Ach ten pierwszy kontakt z Dniem Niepodległości. Tym oryginalnym. Bez uprzedzenia, bez świadomości powstawania takiego filmu, w kinie przed Tajną bronią Johna Woo [Broken Arrow]. Puścili zwiastun i zdmuchnęło ogniem z ekranu wszystkich na widowni. Chyba nigdy wcześniej ani nigdy potem żaden kinowy zwiastun nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Potem przylecieli kosmici i puścili z dymem pół Ziemi. Od tych wydarzeń minęło dwadzieścia lat i kosmici znów postanowili się do nas wybrać. Recenzja filmu Dzień Niepodległości: Odrodzenie.
O czym jest film Dzień Niepodległości: Odrodzenie
No przecież piszę, że o kosmitach, którzy przylatują, żeby nas rozpirzyć!
Minęło dwadzieścia lat od pierwszego ataku pozaziemskiej cywilizacji na Błękitną Planetę. Wnioski wyciągnięte z tej inwazji, a także uzyskana w ten sposób technologia sprawiły, że w ciągu dwóch dekad ludzkość rozwinęła się z prędkością co najmniej kosmiczną. Alternatywny rok 2016 wygląda na ekranie imponująco, jeśli chodzi o ziemskie dokonania. Silna i uzbrojona linia obronna na orbicie okołoziemskiej, eksploracja Księżyca, błyskawiczne podróże na linii Ziemia-Księżyc i przede wszystkim pokój na świecie. Zanikły wszelkie konflikty, a sprzymierzona przeciwko kosmicznemu wrogowi ludzkość zjednoczyła się i tak już trwa w przyjaźni i bez wojen po dziś dzień. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie niepokojące sny eks-prezydenta Whitmore’a (Bill Pullman), którego dręczą koszmary, a także doniesienia z afrykańskiej pustyni, gdzie po dziś dzień leży wrak spodka, który właśnie zaczął się uruchamiać. Do kraju rządzonego przez lokalnego watażkę znanego z tępienia pozostałych przy życiu kosmitów przyjeżdża David Levinson (Jeff Goldblum), by zbadać podejrzaną sprawę. Tymczasem księżycowa baza staje się obiektem ataku ze strony kosmicznego spodka tak ogromnego, że te sprzed dwudziestu lat przypominają procę. W momencie ataku na powierzchni przebywają skłóceni między sobą dawni przyjaciele z lotnictwa – Dylan (Jessie T. Usher) syn zmarłego w międzyczasie Willa Smitha, który nie zechciał wystąpić w sequelu i Jake, dużo brzydszy z braci Hemsworthów – Liam. W jaki obrazek ułożą się te wszystkie elementy puzzle’a? #GłupiePytanie
Recenzja filmu Dzień Niepodległości: Odrodzenie
Co by nie gadać o oryginalnym Dniu Niepodległości, to w momencie premiery po prostu robił wrażenie. Monumentalne rozpierduchy i imponujące na owe czasy efekty specjalne sprawiły, że film Emmericha zyskał zasłużoną sławę, którą dzisiaj pewnie trochę trudno zrozumieć po nieskończonej ilości seansów na Polsacie i oswojeniem się z takimi możliwościami kina. Z perspektywy dzisiejszego widza to raczej naiwne i infantylne kino, zresztą jak przystało na rozrywkowe kino Emmericha, trochę już może nawet zakurzone. Ale wtedy to było coś. I dzięki temu byciu czymś trafiło do historii kina.
