Wchodzący właśnie na ekrany kin „Czas wojny” jest drugim filmem w ciągu ostatnich tygodni, którym Steven Spielberg przypomina się widowni jako reżyser. Udowadnia nim, że w tej materii ma ciągle sporo do powiedzenia i że nie usłyszeliśmy jeszcze jego ostatniego słowa.
Steven Spielberg po kilkuletniej przerwie w reżyserowaniu, którą poświęcił głównie wyzwaniom producenckim powrócił ostatnio na reżyserski stołek „Przygodami Tintina”. Jak mu ten powrót wyszedł tego nie wiem, bo – jak pisałem jakiś czas temu – według mnie szkoda, by marnował talent na filmy animowane, więc filmu zgodnie z moją opinią nie widziałem. Przed obejrzeniem „Czasu wojny” (od razu napiszę, że wg mnie polski tytuł jest całkiem zgrabny i odpowiednio wybrnięto z problemu przełożenia oryginalnego „War Horse”, czyli z grubsza rzecz biorąc „wojennego konia”) nie powstrzymywało mnie już nic. [WIĘCEJ]
Podziel się tym artykułem: