×
Timeless (2016).

Timeless 1×01+04. Recenzja serialu o podróżach w czasie

Temat podróży w czasie, pętli czasowych itepe był w ostatnich latach nad wyraz często wykorzystywany w kinie. Nie tylko amerykańskim, ale choćby i indyjskim :). Nic dziwnego, że mieszanie w liniach czasowych dotarło też do telewizji i to od razu na dwa fronty. Do opisywanego tu wcześniej Frequency oraz do opisanego tu teraz Timeless. Od razu też napiszę, nie czekając na ostatni akapit, że niespodziewanie ten drugi ogląda mi się lepiej. Niespodziewanie, bo po pilocie Frequency byłem przecież dość mocno zadowolony. Recenzja pierwszych czterech odcinków serialu Timeless.

O czym jest serial Timeless

Pewnego wieczora pani historyk Lucy Preston (Abigail Spencer) dostaje nagłe wezwanie do siedziby miliardera Connora Masona (Paterson Joseph). Na miejscu spotyka wyraźnie zaniepokojonych agentów rządowych. Szybko dowiaduje się, że bagatela, ktoś zawinął Masonowi wymyślony i wyprodukowany przez niego wehikuł czasu. Ten ktoś, niejaki Garcia Flynn (Goran Visnjic), nie uczynił tego zapewne bez powodu i Pentagon ma stracha, że użyje wehikułu przeciwko dzielnym Amerykanom. Przeto trzeba działać i Garcię Flynna powstrzymać! Teoretycznie ciężko byłoby taki wehikuł czasu dogonić, ale na szczęście jest jeszcze prototyp maszyny, do którego nasza pani historyk zostaje zaproszona w towarzystwie najbardziej specjalnego ze specjalnych agentów Wyatta Logana (Matt Lanter) oraz pilota/naukowca Rufusa Carlina (Malcolm Barrett). Czasu na decyzję nie ma wcale, ale że rząd ładnie prosi to Lucy się zgadza na szaloną misję w czasie, która wkrótce zaprowadzi ją m.in. na miejsce katastrofy Hindenburga, do nazistowskich Niemiec, a także do teatru, w którym dokonano zamachu na Lincolna. Żeby tylko! W przerwach między kolejnymi misjami okaże się, że coś w miejscu, w którym już była zostało zmienione w ten sposób, że po powrocie nie ma już siostry, ale za to ma narzeczonego.

Recenzja pierwszych odcinków serialu Timeless

Najważniejsze co trzeba zrozumieć przed rozpoczęciem seansu, to fakt, że jest to serial całkowicie rozrywkowy. Z tego powodu mieszanie w czasie jest tu potraktowane powierzchownie i miłośnicy _przesadnego_ rozkminiania paradoksów dziadka i innych takich nie mają tu co szukać. Podobne podejście preferowała choćby seria Powrót do przyszłości, dla której podróże w czasie były podporządkowane rozrywkowej fabule, a nie absolutnej pewności, że wszystkie niuanse zostały przemyślane. No może w Powrocie do przyszłości lepiej nad tym panowano, bo to jednak trzy filmy dotyczące wąskiego wycinka historii związanego z głównymi bohaterami. W Timeless się tak nie da, bo jego bohaterowie mieszają z przeszłością całego świata zmieniając ją mniej subtelnie niż podróżnicy z Badaczy czasu Orsona Scotta Carda. Anyway, chcecie poważnego serialu o czasie i mieszaniu w nim, dajcie sobie spokój. Odpowiada Wam fabuła, w której scenarzyści panują jedynie nad najważniejszymi możliwościami zmian dokonanych działaniami w przeszłości – śmiało możecie oglądać. Nie trzeba do tego wielkiej myślówy i dużego zaangażowania szarych komórek – podróże w czasie w Timeless to pretekst do zabawy z wszelkimi możliwościami z nich wynikającymi.

