×
James Franco i Chris Cooper w 11.22.63

11.22.63 – odcinek pierwszy

Najbardziej płodny pisarz we współczesnej historii literatury i drugi po Szekspirze najchętniej przenoszony na ekran autor – powraca (wymyśliłem sobie tę statystykę i nie jest poparta żadnym naukowym dowodem)! Stephen King po raz kolejny dostarcza materiału do telewizyjnego serialu i uczciwie trzeba przyznać, że to materiał z najwyższej półki. Co z niego zrobili autorzy serialu? (I sam King, który jest jednym z jego producentów). Recenzja pilotowego odcinka serialu 11.22.63.

O czym jest serial 11.22.63

Bohaterem 11.22.63 jest nauczyciel angielskiego z liceum Jake Epping (James Franco, który do tej pory jest wszędzie, a teraz jest już wszędzie i w telewizji też). Jake wiedzie… cóż, nie wiadomo, jakie życie. Na pewno właśnie się rozwiódł i na pewno lubi wpadać do swojego kumpla Ala (Chris Cooper) na najlepsze z najtańszych i najtańsze z najlepszych hamburgery w całych Stanach i okolicy. Pewnego dnia podczas jednej z takich wizyt zauważa, że pogodny i zdrowy Al w przeciągu jednego wyskoczenia na zaplecze zmienia się w wymizerowanego i chorego Ala. Daje mu to do myślenia, że coś jest nie tak. Al zapewnia, że wszystko mu wyjaśni, ale zrobi to jutro. Następnego dnia prosi Jake’a, aby w oczekiwaniu na wytłumaczenie ococho wszedł do szafy. Jake się zgadza i nagle pstryk – wychodzi w dziwnym świecie przypominającym okolice knajpki Ala, ale jakby takim o wiele żywszym. Ruiny okolicznej fabryki są całą fabryką, a pusta zakurzona droga zmienia się w ruchliwą nie zakurzoną drogę. Ki diabeł? Jake cofa się do miejsca, z którego wyszedł i pstryk, znów jest w szafie, po wyjściu z której Al oznajmia mu, że właśnie był w roku 1960 i wyłuszcza kolejne reguły podróży w czasie szafą, które sprowadzają się do tego, że ile by nie był w przeszłości, to w jego właściwym timeline’ie zawsze mijają tylko dwie minuty. I że każde przejście przez czasowy portal resetuje zmiany, jakich dokonał podczas poprzedniego przejścia. Po wyjaśnieniu technicznych szczegółów Al prosi Jake’a, aby przeniósł się w czasie i powstrzymał zabójstwo prezydenta Kennedy’ego. Twierdzi, że to naprawi wszystko co złe wydarzyło się później. I przekonuje, że podczas swoich podróży w przeszłość zebrał wystarczającą liczbę informacji, które ułatwią to zadanie. Jake po niezbyt długim rozmyślaniu zgadza się to zrobić. Zabiera ze sobą notatki Ala i rusza na spotkanie przygody w przeszłości.

