×

[„DEAD & BREAKFAST”]

Grupa młodych ludzi jedzie sobie furgonetką przed siebie zmierzając na wesele koleżanki. Atmosfera w samochodzie jest całkiem przyjemna – piwko, walające się po stoliku piguły i inne takie przyjemności. Tymczasem kierowca zaczyna mruczeć pod nosem i kręcić głową. Okazuje się, że nie wie za bardzo gdzie są. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, a przed oczami tylko kawałek nieoświetlonej drogi i nic więcej. Wtem ich oczom ukazuje się znak informujący, że wjeżdżają do miejscowości o nazwie Lovelock. Wyszukanie jej na mapie nie udaje się za bardzo, ale przynajmniej w oddali majaczą się światła stacji benzynowej, na której jak sądzą będą mogli się zapytać o drogę i o jakieś miejsce do spania, bo na chwilę obecną mają dość podróży. Dojeżdżają do stacji, a tam trwa w najlepsze próba lokalnego zespołu country. Sympatyczny wokalista widząc grupkę ludzi kończy piosenkę, a potem okazuje im daleko idącą pomoc, wskazując drogę do miejsca, w którym będą mogli przenocować. Hotelik, do którego ich kieruje przypomina jako żywo rezydencję Normana Batesa, ale ich to nie wzrusza. Wynajmują pokoje i wszystko zdaje się uspokajać i zapadać w sen, gdy nagle jeden z grupki sympatycznych, młodych ludzi spożywając w kuchni spóźnioną kolację natyka się na pomocnika właściciela hoteliku przybitego do ściany z przerżniętym do połowy gardłem…

Takie filmy zboczony Quentin lubi najbardziej 🙂 Krew się leje strumieniami, a kończyny fruwają w powietrzu. Zombie atakują z każdej strony świata, a dzielni bohaterowie stawiają im czoła uzbrojeni we wszystko to czym tylko można dźgnąć, czy coś odciąć. Czego więcej potrzeba do szczęścia? 🙂 No może tego żeby się było z czego pośmiać. Na szczęście w D&B tego również nie brakuje, bo to przede wszystkim komedia jest, a dopiero potem poradnik rozpruwacza. Czarna komedia nawiązująca do najlepszych wzorów stworzonych przez Petera Jacksona i jego „Martwicę mózgu”. Nie tak krwawa co prawda niż dzieło późniejszego reżysera „Władcy pierścieni”, ale i tak „dająca radę”.

Po raz kolejny okazuje się, że do zrobienia dobrego filmu wcale nie potrzeba wyszukanych pomysłów, doborowej obsady aktorskiej czy wielkiego budżetu. Najważniejsza jest wyobraźnia i jasno określony cel, do którego się dąży bez rozmieniania się na dobre na rzecz dodatkowych wątków. D&B oparte jest na prostym pomyśle, który milion razy wałkowany był już przez kino; nie ma w obsadzie żadnej bardzo znanej twarzy (poza odkurzonym ostatnio przez Tarantino, Carradinem Davidem, który tu gra w epizodzie raczej), a o dużym budżecie też zapomnijcie, bo to film nakręcony za psie pieniądze przez pasjonatów gatunku. Jest jednak w zamian za to nieograniczona wyobraźnia twórców, którzy bawią się swoim filmem – czym potrafią zarazić również widza.

Polecam, wszystkim tym, którzy mają nasrane we łbie tak samo jak twórcy D&B 🙂 A na deser oprócz flaków i czarnego humoru dostaniecie jeszcze kilka zajefajnych pioseneczek country komentujących całą tą trupami pisaną przygodę.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004