Dzisiaj z racji ambitnego planu przeblogowania na żywo całego dnia na Po Mundialu (okazja ku temu jest, bo sportu non stop dziś w telewizji sporo) nie spodziewałbym się tutaj wielu sensownych notek (czyli jak co dzień). No, ale póki czekam na mecz Groclinu w Pucharze UEFA to może dwa słowa o „Ocean’s 13”.
Na początek warto zaznaczyć, że „Ocean’s 11” podobał mi się średnio (tak na 4(6)) a „Ocean’s 12” nie podobał mi się wcale (2(6)). W związku z tym plus z kiepskimi recenzjami trzeciej części, byłem przekonany, że trójka podejdzie mi najgorzej czyli na 0(6). Ale mimo to postanowiłem poświęcić się dla ludzkośc- bądź co bądź najfajniej pisze się recki kiepskich filmów. Zgnoić to każdy potrafi a pochwalić już nie tak prosto.
No i się zdziwiłem.
„Ocean’s 13” opowiada standardowo o tym samym, co i poprzednie części. Jest kilkunastu speców od włamywania się gdzie popadnie, których oczywiście nikt w Las Vegas nie zna i nie potrafi rozpoznać z doklejonym wąsem lub też i bez wąsa. Ot chodzą sobie po Las Vegas bez problemu i nikt nie jest zaniepokojony ich obecnością w mieście. No i owa zgrana paczka postanawia dobrać się do tyłka Alowi Pacino (nie chce mi się sprawdzać filmowych nazwisk postaci), który oszukał ich kolegę i zgarnął dla siebie super-hiper-duper kasyno-hotel w samym downtown LV. Zabierają się więc do roboty z nadzieją, że ogranie kasyna na setki milionów dolarów da Pacinowi do myślenia na temat tego, jakim to ogromnym sukinsynem jest.
Nie wiem z czego to wynika i czy nie jest to czasem efekt zerowych oczekiwań od filmu, ale zełgałbym okrutnie twierdząc, że O13 mi się nie podobał. Wręcz przeciwnie, podobał mi się i szybciutko zleciał mi seans. Na kolanach do Częstochowy nie pójdę z podzięką za to, że wewnętrzne Coś zmusiło mnie do obejrzenia, ale nie żałuję poświęconych dwóch godzin. W filmie jest całe stado znanych twarzy, których wymienianie zajęłoby zbyt długo, nie jest przekombinowany na siłę jak dwójka, która działa się chyba w każdym miejscu świata przez co nic nie było wiadomo, akcja toczy się wartko i do przodu, jest sporo akcentów humorystycznych (choć z tym specem od dawania gwiazdek hotelom to przesadzili zdecydowanie – taki doświadczony powinien wyczuć, że ktoś go w przysłowiowego ciula robi) no i ogólnie jest to taki typowy rozrywkowy film bez wielkich ambicji utrzymany w stylistyce lat siedemdziesiątych. Czyli dokładnie tak samo jak i poprzednie części, z tym, że w tej jakoś tak wszystko zagrało od początku do końca (jedynka byłaby sporo lepsza gdyby od połowy klimat zdecydowanie nie oklapł; w trójce zaczyna się z niższego C, ale za to jest utrzymane przez cały film).
Oczywiście nie jest tak, że film ma same plusy. Minusy ma również, a wśród nich najpoważniejszym jest niemal całkowity brak napięcia. Ani przez chwilę nie ma wątpliwości, że coś się chłopakom nie uda, że ich zamkną w pace na dożywocie, że ich zabiją, że sobie choćby pobrudzą marynarkę. No i wielkim minusem jest również brak zaskakującego zaskoczenia. Niby nikt nie powiedział, że powinno być, ale ja własnie mówię, że gdyby było, to by było lepiej dla filmu. A tak to całość jest dość płaska. Jak smaczny naleśnik. No, dość smaczny.
4(6). Nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale jak będą chcieli zrobić O14 to się nie obrażę.
(523)