Problem z ekranizacjami książek Kinga

Zostawmy trochę na boku ekranizacje filmowe (TUTAJ znajdziecie moje ulubione do 2007 roku; nie, nie ma tam Zielonej mili, proszę nie wypisywać mi tutaj, że jej nie ma, bo o tym wiem :P), bo te cierpią na swoje własne problemy. Przez lata uważało się nie bez przyczyny, że te ekranizacje nawet w małym ułamku nie dorastają do pierwowzorów literackich i przeważnie są jakimiś słabymi filmikami, których bez nazwiska Kinga nikt nie chciałby oglądać. Pojawiło się co prawda kilka niezłych filmów, ale to zasługa statystyki, że coś fajnego w końcu musi się trafić. Zostawmy je więc na boku, a zajmijmy się na dwie linijki ekranizacjami telewizyjnymi. King, jak mało który – albo i nawet żaden pisarz – ma szczęście (?) do tego, że dostarczany przez niego materiał literacki przerabiany jest seryjnie na tzw. miniseriale, czyli kilkuodcinkowe telewizyjne filmy, których nie można nazwać ani serialem, ani filmem. Było ich naprawdę dużo i wszystkie cierpiały na ten sam problem. Nie wiem, z czego to do końca wynika, ale wszystkie one wyglądają słabo, biednie i przede wszystkim sztucznie. Czuć z ekranu jakiś fałsz, który bardzo szybko da się wyłapać. Być może powodem jest wysoka jakość literacka książkowych pierwowzorów. Bo pomijając fabuły, napięcie i inne tego typu pierdoły, nawet jeśli te książki nie wciągają, to jednak sposób, w jaki zostały napisane sprawia, że w całości przenosisz się w ten wykreowany świat i czujesz, że autor wie o czym pisze. Nawet, jeśli napisał coś teraz, a pisze o przeszłości, to ma się wrażenie, że i on przeniósł się w czasie, by dokładnie wszystko opisać. Ze wszystkimi szczegółami. I czytając też przenosisz się w przeszłość, bo dla Kinga nie tylko liczy się treść, ale i forma, dla której nie szczędzi kartek papieru. Czegoś, na luksus czego nie mogą sobie pozwolić w telewizji i muszą to wykastrować, ograniczyć, skupić się na treści, nie na formie. I zawsze po seansie nie będzie wątpliwości, że książka była lepsza.

W przypadku 11.22.63 jest dokładnie to samo. Szczególnie że 11/22/63 (po naszemu Dallas `63) to najlepsza książka, jaką King napisał od lat.

James Franco, Stephen King, J.J. Abrams, recenzja 11.22.63 s01e01

James Franco, Stephen King, J.J. Abrams

Recenzja pilotowego odcinka serialu 11.22.63

Tak piszę „pilotowy odcinek”, ale bardziej pasowałoby po prostu określenie odcinka jako część pierwszą. Celowo też unikam określenia s01e01, bo mam taką nadzieję, że cały 11.22.63 to zamknięta całość, co zresztą jest jedyną słuszną koncepcją. Jasne, zawsze będzie z tego można zrobić jakieś Przygody Jake’a Eppinga w czasie i przestrzeni, ale chyba nawet w Hollywood nie są aż takimi kretynami. Zatem traktuję 11.22.63 jako opowieść w ośmiu częściach i wierzę w to, że nie będą się bawić w jakieś cliffhangery na końcu części ósmej. Zresztą chyba nie po to wykastrowali książkę (serial „zaczyna się” w 1960 roku, książka bodaj dwa lata wcześniej), żeby otwierać furtkę do dalszych części, ale po to, żeby zmieścić się w częściach ośmiu.

Łotewer. Kiedy ekranizacją 11/22/63 zainteresował się J.J. Abrams miałem nadzieję na to, że efekt końcowy w końcu będzie wolny od tej sztuczności innych kingowskich ekranizacji. Abrams na produkcji, Kevin Macdonald (m.in. Ostatni król Szkocji) na reżyserii, powinno z tego być coś więcej niż standardowy kingowski miniserial. Niestety, nie do końca się to udało i szczególnie pierwsze minuty to trochę bolesne zderzenie z dość toporną produkcją, w której jest ta cholerna sztuczność, którą ciężko zdefiniować. Po prostu ma się poczucie, że za kadrem kończy się plan, stoją twórcy serialu i ten realny świat, w którym tylko postawione zostały dekoracje. Czyli czuć coś, czego nie czuć np. w takim Fargo s2, którego klimatu bym sobie życzył w 11.22.63. Tu realizacyjnie widać i czuć, że to tylko serial i do tego z ograniczonym budżetem. Na szczęście po przeniesieniu się w przeszłość to uczucie trochę blednie, choć wątpię czy znajdę kogoś, kto np. w scenie zaraz po wyjściu w szafy stwierdzi, że wcale nie do przesady postarali się pokazać lata 60. Nie zawsze rekwizyty i charakteryzacja tworzą odpowiedni klimat, choćby i były najlepsze. A pomijam zmianę w stosunku do książki, gdzie Jake wylądował na zadupiu.

Kiedy więc formę ogranicza budżet i zdaje się brak kogoś, kto mógłby ten budżet odpowiednio wykorzystać (choć myślę, że się nie da za bardzo, to jednak kilka godzin telewizji w dodatku z akcją osadzoną w charakterystycznym okresie, którego nie da się podrobić kręcąc większość na pustyni), cała nadzieja na emocjonujący serial pozostaje w fabule. A że ta opiera się na zawsze ciekawym koncepcie podróży w czasie, to zapewnia wystarczającą dawkę rozrywki, by nie uciekać od telewizora. Szczególnie preferowani będą widzowie, którzy nie znają książki, bo jednak ci już po jej lekturze (rzadki przypadek, kiedy zaliczam się do tej grupy; TUTAJ pisałem o książce, słowa nie dotrzymałem, za dużo o książkach potem nie pisałem) zauważą, że serial wypada w stosunku do niej bardzo blado. Wiele rzeczy traktowanych jest po łebkach i skrótowo, a wprowadzone zmiany nijak nie usprawiedliwiają ich wprowadzenia.

James Franco w serialu 11.22.63

– Naprawdę Q tak uważa?!

Być może ktoś oczekuje po 11.22.63 tego, z czego słynie Stephen King, czyli grozy, ale dla mnie książkowy 11.22.63 był jednak wciągającą historią o igraniu z czasem i jego konsekwencjami. W serialu niestety zbyt mocny jest ten wątek nadprzyrodzony z przeszłością, która próbuje powstrzymać Jake’a przed zmianami. Nieistniejący w książce (OIDP) telefon do ojca brutalnie przerwany wypadkiem samochodowym czy jakieś zupełnie z dupy karaluchy atakujące bohatera w pustym magazynie itp. akcje zniechęcają mnie do oglądania, bo nie szukam tu dreszczyku strachu. Szukam opowieści o podróżniku w czasie i jego poczynaniach w kierunku tej czy owej zmiany i według mnie tu powinien leżeć ciężar serialu. A jeśli co chwila przeszłość będzie chciała go zabić, to będę więcej niż niezadowolony.

No ale oglądało się nieźle na tyle, że z chęcią obejrzę co dalej.

Podziel się tym artykułem:

4 komentarze

  1. I że jeśli coś zmieni w przeszłości i wróci do teraźniejszości, to wszystkie zmiany, jakich dokonał się zresetują. Czyli nie opłaca się zmieniać czegoś ważnego w 1960 roku i później, jeśli na tyle się zostanie, bo po zmianie trzeba by już zostać w przeszłości.

    Coś pokręciłeś. Można wrócić do teraźniejszości. I to co się zmieniło zostanie. Ale jeśli wrócisz kolejny raz do 1960, wszystkie zmiany się resetują i znowu zaczynasz w punkcie startu. Patrz wycięcie liter na drzewie.

    Ja mam nadzieję, że nie skończy jak Pod kopulą. Gdzie naprawdę świetną książkę (poza finałem) spartolili sromotnie. I dzięki Borg, skasowali.

    Ps. Najlepsza ekranizacja Kinga to (IMHO) Skazani na Shawshank.

  2. Słusznie, zaraz wprowadzę odpowiednie machniom 🙂

  3. frank drebin

    Z ekranowaniem twórczości Kinga jest ten problem, że King bardzo lubi bawić się słowem (i opisem), i to się często fajnie czyta ale ciężko to przenieść na ekran.
    Drugim takim pisarzem jest Koontz, którego książki dobrze się czytały (te starsze) ale fabuły ich dawały się streścić jednym zdaniem. Gość fajnie operował grozą (narastającą) ale jak to sfilmować?

  4. Tyle, że mam wrażenie, że w przypadku Kinga, jest tak jakby ktoś machnął ręką i założył, że i tak się nie da i nie ma się co nawet co wysilać. Może się i nie da, ale czemu nie spróbować :).

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004