×

Dannys Dommedag aka Danny’s Doomsday

Nie mogę obiecać, że czytanie tej recenzji będzie dużo większą frajdą niż obejrzenie opisywanego filmu, ale z pewnością nie będę się musiał wysilać, aby tak właśnie było. Dzięki samemu filmowi, który jest stratą czasu.

Od dłuższego już czasu w kolejnych odcinkach Poszedłbym obserwuję fascynujący wzrost familijnych produkcji z całej Europy, które docierają do naszych kin. Nie trafia tu wiele wartościowych filmów, ale pierdoły o skandynawskich nastolatkach a i owszem. W ciemno – i bez oglądania powyższych – wysnułem tezę, że oto dystrybutorzy przy zakupie dobrych filmów zmuszeni są do dokupienia filmów dobrych mniej, inaczej nici z interesu. A skoro już je kupili to a nuż, może coś zarobią, gdy odpowiednio je wcisną widowni.

„Danny’s Doomsday” do naszych kin zdaje się nie trafił (jeszcze), ale sądząc po trailerach można było przypuszczać, że to jeden z lepszych przykładów europejskiego kina familijnego. Ba, trafił nawet na moją listę Do obejrzenia. A skoro teraz okazało się, że to film jednak marny, to jak marnie dopiero muszą wyglądać te filmy, które nawet zwiastunów nie mają zachęcających? Innymi słowy: warto omijać europejskie kino familijne. Osobiście od razu wprowadzę tę zasadę w życie.

Ciche i spokojne duńskie miasteczko zmaga się z potwornym upałem, jakiego najstarsi Duńczycy nie pamiętają. Co bardziej pesymistyczni uważają, że pogodowa anomalia to zapowiedź kresu wszystkiego i szybko okazuje się, że może wcale nie uprawiają nadinterpretacji. Z pobliskiego morza na ląd wychodzą dziwne stwory, które zaczynają terroryzować mieszkańców naszego miasteczka. Ci, którzy mają mniej szczęścia zostają pożarci, reszta skrywa się w piwnicach.

Wśród tych ukrytych w piwnicach są tytułowy Danny i jego brat. Od tej pory przez większość filmu będą siedzieć w piwnicy. Ekscytujące.

Zapowiadała się mieszanka „The Goonies” i „Attack the Block”, ale nic z tego nie wyszło. O ile jeszcze początek niesie ze sobą nadzieję na coś lepszego – działający na wyobraźnię upał dający fajne tło do wydarzeń plus młodzieńcza miłość głównego, nieśmiałego bohatera do blondlaski z klasy – to wraz z pierwszym atakiem wszystkie wątki, podobnie do bohaterów, chowają się do piwnic i przez długi czas z nich nie wychodzą. A gdy wyjdą, będzie już za późno.

Twórcy zapewne chcieli dobrze, ale mierz siły na zamiary. Wiadomo, że nie ma co od razu pokazywać potwora, ale film w końcu zawsze dochodzi do momentu, w którym wyłaniająca się skądś tam łapa nie wystarczy. Na to coś więcej trzeba poczekać zdecydowanie zbyt długo, a gdy w końcu mamy możliwość zobaczenia zła w całej postaci – rozumiemy, czemu do tej pory chowało się po kątach. I walcząc z sennością docieramy do równie nieekscytującego finału.

(1860)

Nie mogę obiecać, że czytanie tej recenzji będzie dużo większą frajdą niż obejrzenie opisywanego filmu, ale z pewnością nie będę się musiał wysilać, aby tak właśnie było. Dzięki samemu filmowi, który jest stratą czasu. Od dłuższego już czasu w kolejnych odcinkach Poszedłbym obserwuję fascynujący wzrost familijnych produkcji z całej Europy, które docierają do naszych kin. Nie trafia tu wiele wartościowych filmów, ale pierdoły o skandynawskich nastolatkach a i owszem. W ciemno - i bez oglądania powyższych - wysnułem tezę, że oto dystrybutorzy przy zakupie dobrych filmów zmuszeni są do dokupienia filmów dobrych mniej, inaczej nici z interesu. A skoro już…

Ocena Końcowa

5

wg Q-skali

Podsumowanie : Duńscy nastolatkowie kontra stwory z głębi morza. Europo, zostaw takie filmy zawodowcom z Hollywood. Marnujesz tylko taśmę filmową.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004