×

A W WARSZAWIE BYŁO FAJNIE

W piątek zrąbał się komp i wpadłem na szalony pomysł. Zadzwoniłem do Fajowiutkiej i wprosiłem się do Niej na chatę. Posiadanie męża informatyka to poważna Jej zaleta choć oczywiście nie jedyna 🙂 Kłopot w tym, że musiałem wpakować się w samochód i jechać do Warszawy, w której nigdy samochodem nie byłem (w ogóle rzadko bywam w Warszawie, prawie wcale). No, ale ryzyk fizyk – co prawda do tej pory nie jeździłem sam dalej niż 60 kilometrów, a tu było z 300, ale do odważnych świat należy. I wiecie, nawet się nie zgubiłem! Coprawda w jednym miejscu skręciłem za wcześnie o sto metrów, ale nie było problemu i nawet zawracać nie trzeba było. Byłem więc dzielny jak mały toster i się nie zgubiłem.

A potem zwaliłem się Fajowiutkiej & co na chatę i terroryzowałem ich swoją obecnością. Piliśmy napoje wyskokowe, oglądaliśmy mecz z Chorwacją na ścianie, ci co się znali grzebali w kompie i nawet udało mi się w sobotę odwieść małżonków od wypadu do miasta. Zachęcali, mówili, że Warszawa to kulturalna stolica Polski, ale ja wolałem w domu siedzieć i oglądać pewien film z Tomem Hanksem wyświetlony znów na ścianie.

Trzy dni minęły szybko i trzeba było wracać. W drodze powrotnej dokonałem jednego błędnego wyboru drogi i musiałem nadrabiać ze dwa kilometry, ale zgubić się nie zgubiłem, a do domu dotarłem.

A w domu czekała mnie niespodzianka, gdy przyszło mi włożyć kabel od monitora do zasilacza komputera, w którym to zasilaczu nie było tego gniazdka co myślałem, ze będzie. Naprawdę solidnie się zdziwiłem, a włączenie kompa trzeba było odłożyć na dzień następny.

A następnego dnia po włączeniu komputera zepsuł się dysk twardy…

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004