×

Strasznie bardzo… (czyli Dystrykt 9)

…nie chce mi się tu nic dziś pisać. Wczoraj przynajmniej miałem dobrą wymówkę, bo wybierałem się z powrotem do Warszawy, więc się trzeba było przygotować, wyjechać, przyjechać, rozpakować itd. A łatwo nie było, bo na dworcu w Zawierciu przywitała mnie klęska żywiołowa w postaci braku prądu, nieczynnych kas, kiosków, fast foodów – wszystkiego z grubsza biorąc. Co w połączeniu z nagłymi śnieżycami nie było wcale miłe. Miłe za to było, że pociąg przyjechał na czas i na czas też do stolicy dojechał. Tylko się trochę trzeba było zastanawiać czy to już ten pociąg czy jeszcze nie, bo oczywiście bez prądu zapomnieć można było o jakiejkolwiek zapowiedzi czy informacji na tablicy. W każdym bądź razie wymówkę, żeby nic nie pisać miałem. Dzisiaj – nie mam. Mógłbym coś napisać później, ale pewnie Asiek będzie katować „House’a”, a ja w trudnych warunkach nie mogę pisać. Jestem jak księżniczka na ziarnku grochu. A jak! Trzeba się szanować! I czytelników przy okazji też, bo po co im pisać byle co.

Powiedział, hehe :))

No to może idąc na ugodę ze dwie szybkie recki, żeby było coś więcej ponad ten niepotrzebny wstęp.

Dystrykt 9 [Discrict 9]

Film ten z pewnością zasługuje na osobną reckę, a nie taką zbiorczą, ale ma pecha. Ostatecznie jednak wystarczająco dużo szumu narobił, żeby jeszcze go honorować na Q-blogu specjalnymi reckami. I tak nie będzie narzekał. Od razu więc wystawię ocenę, a potem przejdę do narzekania. 5(6) 😛

Gdybyście nie wiedzieli, to 20 lat temu nad RPA pojawił się potężny statek kosmiczny i wysiadły z niego niejakie Krewetki. Krewetki rozpierzchły się po RPA, bo wrócić do domu nie potrafiły, więc specjalna komisja postanowiła zamknąć ich bez wyjątku w dzielnicy slash getcie, czyli tytułowym Dystrykcie 9. Minęły lata, potrzebne były zmiany. Bohatera naszego filmu, niejakiego Wikusa, poznajemy w momencie, gdy with a little help from his friends próbuje wręczyć Krewetkom nakaz eksmisji i przetransportować je do wypasionego nowego getta. Nichu…

Film narobił wiele szumu i już przez wielu okrzyknięty został ożywieniem dla skostniałego przez ostatnie lata s-f. Dokumentalna konwencja połączona ze standardową napieprzanką przemówiły do wyobraźni wielu widzów, którzy dali wyraz swojemu zachwytowi. Ja żadnemu zachwytowi nie dam wyrazu, bom zachwycony filmem nie był. Ocenę wystawiłem mu nieprzypadkową, bo bardzo dobrze się go ogląda, ma świetne efekty specjalne, anonimowi do tej pory aktorzy dają w nim popis (Wikus rządzi; sorry, mate, nie chce mi się sprawdzać jak się nazywasz; kapitalny debiut i od razu furtka do roli Murdocka bodajże w filmowej „Drużynie A”) i generalnie pomysł na film jest wyborny, ale daleki jestem od bałwochwalstwa. Ot bardzo dobry film. Tyle.

Problem D9 jest głównie taki, że nie oderuje nic więcej niż można było zobaczyć w zwiastunie. Jak napisałem, pomysł jest świetny, ale tak naprawdę starcza go na bardzo zachęcający trailer. I na bardzo dobry film też 🙂 ale jeśli widz z zaostrzonym apetytem na ten film spodziewałby się czegoś więcej (mówię o mnie między innymi), to trochę by się zawiódł – dokładnie wszystko można przewidzieć ze zwiastuna. A jednak byłoby miło, gdyby jeszcze parę zaskoczeń po drodze czekało.

Pierdół (no pierdół, pierdół, w końcu ocena prawie maksymalna) których można by się tu czepiać było sporo. Nie będę ich wypisywał hłe hłe, bo pamięć ma ulotna jest, a film widziałem parę dni temu. W każdym bądź razie D9 razi mnie swoją naiwnością w niektórych momentach. Trudno uwierzyć, że wśród takiej masy kosmitów znalazło się jedynie dwóch i pół z mózgiem (reszcie nawet się nie chce spustu w megawypasionej broni nacisnąć, no kaman; ja wiem, że naćpani kocim żarciem, ale bez przesady – Indianie też wyginęli w podobny sposób, ale oni nie mieli megarozpierdzielającej broni, którą tylko oni mogą używać) i tak się złożyło, że akurat pierwszego dnia eksmisji znaleźli oni po 20-letnich poszukiwać to, czego szukali. Zbyt grubymi nićmi szyte. W szczegóły się nie wdaję, bo potrzebny byłby kolejny seans. Czepiać się można też rzeczy, które twórcy D9 próbują przedstawić jako atuty. Początek filmu, ironiczna wstawka, że statek kosmitów nie wylądował w Ameryce jak zwykle tylko w RPA. No rzeczywiście, jest to zaskoczenie tyle tylko, że z tylu krajów na świecie wylądował on akurat nad stolicą appartheidu. Nawiązania do reszty filmu tłumaczyć nie trzeba…

Świetny Wikus, szybka akcja, klasowa rozpierducha (dwuznaczność zamierzona), naiwny scenariusz, który bronią nawiązania do aktualnych stosunków społecznych (czyli moralizowanie przez rozrywkę) – czyli zdecydowanie dobry film, który jednak nie jest w żadnym momencie Mesjaszem SF.

O, już tyle nastukałem? To starczy 😛 Zupełnym przypadkiem D9 doczekał się osobnej recki…

Podziel się tym artykułem:

Jeden komentarz

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004