potrwa długo. Potem pomyślę co zrobić z pierwszym, na razie się nim nie będę przejmował, a zamiast tego poczekam spokojnie co też wydarzy się dalej, że Fargo oceniane jest tak wysoko jak jest. Bo po 2×01 myślę, że to dobry serial, ale tylko pierwszą połówkę odcinka nazwałbym bardzo dobrą.
Gdyby ktoś był ciekawy drugiego sezonu Fargo i od niego chciałby rozpocząć przygodę, to sytuacja wygląda następująco. Zima w Minnesocie. Łasicowatego sprzedawcę samochodów zastąpił łasicowaty najmłodszy brat (Kieran Culkin) z przestępczej rodziny. Chcąc udowodnić, że do czegoś się nadaje, w pojedynkę chce wkręcić się w jakiś mega durny, ale podobno przynoszący profit biznes. W tym celu musi pogadać ze stojącą na drodze sędziną. Kończy się kilkoma trupami. Do akcji wkracza odpowiednik policjantki w ciąży – policjant nie w ciąży (Patrick Wilson). Dokonując oględzin miejsca zbrodni gada o fargowatych pierdołach (takie dyskusje o codzienności – przeciwwaga dla krwawych mordów) z teściem (Ted Danson). Tymczasem gdzieś tam niedaleko mąż rzeźnik (Jesse Plemons) wraca do swojej żony (Kirsten Dunst), która bardzo chciałaby zmienić swoje życie, ale mąż jest dla niej piątym kołem u wozu.
Na minus na razie jedynie Plemmons i Dunst – drewnianego aktorstwa mogliby uczyć Stevena Seagala. Mam nadzieję, że się rozkręcą. Nie wiem, co z tym UFO, ale na razie dam sobie z tym spokój, bo obawiam się, że to jakiś artefakt, do zrozumienia którego potrzebny pierwszy sezon.
Zwiastun drugiego sezonu Fargo:
American Horror Story do 5×05
Do pierwszego sezonu American Horror Story podchodziłem dwa razy. Ani razu nie przebrnąłem przez pierwszy odcinek i dałem sobie spokój z próbowaniem dalej. Daj szansę, mówili, każdy sezon o czym innym. Nie dałem, taki jestem! Aż tu w końcu zachciało się Aśkowi piątego sezonu, bo gra w nim Lady Gaga. Lady Gaga to, Lady Gaga tamto – odpuściłem i dołączyłem do oglądania. I jest całkiem fajnie.
Dalej nie do końca trawię ten specyficzny ahs-owy klimat, który ciężko opisać słowami. Wolałbym, żeby to wszystko wyglądało prosto jak zwyczajny horror, a nie tak srartystycznie ą i ę, ale cóż, macham na to ręką. Szczególnie że jestem pod wrażeniem skali brutalności (w zasadzie uważam, że jest… zbyt brutalny), jaką serwuje piąty sezon American Horror Story. Niespotykaną chyba w ogóle w dzisiejszym kinie. Strasznie się to gryzie z pruderyjnym zasłanianiem sutków aktorek, ale na temat tej hipokryzji w dzisiejszej telewizji napisano już tomy, więc nie będę dodawał swoich kilku groszy.
Fabuła sezonu interesuje mnie średnio, ale podziwiam maestrię niektórych naprawdę świetnych scen – małych dziełek sztuki, które mogłyby spokojnie robić za osobne teledyski i konkurować z innymi profesjonalnymi teledyskami. Bardzo podobała mi się realizacja czarno-białej opowieści o początkach hotelu Cortez i jego właściciela – to na razie najlepsze kilka minut w tych pięciu odcinkach, które do tej pory widziałem. Aż chciałoby się obejrzeć film utrzymany w takim klimacie i ociekający czarno-białą krwią.
