Zwykle jestem zdania – dość dziwnego, jak większość moich zdań – że do kina nie ma co łazić na filmy kameralne, które równie dobrze wypadają na mniejszym ekranie bez dodatkowych „atrakcji” typu bawiący się komórkami sąsiedzi w rzędzie obok. Nie jest to oczywiście zdanie, którego się trzymam kurczowo, ale często decyzję pójścia do kina podejmuję po rozważeniu widowiskowości danego dzieła. Bo efekty specjalne itp. na małym ekranie ocenić ciężko i do nich duży ekran jest niezbędny. A dobra fabuła bez efektów obroni się na obrazku w każdej ilości cali.
Piszę o tym, bo w „Córce” najbardziej podobało mi się właśnie to, że zobaczyłem ją na dużym ekranie. Niby film kameralny, niby film bez efektów, niby wszystko to, co można też docenić na ekranie telewizora, a jednak. Z przyjemnością patrzyło mi się na surowe rosyjskie krajobrazy filmowane raz z całą szerokością obiektywu kamery, gdzie postaci były mikroskopijnymi cząstkami przytłoczonymi przez otaczającą naturę, a innym razem – głównie w centrum miasteczka – na zbliżeniach z dziwnej żabiej perspektywy mojego POV. To pozwoliło mi się szybko wtopić w opowiadaną historię.
Historię zresztą dość standardową, dającą punkt wyjścia do opowiedzenia o bohaterach filmu – ludziach po prostu. Oto w małym rosyjskim miasteczku (z trzema obowiązkowymi barami jeden obok drugiego 🙂 ) giną młode dziewczyny. Ofiarami seryjnego mordercy padło ich już kilka. Policja jest bezradna, ale dumna i pomocy od „miastowego” prokuratora (zresztą dość kiepsko wprowadzonego do filmu) nie chce przyjąć. Tymczasem skromna dziewczyna, tytułowa córka, kumpluje się z nową dziewczyną w klasie – przebojową, wyzwoloną i imprezową. Dziewczyną, której w oko wpada syn miejscowego popa. Czyli prosty przepis na grecką tragedię.
„W mieście grasuje seryjny morderca” brzmi jak z thrillera, ale thrillera dużo w tym filmie nie ma. I dobrze, bo przez to nie jest to kolejny film o polowaniu na serial killera. To bardziej obyczajowy kawałek z rosyjskiej prowincji, w którego bohaterach można znaleźć wiele uniwersalnych prawd charakterystycznych nie tylko dla rosyjskiej duszy. Spokojny film, w którym pobrzmiewa lekka nutka niepokoju nie zagłuszająca sobą całości i w którym znalazłem sporo podobieństw do kina południowokoreańskiego, a także nieco bliższego fuckingamalstylowego i całkiem swojskiego – długowatego. 8/10
(1440)
Podziel się tym artykułem: