„Może nie wszyscy znają Ashoka, ale ci, co od niego dostali po pysku, nie zapomną o nim przez następne dziesięć wcieleń.” – Ashok
„Toż to, (A)szok!” – Kaźmirz Pawlak
No dobra, przesadzam, ale fajnie mi pasował ten drugi cytat i nie mogłem się powstrzymać, żeby go użyć. „Ashok” to nie żaden szok, ale nie jest źle, nie jest źle.
Fabuła prosta. Sympatyczny Ashok (wedle napisów najmocniej bijący aktor z Tollywood N.T.R. Rao Junior) wplątuje się w polityczny konflikt, co wcale nie ułatwia mu pogodzenia się z ojcem, który go nie chce znać. A potem się przez pół filmu tłuką po pyskach. Groovy!
Standardową reckę odpuszczę sobie, bo nie chce mi się powtarzać tych samych komplementów, co w przypadku „Stalina”, w zamian za co pozwolę sobie wypisać parę myślników-spostrzeżeń. Ma to dodatkowy plus, bo naprawdę jestem skonany i mózg mam wyłączony, a w przypadku myślników mózg nie musi się wysilać, żeby ułożyć je w sensowny ciąg, co jednak byłoby potrzebne w przypadku recenzji „akapitowej”. Nie omieszkam jednak po raz setny dodać, że znów zachowałem się jak ja – nic nie napisałem jeszcze a już mam tyle recenzji.
– Boszsz, ale mi się cięęężkooo myśli. A chciałem sobie jeszcze jakiś film obejrzeć.
– Do rzeczy, Quentin. Do rzeczy!
– Podobało mi się, a jakże. Kolejny film pod trzy godziny, który ogląda się bez znużenia i czas leci na niewymagającej żadnego myślenia zabawie.
– Nie mogło być inaczej, bo przecież to, co lubię to naparzanki i krew a tutaj było tego dużo. Co trochę jakiś deszcz padał a tytułowy Ashok nawalał każdego po kolei łamiąc gnaty i wybijając zęby. Dużo gadania nie było, bo większość aktorów miała usta pełne krwi czekając tylko na to, żeby po dostaniu w ryja ją efektownie wypluć. To się ogląda! Slo-mo, flo-mo i inne sro-mo, co parę minut.
– Muszę to powiedzieć, po prostu muszę: za mało akcji! Tak, ja wiem, że ponad połowa tego filmu to naparzanki, ale gdyby tak przez cały film, to pewnie byłaby szóstka. No 5+, bo pomimo całej atrakcyjności naparzanek, jakoś indyjskie chłopaki nie potrafią powstrzymać się od scen dość głupawych w postaci nagłych przyspieszeń jadących samochodów, ekwilibrystycznych upadków po dostaniu w ryja (upadków? geeez, chłopaki fruwali w każdą stronę na wysokości kukuryźnika; co za dużo to niezdrowo), no i tego nieszczęsnego granatu, który wystraszył setkę chłopa z maczetami. To było niefajne. Ale cała reszta powyżej przeciętnej i śmiało można powiedzieć, że jeśli szukasz porządnej nawalanki to odpuść sobie Hollywood, bo tam w 80% to nawet siniaka nie pokażą w strachu przed wyższą kategorią wiekową. Strzelam w ciemno – w Tollywood nie mają takich problemów. No bo patrzcie:
Choć trzeba przyznać, że to w Photoshopie wymazane zdekapitowane ciało rozkosznie śmieszne. Na YT tak wyraźnie nie widać jak w filmie.
