Damn. Miałem bilety na jutrzejszy seans „Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy” na 00:01 w Złotych w zacnym miejscu. Jedno wyjście po zakupy w sobotę, zapalenie oskrzeli i tyle ze Star Warsów. Co za tym idzie recenzja na święty nigdy.
Piszę o tym z dwóch powodów. 1. Nie lubię dziur w kalendarzu. 2. Mam nadzieję, że będziecie mi współczuć.
A na koniec melodyjka z Jimmy’ego Fallona, którą dzisiaj słyszeliście już pewnie sto razy.
Podziel się tym artykułem:
[*] Niech moc będzie z Tobą!
Oj, jaka szkoda…
PS. To co z biletami?, oby nie przepadły ;D
Ktoś już się biletami zaopiekował 🙂
Ja na Twoim miejscu przypomniałbym sobie poprzednie części i nawet nową trylogie, która nie jest aż taka zła (poza Jar Jar i Atakiem klonów a epizod 3 podobał mi się tak samo jak Nowa nadzieja co mnie zaskoczyło totalnie w czasie maratonu jaki serwuje sobie od kilku dni).
Mam to w planach, tylko „zebrać się nie mogę” :/