No dobra, tyle ponarzekałem na babską wersję Pogromców duchów (którzy nawiasem mówiąc zawsze będą dla mnie Łowcami duchów) na długo przed jej obejrzeniem, że moim obywatelskim obowiązkiem jest wykrztuszenie w końcu, że wybrałem się na nowe Ghostbusters do kina i… było całkiem w porządku. Recenzja filmu Ghostbusters. Pogromcy duchów. (Jedno z pytań wciąż pozostaje aktualne: czemu nie pogromczynie?)
O czym jest film Ghostbusters. Pogromcy duchów
Erin Gilbert (Kristen Wiig) ubiega się o posadę na katedrze fizyki prestiżowego uniwersytetu. Daleko posunięte starania psuje pojawienie się w obiegu książki, którą dawno temu napisała razem z przyjaciółką Abby Yates (Melissa McCarthy). Psuje, bo na setkach stron powypisywały tam swoje nibynaukowe teorie dotyczące istnienia duchów i świata pozazmysłowego. Nic więc dziwnego, że poważna i zakuta w garsonki Erin szybko wybiera się do Abby, aby usunęła z e-Baya itd. wszystkie kopie książki, które osobiście tam wystawiła. Tyle, że dawno nie widziana przyjaciółka ani myśli to zrobić. Więcej, na podrzędnym uniwerku wciąż zajmuje się duchową tematyką, w czym pomaga jej nieco postrzelona, ale bardzo mądra Jillian Holtzmann (Kate McKinnon), z którą – jak przekonuje – są na granicy bezsprzecznego udowodnienia, że duchy istnieją itd. Zanim jednak dojdzie do poważniejszego starcia pomiędzy tymi Scully i Mulderem naszych czasów, kobiety wspólnie wybierają się do nawiedzonego domu, w którym ostatnio dzieją się dziwne rzeczy. I rzeczywiście, są tam świadkami fenomenu, który sprawia, że Erin wraca do pogoni za dawnymi ideałami, w czym bez dwóch zdań pomaga jej ostateczne pogrzebanie szans na ciepłą posadkę. Trzy dziewczyny postanawiają zająć się łapaniem duchów, a pierwszym krokiem na tej drodze ma być wynajęcie opuszczonej remizy w samym centrum Nowego Jorku.
Recenzja filmu Ghostbusters. Pogromcy duchów
Ghostbusters. Pogromcy duchów to kolejny przykład filmu, na który wybrałem się tylko i wyłącznie po to, żeby go obsmarować, a potem siedząc w kinie z coraz większą rezygnacją dochodziłem do wniosku, że niestety, nie ma czego obsmarowywać. Z jednej strony to fajnie, bo okazało się, że pieniędzy na bilet nie wyrzuciłem w błoto, ale z drugiej mniej fajnie, bo lubię obsmarowywać, co jest o wiele fajniejszą robotą niż chwalenie. No ale naprawdę nie ma czego obsmarowywać, choć bez dwóch zdań wszelkie zarzuty sprzed seansu zostają zasadne. Nie wiadomo bowiem po co było robić żeńską wersję znanego filmu o męskich bohaterach, za czym nie stały żadne sensowne przesłanki. Więcej, podzielam opinię gambita o tym, że tym samym od razu skazano remakeosequel na porażkę i negację niezadowolonych fanów oryginalnego filmu. „Zrobiliby film z facetami i by zarobili”. Tak by prawdopodobnie było, choć chyba na swoje wyjdą po podliczeniu zysków na rynkach zagranicznych – w Stanach Ghostbusters. Pogromcy duchów dostali od widzów tęgiego kopa z tego co widzę. Nie pomogło też niezdecydowanie w kwestii remake to czy sequel czy może reboot, warto było od razu postawić sprawę jasno. To remake z rebootowymi zakusami. Co to oznacza? Ano to, że oryginalną fabułę zmodyfikowano na tyle, żeby przy okazji wyjaśnić bliżej kilka przewodnich motywów serii – skąd nazwa ghostbusters, skąd logo duszka (wyjaśnienie toporne, ale mogło być gorzej), jak to z tą remizą było (w tym przypadku bardzo udana podśmiechujka) itp. Do tego dochodzą jeszcze poupychane tu i tam smaczki w postaci np. obrazu właścicielki nawiedzonego domu (czy tam jego mieszkanki) w pozie Viga Karpackiego.
