×

„A Millionaire’s First Love” [„Baekmanjangja-ui cheot-sarang”]

Z pełną premedytacją podaję te oryginalne koreańskie tytuły, bo choć zapewne nikogo nie obchodzą to są takie fajne, że aż żal ich nie podawać.

Kang Jae-kyung jest rozpuszczonym niczym dziadowski bicz nastolatkiem, który nie liczy się z nikim i z niczym. Fortuna bogatego dziadka, który jakiś czas wcześniej opuścił ziemski padół pomaga mu w rozwiązywaniu wszystkich problemów. Fortuna ta, którą Jae-kyung myśli, że odziedziczy w dniu osiemnastych urodzin, nagle staje się wyjątkowo odległa, gdy okazuje się, że w testamencie dziadka jest zapis, który mówi, że Jae-kyung pieniądze owszem otrzyma, ale najpierw musi skończyć szkołę w zapyziałej dziurze na prowincji. Jae-kyung chcąc nie chcąc wyjeżdża pod wskazany adres, choć nauka to ostatnia rzecz jaka by mu przyszła do głowy. Szczególnie, że skupienie się na niej jest nieco trudne kiedy na miejscu poznaje sympatyczną (jak to każda filmowa Koreanka) Choi Eun-hwan pracującą na miejscowej stacji benzynowej.

Na ślad filmu natrafiłem czytając pewne azjatyckie forum (nie, nie potrafię się rozczytać w ichnich krzaczkach, forum jest anglojęzyczne). No może nie tyle na ślad filmu, co na rekomendację, obok której nie mogłem przejść obojętny. W wątku dotyczącym najbardziej wzruszających koreańskich filmów tytuł „A Millionaire’s…” przewijał się na równi z „A Moment to Remember”. Nie było więc możliwości, żebym miał go przepuścić. No i nie przepuściłem, co sobie będę żałował wzruszeń.

Wzruszenia owszem były, ale nie aż takie, jakich się spodziewałem. W zasadzie sam nie wiem dlaczego tak się stało, bo film rzeczywiście dość smutny jest i właściwie to wierzę w zapewnienia z ww. forum o tym, że jego użytkownicy płakali od połowy filmu do samego końca. Całkiem możliwe, choć mnie akurat się to nie udało. Może zły dzień miałem albo oczy zaspane, kto wie. Fakt faktem, że jest w „A Millionaire’s…” co najmniej jedna mocna scena, która ruszy najtwardszy nawet kamień, a i oprócz tego fabuła w dość depresyjną stronę zmierza, więc coś nie tak musiało być ze mną. Jakby nie było, tę wspomnianą mocną scenę (mocną w znaczeniu chwytającym za gardło a nie w takim, co to ręka, noga mózg na ścianie i krwi fontanna; w „A Millionaire’s…” nie ma czegoś takiego,a najstraszniejsi są co najwyżej naziści w wystawianym przez uczniów zapyziałej szkoły przedstawieniu na podstawie „Dźwięków muzyki”; niestety nie dane jest posłuchać koreańskiej wersji przewodniego motywu wokalno-muzycznego na który przyznam szczerze z ciekawością czekałem; ale długi nawias…) obejrzałem ze trzy razy, bo… no przypominała mi ta scena pewną znaną mi osobę. Może dlatego się nie wzruszyłem, bo po głowie mi chodziła myśl: „łooo, hehe, tak samo jak B.”.

Mącę. No, ale późno już jest i czas spać.

„A Millionaire’s First Love” to taki typowy koreański film romantyczny. Za dużo o nim powiedzieć nie można, bo łatwo zaspoilerować a z drugiej strony każdy, kto widział kilka koreańskich filmów tego typu wie mniej więcej czego się spodziewać. Pierwsza połowa filmu jest mocno taka sobie, ale jak już się przeżyje te azjatyckie dziwactwa co to chyba mają być śmieszne, to potem nie pozostaje już nic innego jak przytulić się do kogoś/czegoś i sobie powzdychać do ekranu. 4+(6).”A Moment to Remember” ani przez chwilę niezagrożone, ale i tak solidny poziom wzruszeń gwarantowany.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004