Ogłoszenie parafialne: jeszcze przez tydzień musicie przetrwać potężne dziury w kalendarzu. Potem powinno być dużo lepiej. A na jakąś zapchajdziurę – szybki kolejny odcinek Serialowa. Bardzo szybki, bo jak na złość uciąłem sobie kawałek palca, którym piszę najwięcej i się teraz męczę pisaniem. #MedycznePrzypadkiQuentina
Serialowo, s08e04
American Horror Story: Hotel, czyli sezon piąty w całości
To moja trzecia przygoda z AHS. Najpierw dwa razy próbowałem sezon pierwszy, ale za każdym razem zawisałem na pilocie, a potem za namową Aśka spróbowałem sezon piąty. Bo jest Lady Gaga, to była główna argumentacja.
O tym co dobre w AHS: Hotel pisałem już wcześniej, więc nie będę się powtarzał. Teraz napiszę o tym co złe, czyli o ostatnich odcinkach, na których wynudziłem się na dobre. Gdzieś tak w okolicy ósmego odcinka wyjaśnia się, kim jest morderca od dziesięciu przykazań, czy jak tam się on nazywa, i właściwie tutaj powinien się sezon skończyć. Wszystko co potem to nuda i nawet krwi i obrzydliwości już tyle nie ma co wcześniej.
Ogólnie na plus, ale mam wrażenie, że wszystko, co fajne było w pierwszej części sezonu, to w drugiej już nie istniało. Łącznie z realizacyjnymi majstersztykami w postaci po prostu ładnych dla oka scen. Jakoś tak rozmyło się w średniej jakości serial.
Better Call Saul, do 2×03
Przed Saulem broniłem się z powodów opisywanych we wcześniejszych odcinkach Serialowa, ale aktualnie jestem już na bieżąco i z dość sporą przyjemnością oglądam. Kłopot jedynie taki, że w Saulu zupełnie nic się nie dzieje. Ale to zupełnie nic. To fajnie napisany serial, główny bohater jest o wiele bardziej przystępny niż bufon z Breaking Bad, jakim się stanie, ale co z tego skoro fabuła stoi w miejscu. A przydałoby się coś, co ciekawiłoby na tyle, żeby z ciekawością czekać na następny odcinek i zastanawiać się co też się wydarzy. A jak na razie nie ma się nad czym zastanawiać, bo nie wydarza się nic. Konflikt z bratem to max intrygi, jaką są w stanie wykrzesać z siebie scenarzyści.
Bodo, s01e01
Pilotowy odcinek Bodo w pewnym sensie przypomina Better Call Saul pod względem tego, że też niewiele się w nim dzieje. Niewiele tu czegoś, co by ciekawiło i łapało za serce. To bez wątpienia świetna historia na serial, ale na razie opowiadana tak jakby ktoś bał się, że coś spieprzy, więc na wszelki wypadek robi to ostrożnie. Zapowiadające większy rozmach sceny spacerów po Łodzi i kulisach teatru Urania, w których kamera podąża krok w krok za zafascynowanym miastem (mniej) i teatrem (bardziej) za chwilę przetykane są zwyczajnym serialem obyczajowym, który ogląda się OK, ale w żadnym razie nie WOW.
No ale sukcesem powinno być już to, że nie ma na co specjalnie narzekać. Ot takie patrzadło o ciekawym człowieku, w którym siłą jest jego życiorys i ludzie, których spotkał na swojej drodze. Autorzy serialu nie dokładają od siebie niczego więcej, co mogłoby wynieść Bodo na poziom wyżej.
Fuller House, s1
Nigdy nie byłem jakimś tam fanem Full House, głównie dlatego, że gdy leciało to w telewizji to ja nie uważałem seriali za coś godnego czasu i uwagi. Ale fakt faktem, gdy wpadłem gdzieś na jakiś odcinek, to oglądałem go z przyjemnością. Rzadko, bo rzadko, ale tak było.
Z tego względu wznowienie po latach przyjąłem na zupełnie spokojnie i nie nerwowo. Ot moda wracania do wszystkiego co kiedyś się oglądało. Ani nie miałem nadziei na coś fajnego, ani nie martwiły mnie kolejne beznadziejne recenzje. Obejrzałem i choć w głos zaśmiałem się ledwo parę razy, to uważam trzynaście nowych odcinków za przyjemną rozrywkę, która nie jest stratą czasu. A, co ważniejsze, na pewno o wiele to lepsze niż inne ostatnie wyroby komediopodobne, które wylądowały w telewizji, a które próbowałem oglądać (Love, bueeeee).
Bohaterkami kontynuacji są dwie siostry Tanner (podśmiechujki z bliźniaczek Olsen w sumie najlepszymi momentami serialu; Jodie i Cameron ślicznie wyrosły) i ich psiapsióła Kimmy. Wszystkie wprowadzają się pod jeden, stary dach i wychowują swoje dzieci. Panowie z oryginału pojawiają się raczej rzadko. Nowym dzieciakom brakuje uroku dzieciaków starych, z tego względu najfajniejszym w serialu jest oglądanie wyrośniętych Tannerówek.
Love, s01e01
Piętnaście minut, tyle wystarczyło, by serial otrzymał ode mnie sążnistego cancela. Nie wiem co się stało z Juddem Apatowem, ale od kiedy pewnego razu przestał być śmieszny, tak nie jest śmieszny do dzisiaj. I nic nie wskazuje na to, że szybko (w ogóle) się to zmieni.
Nie do końca wiem, co oryginalnego jest w pomyśle na Love, bo po piętnastu minutach ciężko ocenić. Bohaterowie rozstali się ze swoimi połówkami i pewnie tytułowa love rozkwitnie między nimi (bohaterami, nie połówkami :P). Nie dowiem się, bo te 15 minut było strasznie nieśmieszną męczarnią z niesympatycznymi bohaterami. Szczególnie ten a’la Woody Allen to wyjątkowy bubek, któremu gęba się nie zamyka, a nie ma nic do powiedzenia. Omijać.
The Walking Dead, do 6×11
Nie widziałem jeszcze dzisiejszego odcinka – to tak na wypadek, gdyby ktoś nie ogarniał numeracji odcinków. Sezonowi numer sześć po zimowej przerwie trochę nie służy oczekiwanie na Negana (tak piszę, jakbym dobrze wiedział co to za koleś, ale wiem tylko pobieżnie), który ma pojawić się w finałowym odcinku sezonu, I temu pojawieniu się Negana podporządkowane zostało wszystko inne. Dzieje się sporo, pojawiło się dużo nowych postaci i generalnie trudno mówić o nudzie, ale Negan cały czas wisi jak niema zapowiedź tego, że dopiero wraz z nim zacznie się prawdziwa zabawa. Czyli od przyszłego sezonu.
A tak poza tym to stary dobry The Walking Dead, który lubię oglądać. Niespodziewany romans Ricka mi w niczym nie przeszkadza, trochę bardziej przeszkadza mi sztuczny zarost Jezusa (nie wiem do końca co ma sztuczne, ale wygląda, że wszystko), ale w zamian podoba mi się fajny i szybki deal z Xanderem. Dobra, to my ich pozabijamy i dobijemy targu. Przynajmniej konkretnie, a nie jakieś nikomu niepotrzebne dylematy.
American Crime Story: The People vs O.J. Simpson, s01e04
Dziwny to serial, niby powinien być zajebisty, a nie jest. I to właściwie wszystko, co mam o nim do napisania. Jak widać, oglądam w miarę regularnie, ale co z tego skoro ani mnie ziębi ani mnie parzy. Solidne telewizyjne rzemiosło i sprawa, która jest samograjem, nawet gdy nic o niej się nie opowiada – gros serialu to zakulisowe prawnicze rozgrywki, dla których proces jest tylko dodatkiem. Plus w miarę możliwości – obowiązkowe wepchnięcie do fabuły młodych Kardashianek.
Podziel się tym artykułem:
>Konflikt z bratem to max intrygi, jaką są w stanie wykrzesać z siebie scenarzyści.
Polemizowałbym. Wątek Mike’a, który powoli zaczyna parać się kryminałem w szerszym wymiarze czasowym zapowiada się bardzo ciekawie.
A The Walking Dead odżył. Skończyły się egzystencjalne pogadanki, obieranie marchewek (patrz: sezon 2). Balasty umierają szybko. Główni bohaterowie jak mają coś zrobić to to robią, a nie ględzą o tym dwa odcinki. A był okres, że oglądałem ten serial na przewijaniu i poważnie rozważałem olanie go.
Super:)
DM
@PLuToN
No właśnie, taki jest ten BCS – tyle się zapowiada, a nic z tych zapowiedzi na razie nie ruszyło do przodu. Wszędzie widać potencjał, ale nikt nie chce go ruszać :). Nie wątpię, że cd zapowiada się ciekawie i scenarzyści mają co ciągnąć do przodu, ale stan na dzień dzisiejszy (no wczorajszy, bo dzisiejszego odcinka nie widziałem) jest taki, że wszystko stoi w miejscu już drugi sezon.
AHS w każdym sezonie miał tą samą bolączkę – historii, pomysłów, napięcia i konsekwencji wystarczało tylko na pierwszą połowę sezonu. Jedynie pierwszy był w miarę równy. Kolejne świetnie się zaczynały, a kończyły już od niechcenia.