Laureata nagrody głównej na tegorocznym Festiwalu Najbardziej Nieprawdopodobnych Zbiegów Okoliczności w Kinie już znamy, to chiński Kill Zone 2, kontynuacja hitu pod tym samym tytułem (bez dwójki :P), który oprócz tytułu nie ma z jedynką niczego wspólnego. Recenzja filmu SPL Kill Zone 2 aka Saat po long 2 aka po prostu Kill Zone 2.
Reżyseria: Pou-Soi Cheang
Scenariusz: Lai-yin Leung, Ying Wong
Obsada: Tony Jaa, Jing Wu, Simon Yam, Jin Zhang, Louis Koo
Zdjęcia: Kenny Tse
Muzyka: Ken Chan, Kwong Wing Chan
Kraj produkcji: Chiny/Hongkong
Krótki akapit do ominięcia
Nie macie pojęcia, jak trudno jest się powstrzymać przed napisaniem we wstępie tego, co chce się tam napisać, w sytuacji, gdy wie się, że nie powinno się tam pisać rzeczy nie na temat. Tak trudno, że skoro udało mi się powstrzymać, to już nie będę się powstrzymywał do końca recenzji (a powinienem – wiadomo, na początku przykuwający uwagę wstęp, potem tylko konkrety, a pieprzenie głupot na samym końcu) i napiszę, co miałem napisać tam wyżej: Trza spojrzeć prawdzie w oczy, nadchodzi okres, w którym na Q-Blogu będzie się raczej działo trochę mniej. Ciężko mi już teraz w związku z długimi weekendami i upałami znaleźć czas, żeby coś obejrzeć, a co dopiero o tym napisać. A za chwilę EURO 2016 i w takim wydaniu naprawdę piłka nożna wciąż jest dla mnie ważniejsza od kina.
Koniec krótkiego akapitu do ominięcia.
O czym jest film SPL Kill Zone 2
Co prawda chwilę po obejrzeniu Kill Zone 2 obejrzałem Kill Zone, ale nie będę zaczynał chronologicznie i najpierw napiszę o dwójce, bo podobała mi się bardziej. Zresztą nie ma znaczenia, bo jak już pisałem – dwójka nie ma z jedynką niczego wspólnego poza tytułowymi trzema literkami SPL, które oznaczają coś tam o przeznaczeniu, gwiazdach i innych takich. Nie skupiłem się za bardzo na tym, bo miałem dostać film o mordobiciu, a nie o gwiazdach i przeznaczeniu. Ale chyba w dwójce jeszcze bardziej to przeznaczenie pasuje to fabuły, bo jest tak nieprawdopodobna, że można ją tłumaczyć tylko przeznaczeniem właśnie i tym, że jeśli coś jest zapisane w gwiazdach to się wydarzy, niezależnie od tego czy ma to sens czy nie. Bo wiadomo, przed przeznaczeniem nie uciekniesz. Dlatego, jeśli mierżą Was nieprawdopodobne zbiegi okoliczności to sobie odpuśćcie seans, bo będziecie zgrzytać zębami.
Pierwszym bohaterem filmu jest policjant z Hongkongu (Jing Wu), który zatracił się w pracy kreta w gangu handlującym ludzkimi organami. Aby zdobyć zaufanie i przeniknąć do góry organizacji popadł w nałóg narkotykowy, czego nie może zrozumieć jego przełożony (drugi bohater filmu Simon Yam, który pod innym, choć podobnym nazwiskiem występował w jedynce – jeszcze jedna część wspólna między filmami). Nie ma jednak czasu na dyskusje, bo przychodzi czas na aresztowanie szefów, które kończy się tak, że nasz pierwszy bohater… trafia do więzienia w Tajlandii. I tu poznajemy naszego trzeciego bohatera filmu, strażnika więziennego (Tony Jaa), którego córka potrzebuje przeszczepu, bodaj szpiku kostnego. Aby zapewnić jej dobrą opiekę zdrowotną, przymyka oko na praktyki naczelnika więzienia (Jin Zhang, dubler Zhang Ziyi – ano, aktorki – w Przyczajonym tygrysie ukrytym smoku), które są cokolwiek podejrzane. Karma w tym przypadku nie jest suką i starania ojca przynoszą sukces. Okazuje się, że odnalazł się dawca szpiku, którym niespodziewanie – skracając całą historię – okazuje się nasz policjant z Hongkongu, który siedzi w tajlandzkiej pace pod okiem ojca chorej dziewczynki.