W tym całym narzekaniu na Ghostbusters. Pogromcy duchów, jakie przetoczyło się przez sieć warto też chyba zauważyć, że skoro najważniejsze osoby związane z oryginalnym filmem, które mają największe prawa do krzyczenia, że gwałcą klasykę! nie mają nic przeciwko nowej wersji i zgodnie w niej wystąpiły (plus można ich poznajdować w napisach jako przeróżnych producentów itp., co pewnie ułatwiło podjęcie decyzji, bo co dwie wypłaty to nie jedna), to może warto trochę filmowi Feiga odpuścić, bo naprawdę ogląda się go bardzo dobrze (jak na film z Melissą McCarthy – chciałoby się dodać).
Tak, w nowych Ghostbusters. Pogromcy duchów występuje cała czwórka oryginalnych pogromców (upchanych tak sobie, ale zawsze) – Harold Ramis, siłą rzeczy, w postaci popiersia. Jest też mała niespodzianka na napisach końcowych, a sprawne oko dostrzeże też pod botoksem jednej z bohaterek Annie Potts, czyli sekretarkę oryginalnych pogromców.
Jedyną więc dużą wadą Ghostbusters. Pogromcy duchów jest fakt, że nie są filmem oryginalnym. Oryginał sprzed trzydziestu lat ciąży mu ogromnym balastem, którego nie sposób odczepić. Dodatkową trudnością jest fakt, że film Reitmana hitem był raczej przypadkowym, więc to, co podobało się widzom 30 lat temu, widzom współczesnym niekoniecznie musi się podobać – inny czas, inne kino. Trudno mi oceniać, jak mogą przyjąć film Feiga widzowie, którzy urodzili się w XXI wieku i pewnie nawet nie mają pojęcia o istnieniu oryginału, ale wydaje mi się, że gdybym takim był to przyjąłbym Pogromców v.2.0 pozytywnie, bo bez wątpienia wyróżnia się na tle innych propozycji rozrywkowych nie siląc się na ugryzienie tematu z jakiejś nieoczekiwanej strony. Tutaj wszystko jest po bożemu i Feig umiejętnie bawi się oryginałem tam gdzie trzeba biorąc z niego garściami, a tam gdzie się da puszczając oko. Bohaterki są sympatyczne, Kate McKinnon w roli Holtzmann kradnie cały show (dziwią mnie opinie, które gdzieś mi tam migają, że jedyne co ratuje film to Wiig i McCarthy), dowcipy – raz lepsze raz gorsze – trzymają odpowiedni poziom nie balansując na granicy dna (choć większość scen z Chrisem Hemsworthem wykopałbym w pizdu), no a wizualnie nie ma się czego przyczepić. Ma Ghostbusters. Pogromcy duchów ten taki trudny do określenia vibe fajnego kinowego filmu, a nie perfidnej maszynki do zarobienia pieniędzy (którą istotnie nie jest, bo nie zarobił 🙂 ).
(2109)
Ocena Końcowa
7
wg Q-skali
Podsumowanie : Duchy terroryzują Nowy Jork. Pokonać je mogą jedynie cztery szalone pogromczynie duchów! Niespodziewanie udany remake, choć nic na to nie wskazywało.
Podziel się tym artykułem:
Obejrzałem. Niestety wrażenie jest kiepskie. Gościnne występy starej ekipy, bardzo sympatyczne. Ot pojawili się i jest spoko.
Natomiast większość poziomu dowcipy poniżej krytyki. Wydaje mi się, że American Pie i Scary Movie wyżej trzymają poziom a z tego samego żartują
Widziałem ta sporo potencjału na przyjemną komedię, ale naprawdę w życiu nie obejrzę tego drugi raz. Te prostackie dowcipy zwłaszcza przez pierwszą połowę filmu i ten upadły Thor odstraszają skutecznie.
Upadły Thor tak, ale co do dowcipów to miałeś zły dzień po prostu :). Ale słusznie, drugi raz nie oglądaj, za to ja obejrzę i sprawdzę, czy może jednak ja miałem dobry dzień za pierwszym razem, że nie uznałem dowcipów jako prostackich 🙂
Czy ja wiem czy ja miałem zły dzień? Pod koniec filmu było lepiej, ale początek… tam chyba nawet pierdzenie z taśmy puszczali… Jak skakałem dziś po kanałach, to coś identycznego widziałem w Szkole… w wykonaniu ucznia gimnazjum.
Ale numer z remizą mi się podobał.
To ja na odwrót 🙂 pod koniec mi się już mniej podobało. Nie dogodzisz 🙂