Dzisiaj trudno coś takiego powtórzyć. Kino poszło do przodu, zmieniło się, jego możliwości są nieporównywalnie większe, a Ziemia przez te 20 lat była niszczona na ekranach kin niezliczoną ilość razy. Co za tym idzie Dzień Niepodległości: Odrodzenie miał właściwie przerąbane już na starcie, bo odrzucając zachwyt widza efektami specjalnymi co zostanie? Ano naiwne i infantylne kino, któremu jedynie nie można chyba zarzucić tego, że perfidnie dybie na kasę widza. Dwadzieścia lat między dwoma filmami serii to moim zdaniem rozsądna przerwa, która kasuje wszelkie niecne przypuszczenia zasadne w sytuacjach dzisiejszych serii z kolejnymi odcinkami co rok. Pewnie, to głównie na sentymencie widza opierała się nadzieja na zarobek, ale miło, że powstrzymali się aż tyle z kontynuacją. Po tym czasie to większość by pomyślała, że a co tam, kurde, chętnie bym obejrzał dwójkę. Twórcy wyszli więc tej większości naprzeciw. Tyle tylko, że nie dali od siebie nic więcej poza „dopisanie” dwójki do tytułu i pozostawienie reszty sentymentowi widza.
Jednym z podstawowych problemów filmu Dzień Niepodległości: Odrodzenie jest fakt, że na ekranie tak naprawdę oglądamy starcie dwóch pozaziemskich cywilizacji. Podczas gdy w jedynce mogliśmy utożsamiać się z prymitywną Ziemią, która sposobem musi walczyć z przewyższającym go technicznie przeciwnikiem i by zwyciężyć musi ponieść koszt sfajczenia połowy planety, w dwójce dostajemy ziemską cywilizację na obraz i podobieństwo jakiejś tam startrekowej federacji rozwiniętą hen poza to, czym aktualnie moglibyśmy się przeciwstawić kosmitom. Wygenerowane komputerowo zabudowania i umocnienia nie przypominają starej, dobrej Ziemi i pachną sztucznością. Szczególnie że tak naprawdę i tak zaraz się okaże, że to wszystko na nic, bo kosmici są sto razy więksi i nic im panie te lasery nie zrobią. Po co więc one kiedy tylko dokładają swoją cegiełkę do plastikowości filmu Dzień Niepodległości: Odrodzenie?
Bo Dzień Niepodległości: Odrodzenie jest właśnie taki plastikowy i to jego drugi podstawowy problem. Twórcy widocznie doszli do wniosku, że i tak nie zaskoczą widza niczym nowym, więc nawet się nie postarali, by to zrobić. No i chyba też trochę kasy nie mieli na to, żeby zająć się filmem na poważnie. Kosmici dalej rozpirzają Ziemię, ale przy okazji dzieje się na ekranie tak dużo, że rozpierducha zlewa się w jedną bliżej nieokreśloną masę, a na dodatek między walącymi się budynkami jeszcze fruwa Hemsworth dokonując ewolucji zaprzeczających prawom fizyki, bo czemu nie, skoro ma nowoczesny statek ziemia-kosmos wybudowany dzięki wsparciu technologii kosmicznej. O ile pierwszy Dzień Niepodległości mimo nierealnego pomysłu na fabułę nie raził nierealnością i kiedy rozwalali Biały Dom to się czuło, że rozwalają Biały Dom, to dwójka w całości wygląda nierealnie, a co za tym idzie nie sposób przejmować się tym, że rozwalają nas kosmici. Bo nie wyglądamy jak my tylko jak jakaś rasa z kosmicznej gry komputerowej. Zabrakło zupełnie tego realizmu, który dodawał wartości jedynce (paradoksalnie).
I zabrakło też dobrej obsady. Może i główni bohaterowie nie mieli nic do zagrania (do wymienionej wyżej męskiej obsady wypada też dodać panie: Maika Monroe, Vivica A. Fox, Sela Ward), ale wystarczyło, żeby na ekranie pojawił się Jeff Goldblum, żeby zobaczyć, że nawet w takiej plastikowej bzdurce można zaprezentować swoją charyzmę. Pod warunkiem, że się ją posiada.
Niestety zatem, Dzień Niepodległości: Odrodzenie to niewypał, którego Emmerich, Devlin i spółka nie przyjmują do wiadomości i już grzebią nad trójką.
(2112)
Ocena Końcowa
5
wg Q-skali
Podsumowanie : Dwadzieścia lat po pierwszej inwazji na Ziemię kosmici próbują raz jeszcze. Głównym problemem tego plastiku jest to, że kosmici tak naprawdę walczą z innymi kosmitami.
Podziel się tym artykułem: