Czy trudno się dziwić Netfliksowi, że też chce mieć swojego świątecznego Johna McClane’a? Nie. Czy łatwo się domyślić, jaki będzie tego efekt? Łatwo. Recenzja filmu Kontrola bezpieczeństwa. Netflix.
O czym jest film Kontrola bezpieczeństwa
Ethan Kopek (Taron Egerton) to pracownik ochrony lotniska, którego życie czeka poważna zmiana, o której rozmiarze sam nie ma pojęcia. Jego partnerka (Sofia Carson) spodziewa się dziecka, a on zamiast pracować w wymarzonej policji, kolejny rok bierze życie na przeczekanie pracując w lotniskowej ochronie. Informacja o dziecku sprawia, że postanawia w końcu wziąć się w garść i zagrać lepiej kartami, jakie zostały mu rozdane. Problem w tym, że wybiera na to najmniej odpowiedni moment. Oto w jednej chwili skanował bagaże, a w drugiej rozmawia z nieznajomym mężczyzną (Jason Bateman, akuku!) o paczce, którą musi przepuścić bez słowa przez skaner, bo inaczej jego ukochana zostanie zabita.
Zwiastun filmu Carry-On
Recenzja filmu Kontrola bezpieczeństwa. Netflix
Wypuścić Krakena! – zawołały streamingi zaraz po zakończeniu Halloween, a ich serwery zalane zostały bożonarodzeniowym chłamem. W większości przypadków to romansidła o zapracowanej bizneswoman, która nienawidzi świąt, ale spotkanie z bezrobotnym Turoniem w jasełkach diametralnie zmienia jej podejście do Bożego Narodzenia. Wśród nich jednak trafiła się też owa produkcja Netfliksa, w kontekście której wszystko aż krzyczy, że to netfliksowa Brutalna śmierć 2 (nie uznaję tytułu Szklana pułapka, niezależnie od tego, że jest bez sensu, jeśli chodzi o kolejne części tej serii, pisałem już o tym parę razy) i nie ma w tym żadnego przypadku, bo Netflix właśnie postanowił, że też powinien mieć coś takiego w swoim kontencie. Tyle, że Taron Egerton to nie Bruce Willis, nie trzeba oglądać filmu, żeby to wiedzieć.
No i chciałbym napisać, że Taron Egerton robi, co może, żeby być drugim Bruce’m Willisem, ale tak nie jest. I pewnie trochę szkoda, bo sama Kontrola bezpieczeństwa jest filmem w porządku. Można rzucić na nią okiem, obejrzeć bezboleśnie i szybko zapomnieć. A może gdyby Taron Egerton postarał się trochę bardziej, byłoby jeszcze lepiej? Problem trochę też w tym, że nie ma się tu dla kogo starać. Ta jego panna jest okropna i myślę, że powinien sobie znaleźć inną, kiedy nadarzyła się ku temu tak wspaniała okazja.
No ale nie, bohater Tarona postanawia zostać bohaterem i podejmuje wyzwanie nieznajomego Actimela, który ma na tyle dobrze zabezpieczone plecy, że nie będzie to zadanie łatwe. Szczególnie że sam Nieznajomy Batemana jest królem zła, który co prawda przekonuje, że nie jest złolem z kreskówki, ale za chwilę rozpoczyna typową dla takich złoli opowieść z dupy o pewnym plemieniu w Serengeti. Podśmiechuję się, co nie zmienia faktu, że z kolei właśnie Bateman i jego złol są najmocniejszą stroną Kontroli bezpieczeństwa. Widać, że dobrze bawi się tą rolą i nie musi myśleć, że kostiumolog wręczył mu za duży uniform. O ile po Egertonie widać, że przyjął tę rolę dla kasy, to Bateman przyjął ją dla funu i właśnie to robi różnicę.
