Pokój dziecięcy [Películas para no dormir: La habitación del niño]

Mój pierwszy kontakt z Alexem de la Iglesią (dwuznaczność zamierzona ;P) był niezbyt zachęcający. Wypchnąłem ojca do wypożyczalni kaset video (takie coś, gdzie kiedyś wypożyczało się filmy na kasetach VHS, młodzi nie znają…) i powiedziałem, żeby wybrał coś na czuja. Mój ojciec, jak to on, wybrał kasetę, którą z pewnością ja bym wybrał jako ostatnią, gdyby do wyboru nie pozostało mi już nic innego z „Yyyyrkiem – kosmiczną nominacją” włącznie. Okładka kasety wyglądała na jakiś europejski pierd za garść moniaków, a pierwsze minuty filmu zniechęciły mnie do końca. Byłem pewny, że wrażenie okładki nie było mylne – okładka usrana, film usrany. Ale jakimś nadludzkim wysiłkiem przetrwałem pierwsze minuty, księżulo wysiadł z autobusu w Madrycie, a potem to już do samego końca byłem zachwycony. W ten właśnie sposób obejrzałem po raz pierwszy „Dzień bestii”. I od tego czasu czekam na kolejny, równie dobry (albo i lepszy) film w reżyserii de la Iglesii. Czekam, czekam, czekam… z sześć jego innych filmów widziałem i czekam, czekam, czekam…

„Pokój dziecięcy” był kolejnym aktem mojej nadziei, że de la Iglesia da radę. Co prawda z filmami kręconymi dla telewizji mam tak, że z góry ich nie lubię (widzę, że są telewizyjne i to je u mnie przekreśla), ale przecież w końcu zawsze może być ten pierwszy raz, że coś się spodoba? Nie? Szczególnie, że film de la Iglesii był częścią bardzo ciekawego hiszpańskiego projektu – „Sześć filmów, które nie pozwolą ci zasnąć”, w którym palce maczali też inni giganci hiszpańskiego kina grozy itp. A konkretnie byli to panowie:
– Jaime Balagueró (odcinek „Para entrar a vivir”), reżyser „Darkness”, scenarzysta „[REC]”
– Narciso Ibáñez Serrador (odcinek „La culpa”), reżyser świetnego „Quien puede matar a un niño?”
– Francisco Plaza (odcinek („Cuento de navidad”), reżyser „[REC]”
– Enrique Urbizu (odcinek „Adivina quién soy”), tego nie znam 😉
– Mateo Gil (odcinek „Regreso a Moira”), nadworny scenarzysta Alejandro Amenábara („Tesis”, „Otwórz oczy”, „W stronę morza”).

Bohaterami „Pokoju dziecięcego” jest młode małżeństwo, które z malutkim synkiem wprowadza się do wymarzonego domu. Wymarzony dom okazuje się oczywiście nie taki do końca wymarzony, a naszą trójkę zaczynają prześladować dziwne odgłosy. Coś tu zdecydowanie nie gra, a sprawdzenie konkretów nie przynosi nic dobrego…

Jak się można było spodziewać, „Pokój…” to kameralny horrorek z ograniczoną do minimum obsadą, opowiadający prostą historię, jakich kino przyniosło ze sobą już tysiące. Całość jednak nie nudzi i wciąga, choć nie za bardzo. Ot ogląda się ciurkiem czekając na koniec, który jest dość spodziewany niestety (choć trochę też niezrozumiały, jak się tak bardziej w niego zagłębić). Końcowemu twistowi daleko do twistów z półki „planetomałpowej” i raczej ciężko się specjalnie zaskoczyć i wykrzyknąć „O, kurde! Ale mnie zrobili!”. A trzeba przyznać, że takie zakończenie dodałoby filmowi jakości, bo choć, jak mówię, zły nie jest, to jednak nie na tyle, żeby podczas seansu wciągnąć się na dobre i obgryzać paznokcie. Można się parę razy przestraszyć, ale też w standardowy sposób – łup! ktoś znienacka pojawia się w kadrze. Swoją drogą zawsze mnie zastanawiało dlaczego nikt jeszcze (chyba) nie wykorzystał do maksimum tego efektu. Przecież zesrałbym się ze strachu, gdyby jakiś ryj zaczął wypełzać powoli zupełnie na pierwszym planie, powiedzmy od dołu ekranu. Siedzimy, oglądamy, a tu nagle u spodu ekranu jakiś zarys głowy jak na marnych kinówkach. Pojawia się coraz wyżej, wyżej, wyżej i ani się obejrzę gapią się na mnie upiorne ślepia zajmujące cały ekran… Nigdzie jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Potworne ryje na pierwszym planie pojawiają się bez ostrzeżenia na dwie klatki, a to nie to samo. No, ale mam nadzieję, że nie doczekam się realizacji mojego pomysłu, bo jak mówię, zesrałbym się ze strachu – to pewne.

No i w ogóle nie wiem czy już taki stetryczały jestem czy może jeszcze coś gorszego, ale irytują mnie takie akcje w połowie filmu: bohater znajduje w gazecie stare zdjęcie swojego domu. Patrzy na nie, a tam:

Patrzy na dom, a tam:

I co? Odkrywa zamurowane okno i leci szukać dodatkowego pokoju!! Rzeczywiście, bez zdjęcia w gazecie nie było widać…

Reasumując, trudne słowo, Dobre, ale nie do ostatniej kropli. 4(6)
(636)

Skomentuj

Twój adres mailowy nie zostanie opublikowany. Niezbędne pola zostały zaznaczone o taką gwiazdką: *

*

Quentin

Quentin
Jestem Quentin. Filmowego bloga piszę nieprzerwanie od 2004 roku (kto da więcej?). Wcześniej na Blox.pl, teraz u siebie. Reszta nieistotna - to nie portal randkowy. Ale, jeśli już koniecznie musicie wiedzieć, to tak, jestem zajebisty.
www.VD.pl