Obiecałem sobie i Wam (choć, jako egoiście i narcyzowi, bardziej zależy mi na tym pierwszym), że będę pisał o wszystkich filmach z listy Do Obejrzenia, jakie zobaczę. Co by pozostał po nich ślad, gdy już znikną z listy. Na razie wypełnianie tej obietnicy idzie mi tak sobie, ale naprawdę się staram! Tylko kilka dni minęło, odkąd obejrzałem w końcu Kumiko, the Treasure Hunter.
Rozglądając się po Internecie szybko odkryjecie mnóstwo zachwytów pod adresem tego wyglądającego z każdej strony na japoński (łatwo się pomylić, bo występują w nim Japończycy (no głównie Japonka), mówią po japońsku, a fabuła jest pokręcona niczym fabuła japońskiego filmu – to wszystko nie zmienia jednak faktu, że Kumiko jest filmem amerykańskim) filmu. Łącznie z opinią, że to pierwszy wielki film 2015 roku. Cóż, jak to często bywa w takich sytuacjach, zachwyty są nieco przesadzone. Oczywiście, kwestia gustu, ale bez przesady. Mad Max: Na drodze gniewu toto nie jest! :).
Nie da się jednak ukryć, że opis fabuły Kumiko z miejsca sprawił, że film znalazł się na mojej prestiżowej liście. Jego bohaterką jest… tytułowa Kumiko, która pewnego dnia w lokacji mi nieznanej odkrywa schowaną taśmę VHS, a na niej Fargo Coenów. Wierzy, że w filmie znajduje się informacja na temat lokacji w Minnesocie, w której zostały ukryte pieniądze. I postanawia zrobić wszystko, żeby wylecieć z Japonii do USA i skarb ów odnaleźć.
Jak się już pewnie domyślacie, nasza Kumiko jest osobą nieco dziwną. Zamkniętą w sobie, samotnikiem stroniącym od ludzi, szeregowym pracownikiem korporacji, której dzień mija między pracą, a powrotem do domu, w którym wciąż używa magnetowidu i karmi makaronem królika Bunzo. Balansując na granicy jawy i snu żyje w swoim świecie, w którym odnalezienie skarbu z amerykańskiego filmu jest możliwe. Choć Kumiko nie do końca jest szurnięta – kiedy kaseta z filmem jest już tak zniszczona, że nie da się jej oglądać, Kumiko kupuje wersję na DVD. Co zresztą według mnie trochę nie pasuje do reszty historii, jest zbyt realnym rozwiązaniem problemu, który zabija jakąkolwiek bajkowość.
Kumiko, the Treasure Hunter nie idzie w stronę Poszukiwaczy zaginionej Arki i nie oferuje przygodowej rozrywki. To poetyckie kino operujące metaforami i całą resztą artystycznych środków wyrazu. Skłonny jednak jestem przychylić się do jednej z opinii z IMDb, której autor zauważa, że trochę bez sensu jest robienie takich filmów, które donikąd nie prowadzą i niczego wielkiego nie wnoszą. Ot seria obrazków, spotkań i rozmów z przypadkowymi ludźmi bez specjalnego scenariusza. Bez dwóch zdań, amatorów takiego kina nie brakuje i ci raczej są zachwyceni dziełem Davida Zellnera, które dalekie jest od rozrywkowej papki i w przeciwieństwie do niej ma jakieś przesłanie. Ale ja jednak wolę, gdy oprócz tego jest jeszcze jakaś fabuła, która klei poetycką całość.
W związku z powyższym, według mnie najlepszym co czeka w Kumiko jest ww. królik Bunzo, którego nie sposób nie pokochać.
(1923)
Ocena Końcowa
7
wg Q-skali
Podsumowanie : Młoda Japonka postanawia odnaleźć skarb zakopany przez bohatera filmu "Fargo". Warto dla przesłodkiego królika Bunzo!
Podziel się tym artykułem: