…we współczesnym kinie najważniejszy jest trailer? Ten krótki, półtoraminutowy filmik mający nas zachęcić do obejrzenia filmu. Filmik, nad którego stworzeniem pracują sztaby specjalistów przeszkolonych w tym kierunku i wiedzących co i jak posklejać, żeby widz rozdziawił japę. Pogonie, strzelaniny, helikoptery, onelinery, a potem człowiek idzie do kina i półtorej godziny gadają. Bo nieważny jest film, ważne jest tylko to, żeby widz przyszedł do kina.
Taka mnie myśl naszła w kontekście mojej ostatniej niechęci do oglądania filmów, bo przecież w takim ogólnym kontekście to Ameryki nie odkrywam – wiadomo po co jest trailer. Ale może w końcu sztuka robienia trailerów doszła do tego punktu, w którym trailerowy kot odwrócił się ogonem? Może napalamy się trailerem, czekamy na premierę, oglądamy zajawki, ale i tak wiemy, że efekt finalny nawet w połowie nie będzie taki fajny jak trailer i podświadomie odpuszczamy seans… zachwycając się trailerami nadchodzących filmów.
Jeśli jest coś prawdy w tym, co mi przyszło do głowy, to ja już przeszedłem do następnego etapu – nawet trailerów mi się nie chce oglądać.
EDIT:
gambit: nie zgadzam się – sporo fajnych filmów ma takie sobie trailery. „Batman Begins” dużo fajniejszy niż jego trailer
q: no i o to właśnie chodzi, że jak trailer marny to już w ogóle nie chce się oglądać 🙂 tak źle, a tak jeszcze gorzej
Podziel się tym artykułem: