×

Triangle

Raz na jakiś czas, niezbyt często niestety, pojawiają się dobre filmy prawie że znikąd. Media nie krzyczą, że już wkrótce się pojawią, gwiazdy się nie chwalą, że w nich grają, widzowie się nie podniecają, bo czym się tu podniecać skoro nie ma właściwie żadnych podstaw ku temu. A potem film się pojawia i człowiek zastanawia się…

jak to, kruca jest, że cały czas była cisza jak makiem zasiał, a gdy tylko zaczął pisać reckę, to zaczęło się gadanie za drzwiami… nojapie…

…dlaczego w zasadzie nic o nim nie słyszał, nikt go nie promował i nikt się nim nie podniecał. Przecież o wiele bardziej ciekawy był od tych wszystkich głośno reklamowanych hitów… Z drugiej strony to bardzo fajne, że kino wciąż daje widzowi możliwość zobaczenia jakiegoś filmu, o którym nic się nie wie i zarzuca się go ot tak, a nuż i okazuje się, że, cholera, warto było.

W przypadku „Triangle” nie do końca jest tak, jak w opisywanym wyżej przypadku, ale prawie prawie. W tym konkretnym przypadku zupełnie znikąd objawił się zwiastun tego filmu, który kiedyś tu wklejałem napotykając się na niego całkowitym przypadkiem. „Oho, pewnie jakiś shit”, ale skoro z grubsza choć chwilę patrzę na wszystkie pojawiające się na TA zwiastuny, to i na niego okiem rzuciłem. I podczas oglądania miałem dokładnie te same odczucia co w pierwszych akapitach tej recki. A potem o filmie znowu było cicho, aż zupełnie bez ostrzeżenia objawił się od razu na DVD. A seans przyniósł mniej więcej te same mocno pozytywne odczucia, co zwiastun. A QL-Prognoza z „Prevues…” znów się sprawdziła ;P

Oto grupa znajomych wybiera się w rekreacyjny rejs. Ciszę, spokój i ogólną sielankę rejsu przerywa nagła burza, która przewraca łódkę, którą podróżowali i z weekendowych żeglarzy czyni naszych bohaterów rozbitkami. Rozbitkami szczęśliwymi, bo wkrótce ratuje ich nadpływający statek. Ciesząc się z uratowania, po dłuższej chwili zauważają pewną niepokojącą właściwość wielkiego statku – wygląda on na całkowicie opustoszały.

Reżyserem „Triangle” jest Christopher Smith, czyli facet odpowiedzialny za świetny „Severance„. O ile jednak „Severance” był pełną humoru czarną komedią (komediowym horrorem? jak kto woli), to już „Triangle” bije w o wiele bardziej poważne tony i w zasadzie na humor nie ma tu za dużo miejsca. To dobrze, bo żarty mogłyby rozluźnić i szybko by się biedny widz mógł pogubić w zawiłościach fabuły, do której scenariusz, jeśli wierzyć reżyserowi i scenarzyście w jednym, powstawał dwa lata. Smith wygląda na to, że gruszek w popiele przez te dwa lata nie zasypiał, bo raz że udało mu się stworzyć intrygujący scenariusz (nawet jeśli są jakieś dziury w jego logice, to film jest dostatecznie zagmatwany, żeby ciężko je było jednoznacznie nazwać po imieniu), a dwa że chyba trochę łypał jednym okiem na kolegów z Hiszpanii, bo nie sposób nie odnaleźć w jego filmie inspiracji czy to „Los Cronocrimenes„, czy „Sierocińcem„. A w przerwie między jednym i drugim, Smith wertował mitologię grecką i, choć pewnie w śladowych ilościach, raporty o niewytłumaczonych przypadkach z Trójkąta Bermudzkiego.

Dobrze ktoś, gdzieś tam napisał, że siłą „Triangle” jest to, że nawet, jeśli się komuś film nie podobał, to nie ma siły, żeby po seansie nie zastanawiał się nad tym, co przed chwilą obejrzał. Przyznam, że zaraz po wyłączeniu filmu byłem dość mocno skołowany i nie bardzo mi się wszystkie puzzle układały (pierwsza w nocy była! jestem usprawiedliwiony!), ale poszedłem siQ, widocznie oczyściłem też umysł i gdy wróciłem przed telewizor miałem już swoją teorię na temat tego, co obejrzałem. Nie rozwiewa ona dokładnie wszystkich wątpliwości, ale zdecydowaną większość. To mi wystarczy. Resztę zrzucam na karb: „jeden seans to za mało”. Choć nie będę kłamał, drugi raz oglądać nie zamierzam, bo wystarczy mi ten obraz filmu, który mam już ułożony w głowie. On spokojnie pozwala mi na świadome napisanie, że film robi wrażenie, nie pozostawia obojętnym i zdecydowanie wart jest rzucenia okiem.

Oczywiście, jak wszędzie. Nie jest tak kolorowo, żeby nie było żadnych minusów. Głównym jest to, co wynika z założonej odgórnej koncepcji na film – (a dam ROT13, bo choć to nie do końca spoiler, ale jeśli nic nie wie się o filmie, to tego lepiej nie wiedzieć) xbaprcpwv cęgyv pmnfbjrw. Btyąqnavr j xółxb grtb fnzrtb, anjrg m eóżalpu crefcrxglj, fvłą emrpml cb wnxvzś pmnfvr zhfv yrxxb ahqmvć. Avr wnxbś gnx fgenfmavr, ob pnłl pmnf qbjvnqhwrzl fvę pmrtbś abjrtb, nyr wrqanx. Innym minusem, że często bluboks za bardzo wali po oczach, ale ostatecznie nie jest to produkcja wysokobudżetowa, a jednak trochę wymagających dla realizatorów widoczków ma. No i jeszcze przyczepiłbym się… zwiastuna. Choć zachęcający, to jednak zdradził za dużo. Bo „Triangle” to jednak typowy przykład filmu, o którym nie należy za dużo wiedzieć przed przystąpieniem do seansu.

W związku z powyższym, nie ma się co rozpisywać 😉 5(6)
(909)

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004