– Arwen, odezwa do Ciebie teraz będzie, więc słuchaj uważnie. Poproszę o jeszcze jeden konkurs na miss indyjskiego kina. Sameera Reddy wymiata! Nawet Preity Zinta może się schować pod dywanem. Od dzisiaj Sameera rulez jak dla mnie. Choć oczywiście w jej przypadku jest tak samo jak z bollypięknościami – nie wiem czemu, ale na zdjęciach wyglądają dużo gorzej niż w filmach. Znalazłem sporo wallpaperów z Sameerą i jakoś średnio mi się na nich podobała. Za to w filmie…
– I to kurde nawet fajne, że zakochała się w takim Ashoku, bo on gabarytowo dużo bardziej zbliżony do mnie niż Szakruk i ta jej miłość daje nadzieję na to, że i na mnie Sameera by poleciała hehe. Kurde, ale by było fajnie!
– Piosenki takie sobie, mogłoby ich spokojnie nie być. Nie mówię, że niedobre, ale takie standardowe bym rzekł. Umcy umcy ajlowju. Nie przewinąłem żadnej z nich w każdym bądź razie. Ale teraz nie zanucę ani jednej.
– Ogólnie to przez pierwszą godzinę, półtorej miałem wrażenie jakbym oglądał film o Murzynach z Bronksu. To pozytywne wrażenie, bo ja lubię filmy o Murzynach z Bronksu. I nawet to NTR brzmi jak BMX… wróć… DMX. Yo brotha i te sprawy.
– Jeden naprawdę masakrycznie przynudnawy fragment się trafił. Co jak co, ale najbardziej nie lubię jak opóźniają nieuniknione naparzanki a tutaj zrobili to koncertowo. Ashok wrócił z Dehli, polazł do szpitala a tam płacze ojciec. „Co jest” pyta Ashok. Ojciec ryczy i nic nie mówi. Wychodzi zaryczana matka. „Co jest?” pyta Ashok. Cisza. Wychodzi zaryczana siostra. „Co jest?” pyta Ashok. Cisza. I w tym momencie czekałem już tylko na to aż zza drzwi wyjdzie zaryczana koza, potem jakieś inne zwierzątko domowe, a Ashok jeszcze przez piętnaście minut będzie się próbował dowiedzieć, co się stało.
– Film z pewnością wzbudził we mnie pozytywne emocje. Za każdym razem widząc głównego badguya kręciłem głową i mówiłem mu „Ech, chłopie, jakiś dziwny jesteś, że z Ashokiem zaczynasz. Przyjdzie i ci nakopie zaraz”. A w scenie, gdy ojciec Ashoka (poznałem od razu Prakasha, hehe, wyrabiam się) oznajmił, że przyprowadził syna, żeby im wszystkim wpier tego tam, to pewnie biłbym w kinie brawo. No przesadzam, ale w domowym zaciszu zareagowałem pozytywnym śmiechem i „No to po was, cienkie bolki”.
– Ajj, byłbym zapomniał, wreszcie jakaś konkretna kobitka w hinduskim kinie – matka badgajów. Taka postawa to mi się podoba. Zabijcie tego i tego i jeszcze tego, bo zaszkodzi nam w wyborach. Tak trzymać! Wreszcie jakaś odmiana od słodkich kobitek i rozemocjonowanych teściowych.
– A propos matki, śliczna scena błogosławieństwa w deszczu. Znaczy się nie wiem czy błogosławieństwa, ale ja tak odbierałem do tej pory to malowanie komuś na czole tilaki (tak się to nazywa?). Tu też mamusia namalowała taką ukochanemu synkowi. Nawet się zdziwić biedak nie zdążył.
– O rany. Miało być krótko…
– Finał „Ashoka” za mało wybuchowy. Spodziewałem się większego tąpnięcia. Aczkolwiek widać, że reżyser „Hero” oglądał ze trzy razy.
– Film zdecydowanie zyskuje na wartości, gdy sobie człowiek wyobrazi Olejniczaka z maczetą biegającego po Warszawie i zabijającego opozycję…
– Uff, zdążyłem przed przerwą po północy.
5(6)
(532)
Odpowiedź
Pingback: Baaghi. Prawie remake The Raid Redemption. Bollywood