×
Potwór: Historia Eda Geina (2025), Netflix.

Potwór: Historia Eda Geina. Recenzja serialu Monster: The Ed Gein Story. Netflix

Pomysł obsadzenia Charliego Hunnama w roli Eda Geina mógł okazać się równie dużą katastrofą, co koncepcja zatrudnienia Miśka Koterskiego do roli innego Eda G., Edwarda Gierka. Jax Teller wyszedł z tego zadania obronną ręką. Czy mimo to nadal mamy do czynienia z katastrofą? Recenzja serialu Potwór: Historia Eda Geina. Netflix.

O czym jest serial Historia Eda Geina

Mieszkający na odludnej farmie w Wisconsin, Ed Gein (Hunnam) pozostaje pod przemożnym wpływem swojej matki (Laurie Metcalf), która posiada nad nim pełną kontrolę. Ta luterańska fanatyczka religijna zabrania synowi kontaktów z kobietami i przekonuje, że jedyną osobą, która byłaby w stanie go pokochać, jest ona sama. W efekcie chłopak poszukuje sposobów zaspokojenia swoich żądz w sposób, który nie wymaga od niego poznania kobiety. Do spokojnego i uczesanego chłopaka lgnie jednak zafascynowana śmiercią Adeline Watkins (Suzanna Son). Dziewczyna czuje w nim pokrewną duszę, co potwierdza wspólne zainteresowanie opisywaną w komiksach prawdziwą historią hitlerowskiej zbrodniarki Ilse Koch (Vicky Krieps). Popełniane przez nią okropności inspirują Geina do eksperymentowania z trupami, co szybko nasila się po śmierci jego matki.

Zwiastun serialu Monster: The Ed Gein Story

Recenzja filmu Potwór: Historia Eda Geina

(będzie gdzieś tam dużo dalej ta recenzja :P) To już trzecie spotkanie z serialową antologią Ryana Murphy’ego, bodaj pierwsze, do którego nie przyłożył ręki w warstwie scenariuszowej i reżyserskiej. Fear not, stempel tego oryginalnego twórcy z przytupem przybity został również do tej produkcji, w której postanowił odnieść się w swój niepodrabialny sposób do wszystkich zarzutów pojawiających się przy okazji wcześniejszych seriali o Jeffreyu Dahmerze i braciach Menendez. Zarzucono mu fetyszyzowanie przemocy, szukanie piękna w prawdziwej makabrze, wykorzystywanie tragedii ofiar do robienia z nich przedstawienia, brak szacunku dla stojących za tymi historiami prawdziwych ludzi, którzy potrzebni są mu jedynie do snucia swoich wizji tego, co wydarzyło się naprawdę i usilne próby przekonywania, że zło, o którym opowiada, być może wcale nie było tak złe i należy spróbować je zrozumieć. Właśnie do tego wszystkiego postanowił się odnieść rękami Iana Brennana i Maksa Winklera.

Moim więc zdaniem podstawowy problem nowej odsłony Potwora/Potworów tkwi w tym, że Murphy nie potrafi odnieść się do tych wszystkich rzeczy. A dokładniej rzecz biorąc w tym, że wcale nie chce się do tego odnosić, ale czuje się musi. I wkurza się, że musi, bo nie chce, ale skoro go zmuszono, to się odnosi. A czemu nie potrafi się odnieść? Proste. Bo on lubi fetyszyzować przemoc, szukać piękna w makabrze, wykorzystywać prawdziwych ludzi do swoich celów fabularnych itd. Zrobił na tym karierę i nagle, gdy zaczął dodawać do swoich opowieści ten cholerny dopisek „na faktach”, zaczęto się do niego przywalać. W jego oczach, jeśli ktoś jest tutaj ofiarą, to on sam. Artysta, którego nikt nie rozumie, artysta, na którego się uparto, artysta prześladowany, a najpewniej przez homofobów, którzy potrafią utłuc w zarodku każde piękno. Przyparli go do muru i on teraz musi się tłumaczyć. A robi to tak jak potrafi najlepiej, czyli przez kolejny serial, którym odpowiada na to wszystko, co przetoczyło się przez net przy okazji Dahmera i Menendezów, żeby w końcu krytycy się zamknęli. No ale nie potrafiąc udawać, że on nie kocha takiego utkanego z prawdziwych historii turpizmu do kwadratu, po raz kolejny robi to samo, ale na jeszcze większą skalę. Bo myślę, że gdyby po prostu zrobił ten serial o Geinie bez tego całego kołowrotu reakcji i opinii, bardziej przypadłby on do gustu wszystkim tym, którzy narzekają teraz, że panie, przecież to nawet nie stało obok prawdziwych wydarzeń. Czemu tak myślę? Bo w końcu Dahmer nie odbiegał tak bardzo od prawdziwej historii jak to ma miejsce teraz. (Menendezowie to insza inszość, bo tam celem Murphy’ego było coś zupełnie innego).

No ale nie mógł zrobić Geina tak jak Dahmera, więc upchał te wszystkie tropy, które mają wytłumaczyć, czemu robi tak jak robi. Na czele z podstawowym – korzystając z jednej z płaszczyzn trzecich Potworów: to nie my, to Hitler nam kazał! Tak samo Murphy, pretensje to nie do niego, on tylko robi to, czego oczekują widzowie. Makabrycznego spektaklu łamiącego wszelkie tabu, bo jakkolwiek słabsza rzecz nikogo w naszych czasach by nie zaszokowała. Tak zresztą jak w przypadku przywołanej w serialu Psychozy, która współczesnych doprowadzała do omdlenia, a już 20 lat później widz przyzwyczajony do tego typu obrazków ziewał na jej seansie. Na tym założeniu opiera się cały serial w parze z tym, że to nie Murphy’ego nie obchodzi prawdziwa historia Geina. Ona nie obchodzi odbiorcy szukającego sensacji, czy to na potrzeby publikacji, czy eskapistycznego ujścia swoich mrocznych żądz choćby przez obejrzenie szlachtowania na ekranie. A skoro widz chce, żeby go szokować, to Murphy go szokuje wybierając sobie losowo epizody z biografii Geina i dokładając do nich fantazje. Zrozumcie więc biednego twórcę! Trzecia odsłona Potwora/Potworów nie jest serialem Murphy’ego o Geinie, a serialem Murphy’ego o Geinie, jakiego chcieliby zobaczyć widzowie żądni krwi i sensacji (to wersja nieoficjalna, oficjalna jest taka, że to Murphy lubi robić takie seriale). I jej twórcy idą na całość, oj, idą na całość.

Problem serialu rozbija się też o cienką granicę pomiędzy produkcją rzeczywiście opartą na faktach, a produkcją wybiórczo opartą na faktach. Ten prosty wytrych, „na faktach”, otwiera całą gamę możliwości niedostępnych w przypadku niemożności zastosowania go w zupełnej fikcji. Gdyby zupełnie taki sam serial jak Potwór. Historia Eda Geina nie miał tego dopisku i opowiadał Historię Johna Novaka, nie byłoby teraz tej dyskusji i być może nie byłoby dyskusji w ogóle, bo identyczna produkcja będąca w całości wymysłem autora, co najwyżej naraziłaby się na zarzuty, że została przekombinowana od początku do końca i kto w takie bzdury by w ogóle uwierzył. Co za tym idzie, zbyt kusząca była możliwość wykorzystania prawdziwych nazwisk i opatrzenia serialu prawdziwohistoriością. Murphy z tego skorzysta, ale tu rodzą się pytania: jak daleko można naciągnąć prawdziwą historię, by nadal była prawdziwą historią? Gdzie znajduje się etyczna granica naciągliwości prawdziwej historii do potrzeb fabularnych? Pytania rozbrzmiewają echem w powietrzu, bo autorzy trzeciego Potwora tak naprawdę mają odpowiedzi gdzieś. Mają swoją wizję całości i wpychają w to, co się da. Od Holocaustu (jak gdyby Murphy’emu było mało krytyki, to teraz władował się z buciorami w Holocaust niczym Max Czornyj), przez topienie małych szczeniaczków, aż po pokazy sztuczek magicznych dla małych dzieci. Panie kochany, wszystko tu jest.

Rzekłszy o trzynaście akapitów za dużo na temat problemów, na jakie cierpi serial Potwory: Historia Eda Geina, napiszę teraz, że mnie oglądało się go dobrze. Nie potrzebowałem z niego poznania historii Eda Geina, bo znam ją na tyle, ile trzeba, więc niespecjalnie chce mi się oburzać, że faktów jest tutaj niewiele. Nie będę chyba wymieniał, co tu nawywijano, bo wszędzie można sobie poczytać o tym wydumanym wątku z Ilse Koch, jeszcze bardziej wydumanym wątku o romansie z jedną ze swoich ofiar, stworzonym w zasadzie od zera, a dokładniej rzecz biorąc od dwóch lekkomyślnie udzielonych wywiadów przez Adeline Watkins, długoletnim związku z nią itd. itd. To nie jest serial dokumentalny, powiedzą niektórzy, więc nie wszystko musi się tu zgadzać. Jasne, nie musi, ale tutaj naprawdę niewiele się zgadza. Wiem o tym, ale jakoś wielce mi to nie wpływa na odbiór całości. Nawet lepiej, bo sobie mogę doczytać to i tamto. Dlatego to ostatnie, co przeszkadzałoby mi w tym dziele, które zostało nakręcone sprawnie (choć nie tak efektownie, jak dwa poprzednie sezony i można odnieść wrażenie, że najbardziej na odwal), a poprzez podejmowaną tematykę przykuło mnie do telewizora na tyle, że obejrzałem go sprawnie, czego nie można powiedzieć o większości dzisiejszych seriali. A już klimacik odcinka o opiekunce to prima sort, szczególnie wtedy gdy wjechały sztuczki magiczki.

