To było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. John Woo wracający do swoich pistoletowych korzeni – brzmiało na świszczącą kulami ucztę. Jednak rzeczywistość okazała się nie tak kolorowa jak wyobrażenia. Recenzja filmu Manhunt. Netflix.
O czym jest film Manhunt
Pewnego wieczora Du Qiu (Hanyu Zhang), chiński prawnik japońskiej firmy farmaceutycznej, ucina sobie pogawędkę o starych filmach z dwoma uroczymi Japonkami. Z jedną z nich nawiązuje duchowy kontakt, ale wkrótce ta wyciąga spod kimona dwa gnaty i razem z koleżanką przerabia na tatar lokalnych zabijaków. Ot, zwyczajny wieczór na japońskiej prowincji. Niedługo potem Du Qiu uczestniczy w bibie urządzonej z okazji raz sukcesów jego firmy, dwa przekazania szefostwa z ojca na syna. W trakcie biby Du Qiu oznajmia swojemu szefowi, że zamierza odejść z pracy i zająć się czymś innym. Szef nie ma zamiaru pozbywać się znakomitego prawnika. Wysyła mu do pokoju długonogą modelkę, aby przekonała Du Qiu to pozostania w Japonii. Rano skacowany prawnik budzi się obok trupa długonogiej modelki. Zszokowany wzywa policję, która przyjeżdża na miejsce i oznajmia, że Du Qiu jest jedynym podejrzanym w sprawie morderstwa. Więcej, detektyw, który prowadzi śledztwo najwyraźniej chce go zabić! Du Qiu udaje się dać dyla, a wkrótce w pościg za nim rusza detektyw Yamura (Masaharu Fukuyama). To opanowany i bardzo skuteczny gliniarz, który jest zmorą japońskich przestępców. Nie dziwi więc fakt, że taki pitbull jak on niemal natychmiast trafia na trop prawnika. I prawie udaje mu się go złapać. Panowie wymieniają między sobą parę ciosów i zdań, z których wynika, że według Du Qiu został on wrobiony w morderstwo. Yamura nawet zaczyna mu wierzyć, w końcu dowody przeciwko prawnikowi są zbyt idealne. Nie zamierza jednak poklepywać go po główce. Zrobi wszystko, żeby znów go złapać i postawić przed sądem. W końcu jeśli jest niewinny, to będzie to umiał udowodnić, nie?
Recenzja filmu Manhunt
Na pierwszy rzut oka wszystko w filmie Manhunt to stary, dobry John Woo znany z wysokiej formy osiągniętej lata temu w okolicach filmów The Killer i Hardboiled. Zabójcy na motorach, fruwające gdzie popadnie gołębie, discopolowo-operowe sekwencje taneczne, trudna męska przyjaźń pomiędzy bohaterami stojącymi na dwóch skrajnych stronach barykady, strzelaniny zaaranżowane w magazynach wyglądających jak plan filmowy, pościgi na skuterach wodnych, wyskakiwanie przez płonące framugi… you name it. Pod względem możliwości wyszukiwania tego typu nawiązań i mrugnięć okiem – Manhunt sprawdza się bardzo dobrze. Niestety, tym razem nie ułożyło się to wszystko w emocjonujące kino trzymające japę widza w pozycji rozwartej. Zamiast filmu w starym dobrym stylu Johna Woo dostajemy film, który osobiście bardziej przypominał mi pozycję z gatunku: Takashi Miike próbuje zrobić film a’la John Woo. Takie Shield of Straw tylko dużo gorsze.
Podobnie jak i Shield of Straw, Manhunt również oparty został na motywach japońskiej powieści (nie tej samej :P), która już kiedyś została przeniesiona na ekran (mowa o filmie z 1976 roku: Gorące polowanie aka Kimi yo Fundo no Kawa o Watare aka You Must Cross the River of Wrath aka Manhunt aka Hot Pursuit aka Dangerous Chase). Nie zmienia to jednak w niczym faktu, że nowy film Johna Woo to taka chińska wersja Ściganego nakręcona w całości w Japonii z japońską ekipą. Z tego też względu film Johna Woo to dość niefortunna mieszanka trzech języków: chińskiego, japońskiego i angielskiego. Niefortunna, bo tego angielskiego z niewiadomych powodów jest tutaj bardzo dużo i brzmi on koszmarnie. Bohaterowie wypowiadający z poważną miną anglojęzyczne kwestie brzmią i wyglądają komicznie. Straszne.
No dobra, ale już słyszę: co tam bohaterowie mówiący po angielsku i tak liczy się tylko akcja! Zgadzam się, ale niestety w tej kwestii Manhunt również nie przynosi satysfakcji. Zacznijmy od tego, że, kurczę, o wiele ciekawszym połączeniem głównych bohaterów jest glina/płatny morderca niż glina/prawnik. Już tutaj ograniczone zostało więc pole do popisu i choć może nie przeszkadza to aż tak bardzo w strzelaninach („Strzelaj w nogi, ja dokończę sprawę”), to jednak jakimś hamulcem jest. Co się zaś tyczy strzelanin to tutaj czeka na widza zawód, bo nie ma w nich niczego pomysłowego. Dodatkowo źle wygląda komputerowa krew i komputerowo dodane świsty kul. W HD to już nie ta sama zabawa co na startym VHS-ie z wypożyczalni.
Nie wiem też co się tak ci chińscy kultowi twórcy uparli na hiper-duper-leki z nowoczesnych laboratoriów. Dopiero co Ringo Lam wypuścił koszmarka pod tytułem Sky on Fire, w którym pomiędzy strzelaninami chcieli leczyć raka, a teraz dołączył do niego John Woo prowadząc swoją historię w tak absurdalną stronę, że nie ma wyjścia i Manhunt trzeba uznać za spektakularną porażkę.
(2373)
Ocena Końcowa
4
wg Q-skali
Podsumowanie : Oskarżony o morderstwo prawnik wymyka się obławie, by oczyścić swoje dobre imię z podejrzeń. John Woo spróbował wrócić do kina, które przyniosło mu zasłużoną sławę i spektakularnie poległ. Tylko dla wytrwałych fanów.
Podziel się tym artykułem:
To mi przypomina, że od 10 lat zabieram się za obejrzenie 'Red Cliff’…
Mam lepiej. Tyle samo zabieram się z obejrzeniem drugiej połowy „Red Cliff” 😉