Angela Marquez (Ana Torrent) jest w trakcie pisania pracy magisterskiej na temat przemocy w kinie i telewizji. W poszukiwaniu materiałów filmowych na ten temat, zwraca się z prośbą o pomoc do swojego promotora, który ma dostęp do archiwum filmowego szkoły, w której studiuje Angela. Promotor niechętnie, aczkolwiek zgadza się jej pomóc. Angela tymczasem nie próżnuje i kontaktuje się z innym studentem, Chemą (Fele Martinez) który ma opinię dziwaka, a także kolekcjonera najdziwniejszych filmów, pełnych przemocy i pornografii. Tymczasem promotor Angeli w archiwum szkoły odnajduje tajemnicze pomieszczenie, a w nim kilkadziesiąt kaset video. Zaintrygowany zabiera ze sobą jedną z nich i w sali projekcyjnej urządza sobie seans.
No i udało mi się w końcu normalnie obejrzeć ten film Amenabara, o którym było głośno długo przed tym niż Amenabarem zainteresowali się w Hollywoodzie. Do tej pory widziałem tylko wersję w języku oryginału (hiszpańskim) z napisami… francuskimi więc nic dziwnego, że mało co z niej kumałem. No, ale czego się nie robi dla filmu, który bardzo chce się obejrzeć.
„Tesis” podobnie do nakręconych jakiś czas potem „Billboardu” i „8 mm” podejmuję tematykę tzw. „snuff-movies”, czyli filmów z zabijaniem przed kamerą. Przy okazji jest chyba najlepszym z pozostałych tu wymienionych, choć przynajmniej ja nie mam żadnych większych obiekcji do filmów Zadrzyńskiego i Schumachera. Tym, co różni „Tesis” od innych filmów o tej tematyce, jest to, że bardziej skupia się na odpowiedzi na pytanie: „dlaczego takie filmy powstają?” niż na zagadce kryminalnej, której rozwiązanie byłoby jakimś tam zaskoczeniem na końcu. I może dlatego jedyne zastrzeżenia jakie wobec niego mam, odnoszą się do konstrukcji fabuły.
Na szczęście „Tesis” ma zdecydowanie więcej plusów niż minusów. Cały film pod względem jego technicznej strony jest na plus, a kilka scen ociera się o genialność. Właściwie nie ma tam nic niesamowitego, a akcja toczy się swoim własnym rytmem, a jednak od czasu do czasu nie ma wyjścia i trzeba rozdziawić gębę w podziwie dla reżysera. Nicolasowi Cage’owi tez by się przydało obejrzeć ten film, to by wiedział jakie miny robić podczas oglądania snuffu, zamiast tych żałosnych grymasów w „8 mm”. No i generalnie każdy powinien go obejrzeć, bo tak ładnie budowana atmosfera w filmie rzadko się zdarza, a no i trudno oderwać wzrok od ekranu. Pozachwycałbym się jeszcze trochę, ale mnie głowa boli i kiepsko idzie pisanie recenzji.
5(6) bo fabuła ciut kuleje. Nie udało się głównym bohaterom przekonać mnie dlaczego nie chcą iść na policję z tym, co odkryli.
Podziel się tym artykułem: