Są takie filmy, takim filmem jest właśnie Bridget Jones 3, które dobrze wiem, jakie będą, wiem, że nie ma się co spodziewać po nich niczego wielkiego, ale nie będą żenujące i obejrzenie ich nie będzie jakąś znowu wielką stratą czasu. Idę do kina i po seansie nie mam pretensji, że dostałem film, którego wcale nie trzeba było oglądać w kinie. Nie mam pretensji, że lekko zaśmiałem się ze dwa razy, a kolejne cztery w duchu. Dostałem to, co miałem dostać, nikt mnie nie zmusił, żeby iść na seans – sam się w niego wkopałem (choć to złe słowo, bo z premedytacją na słaby film, o którym wiem, że będzie słaby bym nie poszedł) i żadnych pretensji mieć nie mogę. A w szczególności do filmu, który był dokładnie tak przeciętnie sympatyczny, jak wszystko na to wskazywało. Recenzja filmu Bridget Jones 3.
O czym jest Bridget Jones 3
Bohaterką Bridget Jones 3 jest, uwaga, niespodzianka, Bridget Jones! To ta sama laska co jakieś +10 lat temu pisała słynny pamiętnik i rozbudzała emocje, że chuda Amerykanka Renee Zellweger nie może zagrać grubej, archetypowej Brytyjki! Teraz ma +40 lat, znów jest sama, bo rozstała się z Markiem Darcym (Colin Firth), ale już się tym nie przejmuje. Koleżanki w pracy – jest wydawcą programu newsowego – mówią jej, że teraz jest MILF-etką i rzeczywiście, mocno schudła i wygląda nieźle (po seansie rozgorzała dyskusja co do tego, jaka to Renee Zellweger jest niepodobna do siebie; byłem jedynym, który twierdził, że w Bridget Jones 3 wygląda całkiem podobnie do siebie i nie wiem, o co tyle zachodu; popatrzcie na jej zdjęcia z reala, tam to dopiero jest niepodobna!). Bridget postanawia wziąć singlowe życie w swoje ręce i z koleżanką wyrusza na woodstock-like festiwal muzyczny, na którym spotyka przystojnego Amerykanina (Patrick Dempsey). Spotkanie kończy się upojną nocą i wstydliwym wymknięciem się o świcie z jurty jurnego Jankesa. Było miło, życie toczy się dalej m.in. na chrzcinach dziecka przyjaciół, na których pojawia się Mark Darcy. Od słowa do słowa i Bridget z Markiem lądują w sypialni dając się uwieść obudzonym wspomnieniom o wielkiej love, jaka ich łączyła. Wkrótce okaże się, że Bridget Jones jest w ciąży i nie ma pojęcia, który z panów jest tatusiem. I jak to Bridget Jones, zamiast powiedzieć wprost o wszystkim kandydatom – zaczyna nakręcać spiralę kłamstw i niedomówień.
Recenzja filmu Bridget Jones 3
No właściwie to recenzję mieliście już we wstępie. Bridget Jones 3 po tak długiej przerwie od poprzedniej części mógł być żenującym skokiem na kasę mającym nadzieję, że coś zarobi na fali sentymentu widzów, ale wcale tak nie było. Szczególnie w porównaniu do drugiej części Bridget Jones 3 okazała się sympatyczną komedyjką, która wielkiej krzywdy widzowi nie zrobi, a przy odrobinie dobrych wiatrów może lekko poprawić humor. Osobiście nigdy nie byłem fanem serii – zawiódł mnie Richard Curtis w roli scenarzysty jedynki – więc trudno, żebym nagle się nawrócił, ale wydaje mi się, że na trójce najlepiej się bawiłem ze wszystkich trzech filmów o Bridget. Choć gdyby ktoś obserwował mnie z boku to pewnie by zwątpił w to, że się bawię :). No tak się bawiłem jak na przeciętnej komedyjce, ani razu nie umarłem ze śmiechu czy choćby poczułem zagrożenie wybuchem rozbawienia.