No i świetny pomysł z tym Halloween z seryjnymi mordercami. Tylko trochę niewykorzystany jak dla mnie.. Tak czy siak – jako całość American Horror Story mnie nie wciąga, ale ma takie momenty – sporo momentów – dla których warto go oglądać.
Lady Gaga w American Horror Story: Hotel:
Survivor do 31×10
Cholera, cholera, cholera, znowu się na spoilery natknąłem, wrrr. Mam nadzieję, że to tylko ktoś błysnąć chciał i w błąd wprowadzić w komentarzach na fanpejdżu programu, ale jakoś w to nie wierzę. Odpisali mu, że już się kolejność nie sprawdziła, ale różnice były zbyt niewielkie, żeby odetchnąć z ulgą. Dalej się nie wczytywałem, staram się zapomnieć kto kiedy. No ale jak tak w myślach liczę co i jak to wszystko się niby zgadza – jutro będę mądrzejszy.
Niezależnie od wszystkiego – trwa właśnie jeden z najlepszych sezonów Survivora i każdy odcinek to przyjemność. Dzieje się wiele, trajbale są zaskakujące, co trochę jakiś blajndsajd i tylko tego chromolenia o wołting bloksach nie mogę znieść. Nabrali teoretyków Survivora i się mądrzą teraz. A przynajmniej do teraz, bo największa mądrala w końcu odpadła – paradoksalnie praktycznie sama się wywalając z odcinka. Ale, jak nie lubię Fishbacha, to trzeba mu przyznać, że jeden mistrzowski ruch zapodał przekręcając Abi Marię przy jednym z pytań riłord czelendżu. Uśmiałem się głośno :). Szkoda, że ten mistrzowski ruch przepadł w morzu innych wydarzeń – urocza była scena, gdy Fishbach wrócił do centrum konkursu i miał minę „ale wam zaraz opowiem, jak zrobiłem Abi!” tylko nie miał tego komu opowiedzieć.
Najbardziej trzymam kciuki za wąsatego kowboja, zawsze go lubiłem. W tym sezonie idealnie wpisuje się w moją teorię o najlepszym sposobie dostania się w Survivorze jak najdalej – nie wychylać się. Od początku na trzecim planie i jeszcze ani razu nie był zagrożony.
Nie mam pomysłu, jakie wideo dać tutaj, więc:
Abi-Maria trzęsie tyłkiem
Podziel się tym artykułem:
Co do AHS to prawda że ostro jadą z przemocą w serialu i odjechanymi pomysłami, w sumie to każdą kolejną serią przesuwają granice co mogą pokazać i w Hotelu poszli scenarzyści na całość zupełnie, ale wydaje mi się a jestem w połowie sezonu, iż najbardziej szalone pomysły dali do pilota hotelu. Choć to nie znaczy, że poprzednie były grzeczne i niewinne.
1 seria to całkiem spoko horror, 3 sezon nie podoba się większości i rzeczywiście słabszy ale w sumie do połowy jest dobry, też dlatego lubię bo w sumie jest najbardziej lajtowy, lekki.
4 to najsłabszy sezon choć zapowiadał się super, o cyrkowcach, dziwolągach, nie miałem nadziei na kolejne Carnivale ale serial w tym sezonie ostro przynudzał. Choć miał pare plusów jak wątek clowna mordercywyglądającego jakby się urwał z filmów Roba Zombie i jego fana.
Zdecydowanie najlepszym sezonem jest drugi Asylum i w nim też są bardzo poryte pomysły a wątków tak dużo że dziwię się , iż jakoś im się udało w miare logicznie to zakończyć. Wogóle serial znany z tego jest, iż nawalą od groma wątków a później lepiej/gorzej próbują je łączyć/zakończyć.
5 serii najbliżej jest do 1 serii klimatem i w sumie ma dobry poziom ale jest problem z tym serialem że poza 2 serią to jakoś w każdej serii serial się psuje. Na razie widziałem 6 odcinków i nic nie wskazuje by się popsuło ale okaże się później czy nie popsuje się.