Ja to w ogóle lubię produkcje opowiadające o kulisach innych produkcji lub choć trochę je pokazujące, więc był to dodatkowy plus Eda Geina, że włączono do niego filmy, które zainspirował. Inna sprawa, że za bardzo – poza Psychozą – nie udało się Murphy’emu wykorzystać ich w sposób zadowalający, a już Milczenie owiec to zostało potraktowane zupełnie z buta. No ale przyjemnie było popatrzeć na te wątki nazwijmy to spin-offowe, do których należy też chyba dodać wkurwienie widza nakręceniem segmentu o Mindhunterze bez Mindhuntera. (A i owszem, Ed Gein nie pomógł schwytać Teda Bundy’ego, to kolejna bzdura). Kurczę, nakręciliby lepiej trzeci sezon.

Ale co z tym nieszczęsnym Charliem Hunnamem, który zawisł na ścianie jak ta strzelba (choć tu na ścianie to bardziej BDSM było, a nie strzelba). Otóż po pół godzinie serialu myślałem, że będzie to katastrofa obsadowa, bo jednak Hunnam to ostatni ktoś, kto by kojarzył się z „seryjnym mordercą” (daję w cudzysłowie, bo Gein nim nie był) i kiedy na niego patrzyłem, a dokładniej słuchałem, to nijak nie widziałem Geina, a widziałem Hunnama udającego Geina. No ale się przyzwyczaiłem i potem już złego słowa nie mogłem o tej kreacji powiedzieć. Chłopak się postarał na medal, choć samym swoim pięknym licem dołożył kamyczek do ogródka z zarzutami dla Murphy’ego poprzez pokazanie zła wcielonego o obliczu przystojnego ciacha.

Dyskusja o Geinie wydaje mi się, że całkiem zgaśnie do końca przyszłego tygodnia, a może i wcześniej. Słusznie, bo nie jest to produkcja, której należy się aż taki rozgłos i zainteresowanie. Podyskutować o niej można, ale wiele z tego nie wyniknie, bo Murphy dalej będzie snuł te swoje utopie o pięknym i sprawiedliwym świecie, w którym każdy może być sobą. Kto chce kręcić pozbawione dobrego smaku seriale, niech je sobie kręci. Kto chce wykopywać trupy i tańczyć solo w masce ze skóry ich głowy, niech wykopuje. To świat, w którym każdy jest dla siebie miły i wspiera to, co robi drugi. Jedyne, czego szkoda, to zmarnowania tematu na naprawdę dobry serial o tym, jak to rodzice potrafią zepsuć życie dzieciom i co z tego może wyniknąć.

Pomysł obsadzenia Charliego Hunnama w roli Eda Geina mógł okazać się równie dużą katastrofą, co koncepcja zatrudnienia Miśka Koterskiego do roli innego Eda G., Edwarda Gierka. Jax Teller wyszedł z tego zadania obronną ręką. Czy mimo to nadal mamy do czynienia z katastrofą? Recenzja serialu Potwór: Historia Eda Geina. Netflix. O czym jest serial Historia Eda Geina Mieszkający na odludnej farmie w Wisconsin, Ed Gein (Hunnam) pozostaje pod przemożnym wpływem swojej matki (Laurie Metcalf), która posiada nad nim pełną kontrolę. Ta luterańska fanatyczka religijna zabrania synowi kontaktów z kobietami i przekonuje, że jedyną osobą, która byłaby w stanie go pokochać,…

Ocena Końcowa

7

wg Q-skali

Podsumowanie : Mieszkający w farmie na odludziu Ed Gein popada w coraz większy obłęd po śmierci ukochanej matki. Klasyczny Ryan Murphy, a do tego na sterydach. Ludzie wciąż się dziwią tej stylistyce i myślą, że swoim gadaniem coś zmienią. Zatem jeśli do tej pory było wam nie po drodze z Murphym, to nie wsiadajcie na fotel pasażera. Cała reszta dostanie pokręcony do ostatniego przekręcenia śrubki, maksymalnie makabryczny serial, który z prawdziwą historią Eda Geina ma tyle wspólnego, co prawie nic. Ogląda się to dobrze, no chyba, że jest się bliskim ofiar tytułowego zwyrodnialca.

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004