×

„Bunty i Babli” [„Bunty aur Babli”]

„Policjanci to też ludzie, wierzcie lub nie. Mundury nosimy tylko na naszych ciałach, w sercach jesteśmy jak dzieci.”

Rakesh (Abhishek Bachchan) nie chce do końca życia wstawać co rano do nudnej pracy. Vimmi (Rani Mukherjee) nie ma zamiaru wychodzić za mąż za wskazanego jej przez ojca kawalera. Oboje wymykają się pewnej nocy z domu i zamierzają podbić świat. Świat jednak pozostaje niewzruszony na ich oczekiwania i raz za razem daje im prztyczka w nos. Młodym nie pozostaje więc nic innego jak mu odprztyknąć. Jako śmiały duet naciągaczy Bunty i Babli rozpoczynają swoją podróż do Bombaju.

Obejrzałem w końcu. B&B zacząłem oglądać jakiś czas temu, nie skończyłem a potem napęd przeniósł się do Krainy Wiecznych Łowów i tyle było z mojego oglądania. A że ta godzina filmu, którą widziałem była obiecująca to nawet miałem sporą ochotę na pozostałe hehe dwie godziny. Co się okazało?

Ano okazało się, że ta pierwsza godzina to najlepsza część całego filmu. Wprowadzenie do nieprzerwanego ciągu oszustw i przekrętów jest o wiele ciekawsze od samych przekrętów. Poznajemy dwójkę głównych bohaterów a to poznawanie jest okraszone sporą dozą humoru przez co od razu robi się sympatycznie, śledzimy ich pechowe losy i coraz bardziej ich lubimy. Szybko leci czas zanim zaczynają swoją kryminalną przygodę. No a potem to już trochę nuda.

Możliwości hinduskiej kinematografii są zbyt banalne jak na opowieść zbliżoną do (zachowując wszelkie proporcje) takich filmów jak na przykład „Złap mnie, jeśli potrafisz”. O ile na historie typu „rozpadła się rodzina/zakochaliśmy się nieszczęśliwie” taka banalność wystarczy, to jednak do filmu, w którym próbuje się sprzedać Taj Majal potrzeba trochę przysiąść i napisać taki scenariusz, żeby był choć trochę prawdopodobny. Tymczasem w B&B wszystko jest za proste. Ciężko uwierzyć, że sobie tak jeżdżą od miasta do miasta i bez problemu naciągają kolejnych jeleni. Gazety huczą od informacji o duecie Bunty i Babli a oni spylają Taj Majal i bez krępacji przedstawiają się swoimi imionami znanymi z gazet. Jasne, mógł świeżo upieczony turysta ze Stanów nie wiedzieć co i jak, ale to i tak spora przesada. Tak samo jak coraz większa liczba ludzi werbowana duetowi do pomocy. A policja dalej bezsilna i nie jest w stanie nawet portretu pamięciowego narysować. Trzeba więc sporej dozy wyrozumiałości, żeby przynajmniej założyć sobie w myślach, że tak, to jest możliwe.

Być może za dużo wymagam od filmu przyzwyczajony do misternych planów serwowanych w hollywoodzkich filmach o przekrętach, no ale jednak razi mnie ta banalność i prostota. Ktoś może powiedzieć, że w Hollywood mają miliony dolarów, żeby kręcić swoje widowiska, ale przecież do napisania scenariusza wystarczy kartka i długopis – milionów nie potrzeba. B&B to tylko kino rozrywkowe i trudno wymagać od niego cudów, ale jednak byłoby miło, gdyby film był choć trochę „wiarygodny”, żeby widz miał poczucie, że tak, to wszystko jest możliwe. Tak samo byłoby miło, gdyby go skrócić o godzinę, wtedy z pewnością byłby lepszy.

Nie jest to jakaś wielka krytyka filmu. Ogląda się go sympatycznie i pewnie można by zaryzykować pokazanie go komuś, kto z Bollywood do czynienia nie miał. Tak jak jednak mówię, jest o wiele lepszy na początku, gdy wystarczy dobrze i zabawnie opisać pierwsze niepowodzenia tytułowego duetu. Potem trzeba by jednak najpierw przysiąść nad scenariuszem, żeby utrzymać poziom z początku… Zresztą, pewnie fani będą się pukać w czoło i mówić, że ja jakiś dziwny jestem i wymagam przemyślanych scenariuszy od kinematografii, która rocznie kręci tyle filmów, że scenariusze do nich pisze się zapewne w tydzień. No, ale co ja poradzę? Piszę jak jest. I o ile historie wielkich miłości na spokojnie łykam, to nie dam rady nie czepiać się takich rzeczy jak wyżej w filmach, które oprócz miłosnej historii mają też jakiś sensacyjny temat przewodni.

Trzeba też na koniec napisać, że Amitabh Bachchan maksymalnie przesadził w kreowaniu diabolicznego gliniarza. Nie no, to ja go już wolę w roli ojca rodziny. Jako twardy gliniarz wygląda nazbyt komicznie, choć trzeba przyznać, że końcowy hip-hop był przedni. Na tle jego kreacji jeszcze bardziej wypada docenić role Abhisheka i Rani, które jak na Bollywood można spokojnie nazwać wybitnymi. A skoro wspomniałem o hip hopie to dwa słowo o piosenkach – żadna mi w ucho nie wpadła tym razem.

Film dobry, ale stanowczo za długi. 4-(6) – zdecydowanie był potencjał na więcej.

Acha, jeszcze pytanie: widzowie w kinach nie mdleli aby z oburzenia na widok sceny… pocałunku Rani i Apsika?
(514)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004