aka „Practical Guide to Belgrade with Singing and Crying”
WOW, długi tytuł…
Filmy składające się z kilku odrębnych nowelek są przeważnie fajne, a przynajmniej mają sporą szansę na to, że nie zanudzą widza kompletnie. Bo nawet jeśli jedna z nowelek jest denna, to w widzu budzi się nadzieja, że kolejna będzie lepsza. Z tego punktu widzenia lubię takie nowelkowe filmy i przeważnie nie mam do nich zastrzeżeń.
Jak ja przeżywam trzygodzinne Bollywoody – nie wiem 🙂
Jako się rzekło, „Praktyczny przewodnik…” to zbiór czterech bądź pięciu (nie chce mi się liczyć) nowelek, z których każda utrzymuje dobry równy poziom i każdą ogląda się z sympatią oraz przyjemnością. Są to nowelki lżejsze bądź cięższe, ale nigdy ciężkie na tyle, żeby z sympatycznego nastroju popaść w depresję. Nic jednak dziwnego, bo zamiarem tego filmu nie było wpędzanie widzów w depresję, a sprytna filmowa reklama Belgradu jako miejsca, w którym da się bezpiecznie żyć. Reklama jak najbardziej potrzebna, bo mimo upływu lat wciąż na brzmienie określenia „była Jugosławia” większości od razu kojarzy się „wojna w byłej Jugosławii”.
Próbują nas więc przekonać do tego, że w Belgradzie może być tak samo romantycznie jak w Rzymie czy w Paryżu i dobrze im to wychodzi. Nie wiem – i prawdę mówiąc nie chcę wiedzieć – czy to projekt typu „zapłaćmy, żeby przyjechał do nas Andy Garcia i Natalia Lesz, żeby nam wypromowali Gruzję”, ale nawet jeśli tak, to przeprowadzony sprytnie i nienachalnie. I może nie czuję potrzeby natychmiastowych przenosin do Belgradu, ale z pewnością seans zapamiętam pozytywnie. 7/10
Wtrącenie o Bollywood wbrew pozorom nie było zdupy, bo kolejne nowelki (BTW najlepsza ostatnia o patolożce i glinie; a może o dwóch patologach, well, w każdym bądź razie o Serbie i Chorwatce bądź vice versa 😉 ) dzielą ludowe-chyba pieśni wykonywane przez dość zaskakujące chóry.
(1442)
Podziel się tym artykułem: