Nie ulega wątpliwości, że gdyby za historię z filmu 24 wziął się Hollywood, to mielibyśmy murowanego rozrywkowego hita. Twórczo wykorzystany motyw podróży w czasie, zwroty akcji co pięć minut, pomysłowy scenariusz, w którym nawet guma przyklejona do sandała ma znaczenie… No ale cóż, historię pod tytułem 24 opowiedział Kollywood i dopóki w Los Angeles nie trzepną remake’u, to będą ją mogli (chcieli) zobaczyć tylko wybrani. Na szczęście to nie mój problem. Recenzja kręconego również w Polsce filmu 24 z Suriyą w roli głównej.
O czym jest kollywoodzki film 24
To skomplikowane. Dr. Sethuraman (Suriya) jest uznanym indyjskim zegarmistrzem i naukowcem. W swojej posiadłości mieszka z żoną Priyą (Suriya… żartuję) i nowonarodzonym synem Manim. Wiedzie im się dobrze, a Sethuraman jest tuż, tuż od przełomowego wynalazku. Zegarka, który umożliwia podróże w czasie. A właściwie to właśnie go wynalazł i mocno cieszy się z tego powodu. Kłopot w tym, że jego zły brat bliźniak Athreya (Suriya) wpada do posiadłości, by ów wynalazek odebrać. Zabija żonę Sethuramana, ale nie udaje mu się dorwać brata i jego dziecka, którzy zwiewają razem z zegarkiem zamkniętym w skrzyneczce, którą otworzyć może jedynie specjalny klucz. Nie na długo. Athreya dopada Sethuramana w pociągu, strzela mu prosto w głowę (uroczy splatter) i zabiera zegarek… A gówno! Sethuraman go przechytrzył, bo zamiast zegarka Athreya znajduje bombę, a mały Mani razem z pudełeczkiem z zegarkiem został wcześniej oddany pod opiekę randomowej pani w innym wagonie. Ha! Bomba wybucha, Athreya zapada w śpiączkę, mija 26 lat. Mani (Suriya) wyrósł na przystojnego i sympatycznego zegarmistrza. Nie ma pojęcia o historii swojej rodziny. Wychowywany samotnie przez kobietę, którą uważa za matkę wciąż się nie ustatkował, co przysparza matce siwych włosów. Chciałaby, aby chłopak w końcu znalazł żonę i takie tam. Warto jeszcze wspomnieć, że pudełko z zegarkiem wciąż jest w posiadaniu Maniego, ale że nie można go otworzyć – a zresztą nawet nikt nie przypuszcza, że w środku znajduje się zegarek vel time machine, więc nie spieszy się do otwierania – to używane jest głównie jako podpórka pod nogę od stołu lub do łupania orzechów kokosowych, bo twarde. Tymczasem Athreya budzi się po 26 latach śpiączki…
Spokojnie, to jakieś 15 minut filmu. Ciągle zostały dwie godziny i czterdzieści pięć minut :P.
Recenzja kollywoodzkiego filmu 24
Jak wiadomo – albo i nie – jestem fanem filmów o podróży w czasie i każdy łykam przynajmniej z zaciekawieniem. Również i kollywoodzkie 24 łyknąłem z zaciekawieniem, a więcej, bo i z przyjemnością, jaką seans 24 jest od początku do końca. Przez bite trzy godziny, nawet jeśli w skład tych 180 minut wchodzi tradycyjne indyjskie przekomarzanie się zakochanych (Mani przystawia się do niejakiej Sathyi, w jej roli Samantha Ruth Prabhu) w przerwach pomiędzy skokami w czasie. Stąd początkowa uwaga o Hollywood, bo skrojony jedynie do sedna 24 dalej byłby bardzo dobrym filmem, a na dodatek o wiele bardziej przystępnym. A tak, cóż, wielu z Was powie, że fajny pomysł się niestety zmarnował i szkoda, że w Indiach się za niego wzięli. Jeśli oczywiście uwierzycie mi choć, że ten pomysł był fajny. A właściwie to nie pomysł, a wykorzystanie ogranych już (także w indyjskim kinie vide sympatyczny kollywoodzki, choć nie tak dobry jak 24, Indru Netru Naalai) możliwości, jakie niosą za sobą podróże w czasie.