Co do 2 serii Fargo i UFO to nie ma to nic wspólnego z 1 serią. Ufo pojawiło się w filmie Coenów „Człowiek, którego nie było” ale czy wątek ten będzie miał jakieś znaczenie dla fabuły czy tylko żart/hołd to nie wiem. Chyba showrunner zaplanował że każda seria to nawiązanie do innego filmu Coenów. Jedyne co ma wspólnego 2 seria z 1 serią to tyle że jest to jakby prequel a Wilson gra ojca policjantki z 1 serii w której grał go Keith Carradine. Przedstawia wydarzenia o których opowiadał Carradine w 1 serii więc w sumie możesz obejrzeć w kolejności odwrotnej. Ja obie serie oceniam równie wysoko choć są rzeczy którymi 2 sezon odstaje od 1 serii, np. żadna postać z 2 serii nie jest tak wyrazista i fajna jak postacie grane przez Thorntona i Freemana (jak na początku irytował mnie że gra znowu hobbit to samo to później jego postać przechodzi niezłą przemianę trochę podobną do tej z serialu Breaking Bad jaką przeszedł Walter.
Ale są też rzeczy lepsze od 1 serii np nie ma wątków zapychaczy jak wątek w połowie serii z Oliverem Plattem, który nie był zły, ale widać iż jedynie po to by dociągnął do 10 odcinków sezon.
Nie grają źle w 2 serii ale też za bardzo nie mają jak się wykazać jak aktorzy z 1 serii, po prostu każdy odwala swoją dobrą robote. I w sumie to się dziwię iż o klonie Damona i jego żonie mówisz, iż drewnianie grają jak właśnie oni budzą największe emocje. Choć teraz w połowie 2 serii nawet Wilson lepiej gra, i uwierzyłem że to ta sama postać co w 1 serii. Powiem tak, że obie serie są bardzo dobre, każda ma swoje różnice, ale nie powiem która jest lepsza, bo oba sezony oceniam równie wysoko. Ale jeśli czekasz na nagłe przyśpieszenie akcji to do połowy sezonu będziesz musiał zaczekać gdyż to taki serial w którym fabuła toczy się swoim leniwym tempem.
A jeszcze jedno, bo zapewne oglądasz po angielsku ale jeśli możesz to oglądaj z tłumaczeniem dostępnym w internecie, to co tłumacz odwala w tej serii to prawdziwe mistrzostwo, czasami jego dialogi sa lepsze jak w oryginale jak np. dialogi adwokata w 2×06, bardzo swojskie tłumaczenie.
A zauważyłeś że indianin z 2 serii to ten sam co w westernie z Wilsonem i Russellem, ten co mówił by lepiej nie jechali?
Dzięki za szybkie wprowadzenie do tego, co łączy oba sezony Fargo, będę mądrzejszy teraz :). Coś mi się obijało o uszy przy pierwszym sezonie, że jakieś diabły tam były czy co tam, to pomyślałem, że może i UFO również 🙂
Co do Damona Bis i Dunst to wiesz, na razie jeden odcinek widziałem i wg mnie byli w nim okropni. Niewykluczone, że potem będzie z nimi lepiej. Szczególnie że po pilocie nawet nie wiem, jaką role dalej by mieli grać w tej historii. Zatem wszystko przed nimi, uprzedzony nie jestem, bo lubię oboje.
Hehe, Indianina miałem sprawdzić po odcinku, skąd go znam. Bez sprawdzenia tylko kojarzyłem twarz nic więcej.
Zaś co się tyczy tłumaczenia to nie będę na nie psioczył, bo pewnie Iglak tu czasem zabłądzi 😉 (a i nie ma na co psioczyć), ale powiem tak, że o ile nie mam nic przeciwko inwencji twórczej, to np. w pilocie nie podobała mi się całkiem z dupy uwaga o burdelu jak na Wiejskiej, zupełnie nieuzasadniona oryginalnym tekstem. Jak nie muszę to nie oglądam po angielsku, ba, od jakiegoś czasu to nawet dla świętego spokoju (nie muszę się skupiać za bardzo na tekście mówionym/pisanym) lubię z lektorem coś obejrzeć :).
