Pisałem przy okazji filmu Moje arcydzieło, że filmy dotyczące sztuki mają się dobrze na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Dzisiaj kolejny przykład tego nieodważnego stwierdzenia. Recenzja filmu Człowiek, który ukradł Banksy’ego.
O czym jest film Człowiek, który ukradł Banksy’ego
Jest rok 2007, kiedy w Palestynie pojawia się grupa artystów ulicznych, która swoimi pracami malowanymi na oddzielającym ją od Izraela murze, ma przybliżyć opinii publicznej panującą tu sytuację. Wśród artystów jest legendarny Banksy, który pozostawia po sobie sześć malowideł. Szczególnie jedno z nich, przedstawiające żołnierza legitymującego osiołka, nie podoba się miejscowym. Co bardziej krewcy uważają, że Banksy nazwał Palestyńczyków osłami. A to największa obelga. Na pierdoły nie zwraca uwagi taksówkarz i kulturysta w jednym: Walid Bestia (Walid Bestia). Wpada na pomysł wycięcia malowidła w murze i wystawienia go na sprzedaż. Pomysłem zainteresowany jest miejscowy biznesmen, który daje zielone światło i kasę na przeprowadzenie delikatnej operacji bezszkodowego usunięcia kilku ton betonu. Niedługo potem żołnierz i osiołek lądują na e-Bayu.
Recenzja filmu Człowiek, który ukradł Banksy’ego
Wydawać by się mogło, że film, którego akcja rozpoczyna się w Palestynie, okaże się kolejnym z gatunku tych przybliżających specyfikę konfliktu żydowsko-palestyńskiego, ale nic z tych rzeczy. Polityka jest tu a i owszem obecna, ale nie stanowi głównego tematu, jakim zainteresowany jest film dokumentalny Człowiek, który ukradł Banksy’ego. Nie jest to również dokument poświęcony postaci Banksy’ego, choć i ona jest tutaj obecna. W metaforycznym tego słowa znaczeniu.
Człowiek, który ukradł Banksy’ego to podany ze sporą dozą poczucia humoru dokument, który pochyla się nad sztuką ulicy i zawiłościami prawnymi, jakie się z nią wiążą. Ktoś, kto nie zastanawiał się za długo nad tym, co dzieje się potem, gdy artysta już siknie sprajem na mur, zapewne zaskoczy się, że dopiero wtedy zaczyna się cała zabawa. A konsekwencji powstania takiego malunku jest więcej niż sporo. Autorowi filmu Człowiek, który ukradł Banksy’ego, Marco Proserpio, udało znaleźć się interesujący temat, który niczym rasowy thriller rozwija kolejne niespodzianki, gdy wydaje się, że wszystko zostało już wyczerpane. Nawet jeśli ktoś nie interesował się do tej pory sztuką ulicy, po seansie przyzna, że wszystko to, co dzieje się wokół niej jest bardzo ciekawe. Być może ciekawsze nawet od samej sztuki, która najczęściej jest bohomazem w kształcie taga.
A wszystko to z powodu ww. zawiłości prawnych związanych z prawami autorskimi do maźniętej na ścianie u sąsiada kreski. W tym momencie pojawia się cała masa cwaniaków, która szuka każdego sposobu na to, by na niej zarobić. Im bardziej słynny autor kreski, tym bardziej gra warta jest zachodu. Do tego wszystkiego doliczyć trzeba prywatnych kolekcjonerów i miłośników, którzy działając pod przykrywką ratowania sztuki dla potomnych wynajdują niekończące się sposoby bezpiecznego zrywania sztuki ulicy z ulicy. W kontrze do nich wypowiadają się ci, którzy uważają, że sztuka ulicy powinna zostać na ulicy.
Ramą ( 😉 ) dla tego wszystkiego jest fascynująca historia żołnierza z osiołkiem, którzy zaliczają na swej drodze wiele zwrotów akcji, stanowiąc świetny komentarz do tego, ile warta w dzisiejszych czasach jest sztuka.
Choć my tu gadu-gadu, a i tak wszyscy najbardziej kochają Walida Bestię.
(2201)
Ocena Końcowa
7
wg Q-skali
Podsumowanie : Namalowana na palestyńskim murze grafika Banksy’ego trafia w ręce obrotnych handlarzy sztuki. Pełen humoru, dogłębny dokument rozkładający na czynniki pierwsze to, co dzieje się ze sztuką ulicy już po jej namalowaniu.
Podziel się tym artykułem: