Nie mam zielonego pojęcia, jak to możliwe, ale takie są fakty. Popstar: Never Stop Never Stopping okazał się wielką klapą. Nie kosztował wcale tak dużo, bo jakieś marne 20 milionów dolarów, ale udało mu się zarobić jedynie coś koło 9 melonów. Matematyka jest nieubłagana – flop pełną gębą. A przecież to jedna z najlepszych ostatnio komedii. Recenzja filmu Popstar: Never Stop Never Stopping.
O czym jest film Popstar: Never Stop Never Stopping
Bohaterem Popstar: Never Stop Never Stopping jest słynny raper Conner4Real (Andy Samberg). Conner od małego występował na scenie w formacji Stylowe Hłopaki, którą założył razem z kumplami z dzieciństwa – Owenem (Jorma Taccone) i Lawrence’em (Akiva Schaffer). A potem postanowił rozpocząć karierę solową, co sprawiło, że odnoszące sukcesy trio rozpadło się z hukiem. Owen został przy Connerze i został jego DJ-em, a Lawrence całkowicie porzucił karierę muzyczną zajmując się rolnictwem. Connera poznajemy w momencie przygotowań do premiery drugiej płyty. Pierwsza sprzedała się w czterech milionach egzemplarzy, dlatego presja sukcesu płyty numer dwa jest bardzo duża. Tak duża, że Conner nie pozostawia nic przypadkowi. Sam pisze teksty na CONNquest, sam komponuje bity, sam reżyseruje swoje teledyski i sam zatrudnia ponad setkę producentów, by dali gwarancję dobrego produktu muzycznego. Dodatkowym atutem jest podpisany kontrakt z firmą produkującą urządzenia AGD, która ma zamiar wydać płytę Connera również na produkowanych przez siebie urządzeniach. Conner4Real wydaje się być skazany na sukces.
Recenzja filmu Popstar: Never Stop Never Stopping
Nigdy nie słyszałem o trio Samberg/Taccone/Schaffer podpisującym swoje produkcje vel The Lonely Island. To zupełnie zrozumiałe, bo ich głównymi odbiorcami są/byli fani Saturday Night Live (ze trzy razy próbowałem się wkręcić w ten program, ale za każdym razem w ogóle mnie nie śmieszył) oraz użytkownicy Youtube, gdzie The Lonely Island dawno już przekroczyło liczbę miliarda wyświetleń. Nie dziwi więc też fakt, że w końcu ze swoją produkcją trafili na duże ekrany i tutaj ww. zawód w postaci klęski w box office’ie. Klęski dla mnie niezrozumiałej w sytuacji, gdy kina pełne są gównianych, ale dobrze zarabiających komedyjek, przy których Popstar: Never Stop Never Stopping to perła komedii.
Popstar: Never Stop Never Stopping nakręcony został w modnej konwencji mockumentu. Coś a’la What We Do in the Shadows, ale z gwiazdami pop zamiast wampirów. Razem z kamerami dokumentalistów towarzyszymy głównemu bohaterowi w ważnym dla niego momencie kariery, a także przez gadające głowy (Pharrell Williams, RZA, Ringo Starr, Usher, 50 Cent itd.) poznajemy jego karierę począwszy od startu i kolorowych lat Stylowych Hłopaków związanych ze stacją MTV „kiedy jeszcze puszczano tam muzykę” i przypominających dawnych kosmitów pokroju młodego Willa Smitha. O bohaterze opowiadają nie tylko inni wykonawcy, ale także jego przyjaciele Owen i Lawrence, którzy są nieodłącznym elementem fabuły Popstar: Never Stop Never Stopping. Bo choć to film o przemyśle muzycznym, to duża jego część poświęcona została przyjaźni. Prywatnie trójka Samberg/Taccone/Schaffer też trzyma ze sobą od małego jak to mi tam gdzieś mignęło.
Film Popstar: Never Stop Never Stopping w punkt obśmiewa muzyczny showbiznes udanie parodiując wszystkie jego aspekty. Dużo tu o przemyśle muzycznym, korzystaniu z mediów społecznościowych, relacjach z mediami tradycyjnymi, a przede wszystkim o marketingu i PR-ze, za który w filmie odpowiada postać zagrana przez Sarę Silverman. Obserwacje poczynione przez autorów filmu są trafne i nawet gdy myślałem, że przesadzili z parodią filmików tmz.com, to potem z ciekawości odpaliłem sobie jeden z tych filmików na jutubce.
Wisienką na torcie jest znakomity i oryginalny soundtrack pełny instant hitów typu Finest Girl (Bin Laden Song), Ibitha czy Legalize it.
(2123)
Ocena Końcowa
8
wg Q-skali
Podsumowanie : Conner4Real, jedna z największych żyjących gwiazd muzyki, przygotowuje się do premiery swojego drugiego albumu. Stylizowana na mockument jedna z najlepszych komedii ostatnich miesięcy.
Podziel się tym artykułem:

Dawno mnie komedia Tak nie ubawila. Dobra odmiana po sąsiadach 2 (tragedia).
Ano, drugie Sąsiady słabiutkie.
Dobrze wiedzieć, że już jest do obejrzenia, bo widziałem zajawkę i chętnie obejrzę 🙂
Nie ma to klasy „Sing Street” ani dowcipu na miarę pierwszej połowy „Co robimy w ukryciu”, ale i tak bardzo przyjemna komedia, po części też świetna satyra na współczesną popkulturę.