Kontrola bezpieczeństwa zapewnia dostateczną rozrywkę do jednoczesnego segregowania skarpetek w szufladzie. Dzieje się tu sporo, zwroty akcji są, choć wiszą w powietrzu i nie próbują się schować, a gdy nadchodzi koniec nie ma jakiegoś wielkiego poczucia straty czasu. Szkoda, że trochę rozjechały się diaboliczność złoczyńców (są bardzo diaboliczni – zabijają bez zmrużenia okiem i zamierzają zabijać dalej byle do celu) i ogólny klimat filmu, który bardziej przypomina Terminal niż sensacyjny thriller w jednej lokacji. Do Brutalnej śmierci 2 oczywiście nie ma żadnego podjazdu i film Renny’ego Harlina powinien się raczej czuć urażony porównaniami. No ale jak na możliwości Netfliksa – mogli to zrobić zdecydowanie bardziej na odpierdol. Jaume Collet-Serra dostarczył obiecany produkt, a za rok pewnie spotkamy się z panem Kopekiem raz jeszcze, bo aktorzy zawsze potrzebują pieniędzy (a kto nie potrzebuje). I tak się to kręci.
(2635)
Ocena Końcowa
6
w skali 1-10
Podsumowanie : Stojący na rozdrożu życia lotniskowy ochroniarz musi zrobić wszystko, aby nie dopuścić do nieszczęścia z rąk wyrachowanego złoczyńcy. Rola Jasona Batemana to największa wartość tego przyzwoitego świątecznego thrillera, który ogląda się bezboleśnie i miło urozmaici przebieranie skarpetek w szufladzie.
Podziel się tym artykułem:
Na tym zdjęciu Taron wygląda trochę jak Robert Patrick. Nie wiem czy to też należy traktować jako mrugnięcie okiem w kierunku fanów Szklanej 2 (czyli mnie!).
Oglądam i boli…
Owszem. Pogłoski o jego zajebistości są przesadzone.
Ja obejrzałem wczoraj. Nie wiem za co ta 6. Od samego początku cała intryga jest tak niewiarygodna, że to aż niemożliwe. I przez pierwszą godzinę filmu nic się nie dzieje. Wieje nudą na kilometr, w ogóle nie czuć suspensu. Już nie mówię, że brał udział w zabójstwie szefa ochrony, ale wszystko spoko. Wcześniej go nie przyjęli do policji, bo na wariografie skłamał, że ojciec kilka dolców zwędził, ale teraz czysty jak łza!
A już finałowa scena, w której zabójca próbuje wydostać się z lodówki, napiera na nią, ale ona się nawet na moment nie rozszczelnia, to już piękne zwieńczenie całego pasma absurdów.
Przy czym: tak – doskonale zdaję sobie sprawę, że nie takie rzeczy kino widziało: odrzut z lufy czołgu po wystrzeleniu pocisku, żeby zwolnić opadanie, samochody przeskakujące między budynkami, chowanie się do lodówki przed bombą atomową. Ale jeśli w parze z tym słynnym zawieszeniem niewiary na kołek idzie fajna zabawa, to niech ta niewiara sobie na tym kołku w ciemnym korytarzu wisi. Ale tu tego nie ma.
Przy innych filmach Netflixa zżymam się czasami, że przy niewielkim nakładzie pracy nad scenariuszem można było zrobić o wiele większy film, bo cała reszta jest w porządku. I wtedy mnie to boli, bo mam wrażenie, że naprawdę niewiele zabrakło. Tu niestety nie mam takiego wrażenia. Trzeba by wziąć pomysł i napisać go od nowa.
Rozwaliła mnie scena, jak szef ochrony rozmawia z Kopekiem i mu mówi, że spoko ogarnia, a on miota się jak wariat, wstaje co chwilę od roboty, zatrzymuje taśmę, wychodzi z boksu, nic specjalnego nie robi, ale i tak nagle zasługuje na pochwałę szefa. A już w ogóle największym kuriozum jest, że facet przez 30 minut gada do siebie, gdzie dosłownie niemal styka się z sąsiadem głowami i ten nic? W ogóle się nie zainteresuje? Bo UWAGA: zrobiliśmy ciasny kadr, więc widzowie zapomną, że tuż obok ktoś siedzi? Ehh…
Film wchodzi lekko, wygląda lepiej niż standardowe badziewie Netfliksa i nawet trochę czuć, że to taki zamierzenie christmasowy akcyjniak w starym stylu. No i ma fajnego Jasona Batemana, za którego +1, więc w sumie wyszło 6. Choć to ten częsty kejs, gdy człowiekiem miotają wątpliwości, bo z jednej strony taka to nie za wysoka ocena, ale z drugiej już w agregatach recek byłaby pozytywna :).