Podróże w czasie są potraktowane w 24 rozrywkowo. Nie ma mowy o naukowym podejściu Primera czy dywagacjach o paradoksach. Często już tu pisałem o tym rozrywkowym traktowaniu podróży w czasie, więc nie będę się powtarzał. To podróże na podstawowym poziomie: jeśli się cofnę i coś zmienię, to być może to naprawię. Bez konsekwencji typu: twoja zmiana spowodowała koniec świata na Filipinach. Wszelkiej maści domorośli naukowcy, którzy myślą, że ogarniają temat podróży w czasie nie będą raczej zadowoleni, ja natomiast lubię to rozrywkowe traktowanie podróży w czasie. O ile jest przemyślane i owocuje spodziewanymi i niespodziewanymi zwrotami akcji. Dokładnie tak jest w 24. Podstawowy mechanizm tutejszych podróży w czasie jest taki, że cofając się wstecz nie multiplikujesz samego siebie, jeśli tam żyłeś, tylko „budzisz” się w swoim ciele z przeszłości ze świadomością przyszłości.
Wszelkie wątki dotyczące podróży w czasie w kollywoodzkim 24 są przemyślane, atrakcyjne i zapewniają widzowi frajdę. Dodatkową atrakcją jest możliwość zatrzymania czasu na 30 sekund. Również i to zostało twórczo wykorzystane w postaci grania melodii na kroplach deszczu, złapania rozsypanego w powietrzu popkornu i go zjedzeniu czy selfiaka z Mahendrą Singhem Dhonim. No i dzięki takiemu zatrzymaniu mamy tu sporo spektakularnych manekin czelendżów zanim były modne – w tym jeden na stadionie pełnym kibiców. Na szczęście wątek miłosny również został rozpisany na tyle rozrywkowo, że nie przeszkadza i nie irytuje, jak to w Indiach potrafią zirytować. I nawet zabawny jest! Takiej np. sceny ze sklepową żaluzją nie powstydziłby się Buster Keaton. Łowcy smaczków też wyłapią coś dla siebie, choćby drobną uwagę związaną z filmem Ghajini.
Wszystko super hiper w 24 nie jest. Najgorsze dla mnie były piosenki (A. R. Rahman skończył się na „Kill’em All”), w tym jedna pseudojazzowa, do której teledysk nagrano na rynku w Krakowie. Polskich lokacji jest zresztą dużo więcej, bo filmowcy odwiedzili Zborówek, Zakopane, Łebę, Wałbrzych, Nowe Brzesko i jeszcze parę innych miejsc. Może też trochę przeszkadzać, że ze dwa razy fabuła poszła dalej dzięki tak lubianemu w Indiach przeznaczeniu. Ale to i tak mała ilość w porównaniu do liczby zwrotów akcji wynikających po prostu z przemyślanej fabuły i można to wybaczyć. Trzy godziny lecą szybko na fajnej rozrywce, co powinni docenić ci, którzy hollywoodzkich 90 minut nie są w stanie przetrwać bez ziewania.
(2176)
Ocena Końcowa
8
wg Q-skali
Podsumowanie : Dzięki możliwości podróży w czasie syn słynnego wynalazcy wchodzi w posiadanie pamiątki, którą w swe łapy chce dorwać jego zły wujek bliźniak :). Pełen pomysłowych zwrotów akcji film o zawirowaniach czasowych.
Podziel się tym artykułem:
2 komentarze
Pingback: Filmowy styczeń 2017 w ocenach. Jest maksymalna ocena!
Pingback: Dobre i bardzo dobre filmy 2017 roku. 7/10, 8/10