×

KOLOROWE KREDKI

Kolorowe kredki w pudełeczku noszę
Kolorowe kredki bardzo lubią mnie.
Kolorowe kredki, kiedy je poproszę
Namalują wszystko to co chcę.

Historia zatoczyła swoje koło w dość nieoczekiwany sposób pchając mnie do sklepu papierniczego w celu zakupu bloku technicznego i kredek. Kredki kupiłem sobie śliczne, kolorowe sztuk dwanaście. Od razu zastrugane, full wypas jednym słowem. Przyniosłem je sobie do domu i westchnąłem ciężko. Bardzo Ważna Osoba zwykła powtarzać, że jestem dziecinny i niedojrzały (na litość boską jestem facetem!!) i choćbym nie wiem jak się z tym sprzeczał to dwanaście zastruganych dowodów przyznających Jej rację leży teraz koło mnie i się ze mnie śmieje. Bo nie kupiłem ich dla syna, którego wyprawiam do pierwszej klasy, nie kupiłem ich dla córki, nie kupiłem ich w prezencie dla jakiegoś małolata, których w rodzinie… a nawet nie, brakuje nawet takich małolatów w mojej rodzinie, a kupiłem je dla siebie. Bedę malował kotki na płotku i wesołe słonko na pochmurne dni. A wszystko to przez pewną kobitkę, która prowadzi zajęcia z wdzięcznego przedmiotu pod nazwą „Problemy graficzne i techniczne w reklamie”. Papier kolorowy też sobie muszę kupić (o plastelinie na razie nic nie mówiła), nożyczki zabrać z domu i klej wziąć. Ech, będzie się działo jednym słowem.

A ja już nawet nie pamietam kiedy ostatnio trzymałem w dłoni kredki. Ołówek to tak, trzymam dość często, bo lubię sobie rysować różne pierdółki w ołówku (a raczej przerysowywać, bo przerysowywać potrafię w przeciwieństwie do rysowania z pamięci; jak będzie zapotrzebowanie to mogę tu wrzucić jakieś karykatury przerysowane moją ręką z Filmu), ale kredki? Nie pamiętam nawet żadnych kredek w bliższej odległości ode mnie, a co dopiero żeby ich używać. No, bo co dorosły (hehe) facet może robić z kredkami? Jakieś pomysły?

Sięgam myślami wstecz i przypominam sobie te wszystkie lekcje plastyki w moim życiu kiedy kredki były w użyciu (córka mojej matki chrzestnej przywiozła mi kiedyś z Czech takie wypasione na maxa kredki w metalowym pudełku zawierającym zapierającą dech w piersiach liczbę różnokolorowych patyczków; jak ja lubiłem ich zapach!) i okazuje się, że to całkiem miły przedmiot taka plastyka. W podstawówce pamiętam jak w ósmej klasie biegałem za panią od plastyki żeby postawiła mi piątkę. Brakowało mi jednej do „czerwonego paska”, a ta małpa mi jej nie chciała postawić. Jej koronnym argumentem było to, że moje prace nigdy nie wisiały na wystawie na korytarzu szkolnym. „A ten Schwarzenegger?” (od małego miałem hopla na punkcie przerysowywania znanych twarzy, a wtedy nie było bardziej znanej twarzy niż twarz Arniego) się zapytałem, „A ten Schwarzenegger to co?”. Nie przypominała sobie żadnego Schwarzeneggera i dopiero karykatura Stallone’a zmiękczyła jej twarde, nauczycielskie serce. Oboje na tym dobrze wyszliśmy, bo ja miałem świadectwo z czerwonym paskiem (okazało się, że nie musiałem za nią biegać, bo i tak bym miał), a Ona, cóż, do dziś dzień Jej się kłaniam, gdy się mijamy na ulicy. Choć szczerze wątpię czy mnie pamięta. Była wtedy młoda, na starcie pedagogicznej kariery, a dziś? Dziś też jest jeszcze młoda, a ja grywam w piłkę z Jej synem czasami.

A potem w liceum mieliśmy plastykę przez pierwszy rok nauki. Facet od plastyki był spoko gościem i na lekcje zawsze przychodziło się bez stresu i nerwów. Coś tam trzeba się było uczyć o Rembrandtach i innych takich, ale facet miał taki dar opowiadania o sztuce i artystach, że po pierwsze aż się chciało słuchać, a po drugie samo zostawało w głowie i już żadnych książek czytać nie trzeba było. No i fajne prace nam zadawał do rysowania. A to trzeba było narysować dziurę (narysowałem coś, co ocenił niedostatecznie, gdyż według niego to co narysowałem nie było dziurą tylko opowiedzeniem za długiej historii; obrazek składał się z dwóch kresek i kapelusza…), a to motylka (narysowałem takiego od siodełka od roweru co tym razem wzbudziło Jego aprobatę; nauczyciela plastyki, a nie motylka od siodełka od roweru), a to portret osoby, która siedziała po drugiej stronie ławki. Ta ostatnia praca w końcu doczekała się należnego uznania i dostałem szóstkę. Chyba jedyną w całej licealnej karierze 🙂

A teraz historia zatoczyła koło, a ja znów dźwigam kredki w plecaku.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004