Zachodzę w głowę, skąd ponadprzeciętne oceny Złodzieja z przypadku. Gdyby dokładnie taki sam film zrobił nieznany reżyser i obsadził go nieznanymi aktorami, o produkcji nie wspomniałby pies z kulawą nogą. Recenzja filmu Złodziej z przypadku.
O czym jest film Złodziej z przypadku
Hank Thompson (Austin Butler) pracuje w barze i dobrze mu to idzie. Kiedyś miał realną okazję na podbicie świata profesjonalnego baseballu, ale wypadek po pijaku przekreślił tę karierę. Hank wciąż się z tym nie pogodził, a wypadek śni mu się po spoconych nocach. Mimo to życie układa się Hankowi w porządku z ukochaną Yvonne (Zoe Kravitz) u boku. Sąsiadem naszej pary jest punk Russ (Matt Smith), do którego zaczynają dobijać się wszelkiej maści gangsterzy. A że go nie zastają, to zaczynają nachodzić Hanka przekonani o tym, że on coś wie. Tyle, że Hank o niczym nie wie, a oni mu nie wierzą, że nie wie, zatem nie odpuszczają. Hank dowiaduje się więc, o co chodzi i od tego momentu będzie miał na głowie mafię ruską, latynoską i hebrajską. A do pomocy jedynie policjantkę Roman (Regina King).
Zwiastun filmu Caught Stealing
Recenzja filmu Złodziej z przypadku
Tak naprawdę w przypadku Złodzieja z przypadku zachodzę w głowę na temat dwóch rzeczy. Pierwszej, wspomnianej we wstępie, mniej, oraz drugiej bardziej. Chciałbym się albowiem dowiedzieć, jaki Darren Aronofsky miał pitch na ten film, że przekonał do niego nie tylko producentów, ale też gwiazdy. Co też im powiedział, że uznali, iż warto będzie włożyć w niego swoje pieniądze i swój talent. Naprawdę wystarczyło, że to Aronofosky i że zagra u niego Butler? Chyba tak (choć nie wiem, jak skaperował Butlera, widocznie wystarczyło, że to Aronofsky), bo cały Złodziej z przypadku jest tak bardzo nijaki, że aż przykro. To średnio udana kalkomania kilku filmów, które od razu przychodzą do głowy każdemu w kontekście porównań (nie będę więc ich wymieniał), w której nie ma absolutnie nic oryginalnego, czyli takiego, że patrzysz i se myślisz: no tego jeszcze nie widziałem! Nic. Porównania w przypadku tego filmu z twórczością Guya Ritchiego są oczywiste i cały Złodziej z przypadku to po prostu średnio udany film Guya Ritchiego, który zjada własny ogon do maksimum będącego zapewne morderczymi ortodoksyjnymi Żydami. Na stosie scenariusza – oparty zdaje się na faktach, a na pewno na poczytnej książce – spłonęły wszystkie te produkcje z gatunku „wszystko się pieprzy” na przestrzeni jednej nocy, a bohater musi przebijać się przez coraz większy rozpierdol, który do teraz był jego w miarę poukładanym życiem. Asymilacja jest głęboka do tego stopnia, że nawet Griffin Dunne zaplątał się tu w obsadzie (hint: Po godzinach).
I ja wcale nie mówię, że bycie kalką aka amalgamatem kilku znanych produkcji to coś złego, co od razu przekreśla cały film. Niczego takiego nie twierdzę. Weźmy na przykład takie filmy o zemście – wszystkie są takie same. Bohaterowi dzieje się coś niedobrego, zaczyna się mścić. W ramach tego schematu da się opowiedzieć wtórną historię w ekscytujący sposób, który sprawia, że całość nabiera wartości. Bo ja wiem, ma fajne sceny śmierci, fajnego bohatera, fajny klimat itp. No i widz bawi się dobrze, a potem powie, że to wszystko już było, ale spędził miło czas. Złodziej z przypadku tego nie ma. Aronofsky nie potrafi opowiedzieć historii Hanka w interesujący sposób, a, co być może gorsze, nie umie nadać filmowi swojego sznytu. Obejrzysz go nieświadomie i w życiu nie domyślisz się, że to film Aronofsky’ego. Taki jest reżysero-obojętny. Tu i ówdzie piszą, że reżyser postanowił odpocząć od ciężkich (he, he) klimatów Wieloryba i postawił na rozrywkowe kino, prawie że komedię. Ło panie, ani tu komedii, ani rozrywki. Może postawił, ale nie potrafi tak jak Jarmusch nie potrafił w zomibaki. Nie mówiąc o tym, gdzie tu niezobowiązująca rozrywka? kiedy bohaterowie padają jak muchy bez żadnej większej przyczyny. No stawka nie jest aż tak wysoka, żeby wszystkich po kolei kosić, a jeśli już, to można to było zrobić z jakimś funem (o ile śmierć jest funem, tu można dyskutować), a nie na granicy czarnej komedii i dramatu ze wskazaniem na to drugie. Niby niezobowiązujący film, ale jakoś te śmierci uwierają wskazując na ambicje reżysera do zrobienia czegoś poważniejszego. Nie potrafi Aronofsky się zdecydować – wychodzi strasznie nijako. Nie, że źle, bo to sprawnie zrobiony film, ale właśnie nijako.
W głowie reżysera nie siedzę, ale mogę przypuszczać, że Aronofsky’emu chodziło o zrobienie makabrycznej czarnej komedii z sensacyjnym sznytem. Takiego dajmy na to Czwartku Skipa Woodsa. No ale z czym do ludzi? Ani tu choćby jednego godnego zacytowania tekstu, ani jednej sceny, w której można by posądzić twórców o kreatywność, niczego przewrotnie krwawego, co pozwoli zapomnieć, że nie należy tego dzieła traktować na serio, ani choćby sensownego głównego bohatera, któremu warto byłoby kibicować. W przypadku Hanka wyjątkowo celne jest to „z przypadku” z polskiego tytułu filmu. Oto ktoś zupełnie nijaki i z charakteru równie pełen przypraw co woda, kto przypadkiem został bohaterem filmu, ale ani on sam, ani reżyser nie wiedzą, co z tym zrobić. Nawet te lata 90., kiedy rozgrywa się akcja filmu wyglądają tak, że gdyby na początku napisać „2016”, to też bez problemu by pasowało. Za całe lata 90. w filmie Złodziej z przypadku robi jeden Matt Smith z irokezem.
Nie po to odpalam film Aronofsky’ego, żeby dostać coś tak mdląco nijakiego. Rozumiem, że chciał zrobić rozrywkowe kino, ale okazało się, że nie potrafi. Potwierdziły się tym samym obawy po zwiastunie, po obejrzeniu którego mógłbym już napisać powyższą recenzję. No ale myślałem, że jest mylący!
(2651)
Ocena Końcowa
5
w skali 1-10
Podsumowanie : Zmagający się z przeszłością barman zostaje zmuszony do zmagań z przestępczym półświatkiem Nowego Jorku lat 90. Nie po to odpalam film Aronofsky’ego, żeby dostać coś tak mdląco nijakiego. Zupełnie pozbawiona oryginalności produkcja, która nie ma do zaoferowania niczego nowego. Niestety nie oferuje też niezobowiązującej rozrywki.
Podziel się tym artykułem:

Caught Strealing? Zrłodziej z przypadku? 😀
Nie wiem, o czym piszesz ;).
Dzięki. Chyba bardziej „Złordziej” – ktoś kto kradnie z Worda 🙂