×

Milion sposobów, jak zginąć na Zachodzie [A Million Ways to Die in the West]

Trafne okazały się prognozy gambita odnośnie najnowszego filmu Setha MacFarlane’a. Co prawda sam gambit po dokładniejszym obejrzeniu zwiastuna zrewidował swoje poglądy na „Milion…”, bo zachęciło go rozwalenie głowy bryłą lodu, ale nie zmienia to faktu, że faktycznie najsensowniejszym sposobem na reklamowanie tego filmu jest wspominanie, że to kolejne dzieło faceta od Teda. Przynajmniej to całkowita prawda, niż gdyby karmiono nas banałami typu: sposób milion pierwszy: umrzesz ze śmiechu!

Nie znam MacFarlane’a od strony animkowej i nie mam na temat jego rysunkowego wcielenia żadnego zdania. Moja pierwsza przygoda z nim zaczęła się wraz z ww. Tedem i była to więcej niż pozytywna przygoda. Tego samego o „Milion…” powiedzieć już nie można. Ani że pierwsza, ani że pozytywna ;P.

Choć zaczęło się bardzo fajnie stylowymi napisami początkowymi i panoramami Wielkiego Kanionu. Od razu zapragnąłem zobaczyć jakiś nowy fajny western w wydaniu klasycznym i zmartwiłem się, że to chyba średnio możliwe w sytuacji, w której takiego po prostu brak. „Milion…” zastąpić go nie mógł, bo wiadomo, jest tylko komedią osadzoną na Dzikim Zachodzie. Ale skoro nie westernem, to przecież mógł być właśnie tylko komedią i aż komedią, na której zrywałbym boki. Nic z tych rzeczy. Udane żarty można tu policzyć na palcach jednej ręki, a na palcach drugiej w miarę udane. Cała reszta to suchary, które miały jakiś potencjał, ale z kilometra czuć było, że są wysilone. A wysilone żarty nie bawią, ewentualnie budzą wysilony śmiech. A taki na komedii jest męczący.

„Milion”, oprócz przeciętnych żartów, cierpi też na brak fabuły. Oczywiście jakiś szkielet jest (fajtłapowatego hodowcę owiec rzuca ukochana; chcąc odzyskać jej miłość brata się z właśnie przybyłą do miasta Charlize Theron, na której widok eks-ukochana ma się poczuć zazdrosna), ale głównym założeniem było obśmianie legendy Dzikiego Zachodu i temu podporządkowana została całość. I niestety to obśmianie nie wypaliło, bo trzeba było do tego trochę bardziej inteligentnego podejścia, a nie pisania żartów, które ślina na język przyniesie. Zamiast jakiegoś ciekawego filmu dostaliśmy więc, częstą w dzisiejszym kinie, serię przeróżnej jakości (przeważnie słabej) skeczów opartych na niekończącej się zasadzie: na Dzikim Zachodzie jest źle; nie da się tam żyć. To film właśnie o tym – naoglądaliście się westernów, chcieliście być kowbojami, a tak naprawdę to szlag by was na Pograniczu trafił po paru godzinach. Tak jak naszego owczarza.

Wyżej wspomniałem o paru udanych żartach i rzeczywiście takie się trafiają, ale oprócz nich jest cała masa niewypałów, często zahaczających – jak i w Tedzie, ale tam jakoś to jednak grało – o granice dobrego smaku. Może kogoś bawi, jak wąsaty Doggie Howser rąbie z tyłka do kapelusza, ale większość raczej będzie zniesmaczona. Szczególnie że ten żart jest zgrywany do granic możliwości i bogatego zasobu efektów dźwiękowych z szufladki „odgłosy jelitowe”. W efekcie powstał zbyt długi i zbyt toporny film, by warto było na niego wybrać się do kina. Zresztą w box-ofisie już chyba kroi się kicha.

Mnie osobiście szkoda też, że nie został wykorzystany tu w pełni mój ulubiony aktor (uważam, że aktosko jest świetny, a nie że go lubię bez powodu) – Giovanni Ribisi. Jakoś nie może na dobre przebić się do pierwszej ligi, a takimi występami na pewno kariery do przodu nie popchnie. To raczej ścieżka do „kariery” Steve’a Buscemiego w filmach Adama Sandlera.

Cały zatem film jest tak bardzo wysilony, jak na siłę zostało tu wepchane nawiązanie do Powrotu do przeszłości 3. Takie same podśmiechujki np. z Indiany Jonesa (nie mówiąc o „Flashu”) pojawiały się w Tedzie świeżo i całkiem naturalnie. A tutaj w ogóle zabrakło im jakiejkolwiek lekkości. I jeszcze to okropne „Great Scott!” na koniec sceny, na wypadek gdyby ktoś jeszcze nie skumał, choć oczywiście każdy już skumał.

A pomijam, że całe to nawiązanie jest bez sensu, bo akcja „Milion…” dzieje się w 1882 roku, a Doc był na Dzikim Zachodzie w roku 1885.

6/10

(1743)

PS. Muzyka i piosenki były fajne.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004