A w międzyczasie chora dziewczynka instaluje na telefonie appkę, która w magiczny sposób w locie tłumaczy język kantoński na tajlandzki. Coś przeczuwa, że ojciec z więźniem będzie chciał się dogadać.
Recenzja filmu SPL Kill Zone 2
Nie ma się co oszukiwać, Kill Zone 2 nie jest tak zajebistym filmem, jakim mógłby być. Wszystko za sprawą Tony’ego Jaa, który jakoś nie potrafi się odnaleźć po tych wszystkich klapach, podpadnięciu gangsterom i wygnaniu w klasztorze na zadupiu. Wspominając takie filmy jak Ong Bak i Tom Yum Goong jest jasne, że Tony Jaa potrafi bić się o niebo bardziej efektownie niż w Kill Zone 2 (a może to zasługa choreografów?) i z tego powodu można odczuć mały zawód oglądając na ekranie jego popisy. Ale wiecie co? Nie wiem dlaczego, ale jakoś tak po prostu ani te wszystkie zbiegi okoliczności ani słabszy niż kiedyś Tony Jaa nie zepsuły mi filmu na tyle, by przyćmić to, jak bardzo spodobały mi się sceny walk (i nie tylko) zaaranżowane w rytm monumentalnej muzyki klasycznej, która sprawiła, że oglądało mi się je znakomicie. A już sam finał to takie stężenie patosu i nieprawdopodobności zmieszane z pomysłowymi choreografiami, że ocena momentalnie podskoczyła do tej, jaką zobaczycie tam niżej. Zapewne naciąganej, zdaję sobie z tego sprawę, ale określającą frajdę jaką finalnie miałem z tego nudnego momentami filmu.
I to właściwie wszystko, co chciałem Wam o SPL Kill Zone 2 powiedzieć. Jest nieprawdopodobny, na pewno znalazłoby się kilku bardziej zdolnych kopaczy – którzy umiejętnościami przyćmiliby Tony’ego Jaa i spółkę a całość wyglądałaby lepiej – a gdyby wyciąć muzykę klasyczną to film straciłby połowę swojej wartości. Ale co z tego, skoro były takie momenty, że po prostu siedziałem przed ekranem z miną: jaa (zbieżność z nazwiskiem aktora przypadkowa), szacun, takie głupie, że aż dobre! I choć pod względem brutalności i choreografii The Raid 2: Berandal (też parujący napieprzankę z muzyką klasyczną) bije SPL: Kill Zone 2 na głowę (no, na główkę, aż takiej przepaści nie ma) to o wiele bardziej rozrywkowy Kill Zone 2 bardziej przypadł mi do gustu. Może właśnie tym, że nie był tak śmiertelnie nadęty jak film Garetha Evansa. Choć patetycznie nadęty oczywiście sporo jest, jak to na azjatyckie kino bohaterskie przystało. Ale jakoś tak pozytywnie. No i tę chorą dziewczynkę gra fajna aktorka, od razu +10 do polubienia całego filmu.
(2097)
Czas na ocenę:
Ocena: 8
8
wg Q-skali
Podsumowanie: Policyjny kret i skorumpowany strażnik więzienny kontra bezwzględni handlarze ludzkimi organami. Hongkońskie kino bohaterskie w całej krasie z wszystkimi jego wadami i zaletami.