×

Piekielna zemsta [Drive Angry]

Ciekawą rzeczą w przypadku Nicolasa Cage’a jest to, że jest on jednym z niewielu aktorów (o ile w ogóle nie jedynym), których recenzje filmów, w których występuje zaczynają się zwykle od wyrażenia stosunku piszącego względem tego aktora, którego fryzury przeszły już dawno do panteonu najgorszych filmowych fryzur. Co za tym idzie ocena takiego filmu przeważnie determinowana jest nie tyle jego jakością, co zostaje przepuszczona przez pryzmat lubię/nie lubię Cage’a. A piszę o tym dlatego, bo nie chce mi się po raz kolejny pisać tego samego, że jestem co do Nicka cierpliwy, mimo wszystko go lubię i daję jego filmom szansę. Prawie każdy tak pisze (no co najwyżej śpiewka jest na nie lubię) – to nudne.

Olewam więc sympatię/antypatię do aktora i obejdę się bez tego standardowego w przypadku jego filmów wstępu.

Coraz dziwniejsze te filmy wymyślają. Nie wiadomo nawet jak je zaszufladkować. Horror sensacyjny? 🙂 Sensacja science-fiction? Mam z tym kłopot, szczególnie że w przeciwieństwie do innego filmu reprezentującego ten nie wiadomo jaki gatunek – „Dead Heat” – nie mogę po prostu napisać, że film należy do miana moich ulubionych filmów. Bo nie należy i należeć nie będzie, gdy minie jakiś czas. Raczej dołączy do grupy filmów, z których niewiele co pamiętam. Choć należy uczciwie zauważyć, że Cage trochę się wykaraskał z megakup w stylu nieszczęsnego „Ghost Ridera” (a miało nie być o Cage’u – no nie da się) i teraz grywa w minikupach z przerwami na porządny film („Kick-Ass” chociażby). Tak czy siak:

Z piekła ucieka niejaki Milton (hehe), by dorwać w swoje łapy charyzmatycznego przywódcę sekty voodoo (tak naprawdę to nie ma w nim ani krzty charyzmy, a jego haitański akcent jest po prostu okropny), który chce poświęcić diabłu na ołtarzu jego wnuczkę. Zaś śladem Miltona podąża agent Mahone zwany tu Księgowym.

Nigdy nie kumałem tej chęci do udziwniania wszystkiego co proste. Czy film o byłym skazańcu, który na wieść o niedoli swojej córki, która nie chce go widzieć, wyrusza ze swojej chatki ukrytej w górach i podąża szlakiem zemsty nie byłby o niebo (hehe) lepszy? Po jaką cholerę te piekielne bzdury? Co one dobrego przyniosły filmowi poza alibi (alibim? 🙂 ) do pokazywania coraz to bardziej niedorzecznych scen? Nic.

Często na łamach Q-Bloga i gdzie się tylko da ludzie narzekają na to pieprzone PG-13, które psuje wiele filmów. Niestety, przesada w drugą stronę też nie przynosi nic dobrego. Trzeba umieć znaleźć balans pomiędzy sensem, a przemocą – wtedy jest szansa, że wyjdzie naprawdę dobry film. A gdy – jak to jest w przypadku „Drive Angry” – olanie PG-13 jest całkowite i twórcy takich filmów nie mają umiaru, to bardzo często zamienia się to w dzieło nużące. Zaprawdę powiadam Wam – nawet gdy po ekranie co pięć minut biegają gołe baby, a złoczyńcy giną w sekundzie gdy tylko pojawią się pod lufą, to wtedy nie jest to dla widza pełnia szczęścia. Czasem jest, ale częściej wcale nie.

I w „Drive Angry” myślę, że była szansa na to, żeby ta orgia nagości i śmierci satysfakcjonowała. Bo to nie jest zupełnie zły film. To film przeciętny. A przeciętny dlatego, że brakło mu luzu. Wszelki luz jaki tu zauważyłem był wymuszony i niestety to się czuło. A na dodatek, gdy brak luzu, to stąd prosta droga do śmiania się z politowaniem z co bardziej przesadzonych scen bądź min. A żeby tak bardziej obrazowo to przekazać, to myślę, że luz „Drive…” był podobny do koszulki wąsatego szefa policji. Koszulka cool, ale tak zupełnie z dupy się tu pokazała. Ani nie było do końca wiadomo co na niej jest (no ja wiedziałem i kto czyta Q-Bloga też, bo kiedyś ten wzór tu był, choć akurat teraz go znaleźć nie mogę), ani większego sensu jej obecności nie było poza pokazaniem na siłę, że twórcy filmu są cool i takie smaczki w swoim filmie ukrywają. 5/10
(1148)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004