A nie, mogę ponarzekać na napisy, bo są józka 😉
A mi TWD jednak złamało serce, nadal pozostaje w obozie apologetycznym, ale druga część pierwszej połowy sezonu to jakaś patologia scenariuszowa. To co się wyprawia w ostatnim odcinku woła o pomstę do nieba: zombiaki wdzierają się do miasteczka, większego potencjału na potężną dawkę akcji nie można sobie wyobrazić, a co otrzymujemy w rezultacie? Głównie jakieś dywagacje o dupie Maryny, życiowe mądrości Glenna, oraz kurs barwienia prześcieradeł. I jeszcze ta beznadziejnie dobrana muzyczka na koniec, ech… Na rottentomatoes odcinek ma chyba 20% i słusznie. Pierwsze trzy odcinki to była miazga, później scenariusze zaczęli pisać jacyś stażyści.
Fargo 2 to niespodzianka in plus, z każdym odcinkiem coraz lepiej, ostatni (08) jak do tej pory najlepszejszy. Indianin powinien dostać spin off.
Homeland 5 trzyma poziom, fabuła na czasie (kto by pomyślał, że Europa może być ciekawsza niż USA lub Bliski Wschód jeśli chodzi o te sprawy). Nawet nasza blondi wzięła na wstrzymanie i jest chyba o 80% mniej irytująca niż w poprzednim sezonie. Jak dla mnie mogą cisnąć 6 serię.
Ash vs Devil Ed – zaniechałem po dwóch odcinkach, nie moje klimaty (czytaj: nuda).
Kurnia ile mam jeszcze czekać na nowego Daredevilla.
Devingel jeśli oglądałeś i lubisz trylogie poprzedzającą serialowe przygody Asha to dziwne że nie spodobał Ci serial. Mnie się podoba choć nie jestem zachwycony jak co niektórzy i też przestałem oglądać, ale nie z powodu nudy tylko dlatego że odcinki za krótkie są, powinny trwać 45 minut. Choć powiem szczerze iż najbardziej z powrotów ja bardziej od Asha czekałem na powrót do tv Muppetów i nie zawiodłem się. W sumie czekałem na ich powrót tak samo jak na 10 serię xfiles (tak na marginesie podobno jednak 10 seria będzie powiązana jednak z seriami 1-9, spotkałem się z opinią Cartera że to sezon głównie dla fanów najstarszych, co byli z serialem od 1993 a przy okazji może zyska nowych widzów,więc jednak tak jak myślałem). A Muppets jest pierwszorzędny, z odcinka na odcinek coraz lepszy i te 20 minut zdecydowanie za mało na tyle pomysłów co mają i pakują do odcinków. A opinie jakie pojawiły się w USA po premierze że to nie serial dla dzieci to mnie trochę śmieszą i chyba co niektórzy nie pamiętają że w klasycznym serialu było sporo żartów niekoniecznie zrozumiałych dla dzieci, podobnie w serialu z lat 90 Muppets Tonight. A fajna sprawa że jedna z polskich stacji od listopada zaczeła puszczać, bardzo szybko, ale dość wczesna pora emisji chyba pokazuje że też nie wiedzieli jaki serial do końca kupują, może spodziewali się ulicy sezamkowe. Wiadomo też że to nie serial w stylu filmu Petera Jacksona Meet the Feebless czyli Muppety całkowicie od 18 lat (przy okazji jeden z najbardziej porytych/odechanych filmów jakie widziałem) ale starsi widzowie wyłapią wszelkie żarty, zwłaszcza widzowie co interesują się popkulturą:-) Naprawdę polecam:-)