Skoro czasowe zawirowania mamy już z głowy, to teraz można już spokojnie napisać, że Timeless zapewnia fajną rozrywkę. Wiele się tu dzieje, fabuła leci do przodu i przez cztery odcinki nie było jeszcze żadnych zapychaczy – każdy odcinek to inny wycinek z historii, nasi podróżnicy nie zatrzymują się na razie nigdzie na dłużej – do tego jest tutaj sporo humoru, a bohaterowie wpadają na postaci znane z historii, co również daje możliwość kilku podśmiechujek spowodowanych tym, że przecież znają ich biografie. Tak jak np. w ostatnim odcinku z Ianem Flemingiem. W ogóle sporo tu odnośników popkulturalnych i – co równie pozytywne – nie ma chyba w ogóle, znanych z podobnych produkcji o mieszaniu w czasie, zagrywek typu: ktoś przenosi się do przeszłości i przez dziesięć minut wszystkiemu się dziwi i robi z siebie idiotę zachowując się jak osoba z przyszłości. Nie ma tu czasu na te pierdoły, a bohaterowie szybko dopasowują się do realiów, do których trafili. Co często oznacza, że Rufus, jako, no cóż, Afroamerykanin, wszędzie ma mniej lub bardziej przerąbane.

Gdyby szukać minusów, to na pewno trzeba by zwrócić uwagę na ograniczenia związane z budżetem serialu. Twórcy starają się jak najlepiej odtworzyć czasy, w których dzieje się akcja poszczególnych odcinków, ale wiadomo, że katastrofa Hindenburga będzie wyglądać telewizyjnie, wehikuł czasu sprawi wrażenie plastikowego, a w wątku nazistowskim zabraknie statystów, o których aż się prosi w otoczeniu Ważnej Rakiety, Która Ma Zmienić Losy Wojny. Z tego powodu bohaterom często wszystko udaje się zbyt łatwo i trzeba się z tym pogodzić. Zresztą, czy by to było o wiele lepsze, gdyby przez dwa odcinki siedzieli w jednym miejscu i mieli przerąbane? Ciężko powiedzieć, jak na razie takie „załatwmy sprawę na szybko” się sprawdza, bo przynajmniej nie przynudzają.

Cholera wie, jaki będzie los tego serialu, oglądalność chyba ma całkiem przeciętną, ale liczę na to, że nie dostanie cancela, bo potencjał ma ogromny, a dobrze wiadomo, że gdy twórcy mają w końcu spokój, to kolejne odcinki są coraz ciekawsze w porównaniu do odcinków początkowych, które często są zbyt chaotyczne i wystrachane możliwością wywalenia serialu w kosmos. Tak czy siak jest w Timeless obowiązkowy wątek mega-super-dupertajnej organizacji, której działanie póki co pozostaje skryte mgłą tajemnicy, a które również zapewnia to, że scenarzyści będą mieli o czym pisać. Gdyby oceniać tylko po odcinkach, w odcinku numer cztery pojawia się fajna garderoba i tekst, że trochę jeszcze na pewno popodróżują w przeszłość – a to by oznaczało, że Timeless się uchowa. I fajnie.

PS. Pierwsze dwa odcinki wyreżyserował mój ulubieniec, który ostatnio dużo pracuje na to, żeby nie być moim ulubieńcem. Neil Marshall chyba na dobre utknął w telewizji i choć Timeless mi się podoba, to nie zauważam tu niczego, na co mógłby się skusić twórca Zejścia i Dog Soldiers. A to może oznaczać, że będę sobie musiał poszukać nowego ulubionego reżysera.

Podziel się tym artykułem:

3 komentarze

  1. Marshall to ciągle spłaca kredyty za Doomsday czy co? 🙁

  2. Hehe :).

    (Nie no, dlaczego? Ja np. bardzo lubię Doomsday.)

  3. Nie, nie dam się skusić.
    1 i 3 „Powrót do przyszłości” to jedyne filmy, które da się oglądać w temacie podróżowania w czasie.
    Reszty zdecydowanie – NIE.

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004