Co mi przeszkadzało najbardziej to fakt, że trudno w przypadku Bridget Jones 3 mówić o komedii romantycznej. Przeszkadzało mi to, bo lubię romkomy i chętnie obejrzałbym romkoma. Bridget Jones 3 dużo bliżej jednak zwykłej komedii, bo w komedii romantycznej to trzeba kibicować głównym bohaterom, trochę ich polubić itd. A Bridget Jones to mocno przerysowana laska, której jakoś nie potrafię kibicować w tych jej głupotach. Może mnie rozbawić, ale żebym od razu poczuł się romantycznie? No kaman. Szczególnie że i mało romantyczny był cały wątek z amerykańskim absztyfikantem. W komromie powinienem czuć jakąś miłość między bohaterami, wtedy mógłbym się emocjonować ich perypetiami. A tutaj? Koleś pojawił się trzy razy na krzyż w życiu Bridget, puknął ją i wymalował jej pokój w czarno-białe paski i z wzrokiem cocker spaniela pyta: „Bridget, czy ty mnie kochasz tak mocno jak Marka?” No za co?? ja się pytam. Bo raz przylazł z pluszakiem i kwiatkami?
W tej sytuacji wątek Bridget-Amerykanin był zbędny, całym sensem filmu było jedynie to, kiedy i czy Bridget i Darcy znowu będą razem. Szkoda, bo można było przed bohaterką postawić większy dylemat, co wyszłoby filmowi na dobre. A jak się człowiek nudzi, to mu zaczynają różne pierdoły w filmie przeszkadzać. A to durna scena z Ważną Prezentacją™ – śmiech na sali, jedna laska odpowiedzialna za prezentację, żadnego nadzoru, burz mózgu z sekretarzami redakcji, grafikami, że „Andrzej, to jebnie” itd. – całkiem to nierealistyczne, nawet jak na komedię. A to złagodzone tłumaczenie, w którym wycięto większość wulgaryzmów, a z Chartumu zrobiono Damaszek. Po cholerę wysyłać Darcy’ego do Syrii?
Tak czy siak żenady nie było, a żarty były oczywiste, ale nawet zabawne. Łaskawie dałbym i 7, ale nie mogę, bo 7 dostanie za niedługo lepszy Siedmiu wspaniałych. Funny fact – w scenariusz na trzecim miejscu mignęło mi nazwisko Emmy Thompson, tej znanej komediowej scenarzystki i członkini Saturday Night Live ;).
(2128)
PS. Nigdy nie mów nigdy, czyli cytat z mojej recenzyjki dwójki:
Ocena Końcowa
6
wg Q-skali
Podsumowanie : Bridget Jones wciąż jest samotna. Dwa spotkania z nieznajomym Amerykaninem i Markiem Darcym owocują ciążą. Kto jest ojcem? Lekka i nawet zabawna komedia, której dobrze zrobiła kilkuletnia przerwa od ostatniej części. Wstydu nie ma.
Podziel się tym artykułem:
Ja lubię część 1, a druga wyjątkowo słaba i na tą nie czekałem, mimo faktu że lubię Zellweger nie tylko za rolę Bridget. Ale wszystkie opinie jakie o filmie czytam/oglądam to zapowiadają zaskakująco dobrą część na którą chyba nawet fani Bridget za bardzo nie czekali i Twoja opinia to pierwsza w której zachwyt aż tak się nie wylewa jak w innych recenzjach.
Jedyny zarzut te nawet najbardziej pozytywne opinie jaki jest co do BJ 3 to właśnie Zellweger, która świetnie się sprawdziła w tej roli, więc i tutaj daje rade, ale właśnie jej twarz po botoksie, operacjach wybija z filmu. Zgodzę się że w tym filmie wygląda jak dawna Renee, jest nawet podobna wynika z trailera, bo filmu jeszcze nie widziałem, ale też miałem takie wrażenie że jej nowa twarz wybijała mnie z klimatu trailera. Więc taki dziwny paradoks że dobrze gra ale jednocześnie wszyscy twierdzą jak jej nowa twarz wybija z filmu.
Co ciekawe pojawiły się trailery kolejnych filmów z nią i w tych trailerach jak np. film z Reevesem zupełnie siebie nie przypomina, wygląda jak w realu, więc sporo się musieli napracować charakteryzatorzy na planie BJ 3 by upodobnić aktorkę by wyglądała choć trochę jak dawniej albo zaserwowała sobie kolejne operacje (choć podobno twierdzi że nie). Szkoda mi tej aktorki trochę jeśli rzeczywiście jest po botoksach
A co do Thompson że dobra scenarzystka to nie takie zaskoczenie, w końcu napisała scenariusz m.in. Rozważnej i romantycznej z 1995 roku.
Dokładnie, na tym zwiastunie tego shitu z Reevesem wygląda prze-o-kro-pnie!