Solidny weekend. Jest w czym wybierać.
Premiery kinowe weekendu 06-08.03.2020
Cóż za piękny dzień, A Beautiful Day in the Neighborhood (2019) – Poszedłbym
Poszedłbym, ale z pewnym takim ociąganiem. Są rzeczy, które już na zawsze pozostaną amerykańskie i poza granicami Stanów ciężko je do końca zrozumieć. Baseball, marshmellowsy, Johnny Carson, niszczarki w zlewie – tego typu sprawy. Pan Rogers to jeszcze jedna taka amerykańska legenda, którą poza granicami Stanów wszyscy raczej mają w nosie. Dlatego to film dla Amerykanów, a nie dla nas. No ale lubię biopiki, więc obejrzę. Boję się tylko, że dostanę cukrzycy.
Sala samobójców. Hejter (2020) – Poszedłbym
Po wydaleniu ze studiów ambitny Tomek zaczyna robić karierę nakręcając internetowy hejt za pieniądze. Kolejny dowód na to, że Jan Komasa potrafi robić filmy. Być może najlepiej ze wszystkich młodych polskich twórców. Nie jest to jednak wielkie kino, które zostałoby w głowie na dłużej. 7/10. RECENZJA FILMU
Niewidzialny człowiek, The Invisible Man (2020) – Poszedłbym
A właściwie to już poszedłem, ale nie mam kiedy napisać recenzji. Film jest w porządku. Warto się na niego wybrać, choć wiadomo, że skoro piszę, że „film jest w porządku”, to nie ma się co spodziewać po nim cudów. Takie 7/10 zwyczajne.
Naprzód, Onward (2020) – Poszedłbym
Byłem nastawiony sceptycznie, ale zwiastun mnie przekonał. Do tego, żeby jednak dać Poszedłbyma. Myślałem, że to po prostu porządna animacja, na którą śmiało można zabrać dziecko i będzie zadowolone. Ale nic więcej. A teraz myślę, że to sympatyczny film, na który warto rzucić okiem. Taka animowana wersja „Weekendu u Berniego”. Inna sprawa, że nie lubię „Weekendu u Berniego”.
Biały, biały dzień, Hvítur, Hvítur Dagur (2019) – Nie poszedłbym
Klasyczny przedstawiciel gatunku: Z chęcią obejrzę na Cinemaksie.
Prawda, La vérité (2019) – Poszedłbym
Tymczasem gdzieś tak cichaczem przedostał się do repertuaru nowy Hirokazu Koreeda. Można się nie zorientować, bo gadają po francusku. Poszedłbym częściowo za zasługi.
Repertuar uzupełnia animowano-familijny „Jakub, Mimmi i gadające psy”.
Podziel się tym artykułem:
Cóż za piękny dzień to zupełnie inny film niż można oczekiwać. Oczywiście jest Pan Rogers świetnie zagrany przez Toma Hanksa. Jest to idealny wybór, żeby najsympatyczniejsza gwiazda kina zagrała najsympatyczniejszego człowieka telewizji, ale zaskakujące dla mnie było to, że to nie jest film o Panu Rogersie, tylko o dziennikarzu, który przeprowadza z nim wywiad, o problemach z jakimi się boryka.
Są krótkie sceny z Panem Rogersem, jak choćby ostatnia w której widzimy, że też jest człowiekiem z problemami, ale to dziennikarz grany przez Matthew Rhysa jest ważniejszy od Hanksa, bardziej na nim film się skupia. Ale nie przeszkadza mi to, bo artysta znany ze świetnego serialu “The Americans” potwierdza w tym filmie jak dobrym jest aktorem.
Cóż za piękny dzień jest to słodko gorzki film w wymowie, trochę mi się kojarzył z serialem “Kidding” z Jimem Carreyem. Oczywiście po seansie człowiek lepiej się czuje, ale to nie jest przesłodzona produkcja, czego się spodziewałem, tylko pełna miłości do uczuć dzieci i dorosłych.