×

Asystent Wampira [Cirque du Freak: The Vampire’s Assistant]

Przykre jest oglądanie filmów, których twórcy serio myśleli, że robią coś fajnego i z góry zakładali, że zrobią nie wiadomo ile części. Mimo wszystko powinien być jakiś odgórny zakaz robienia takich produkcji (rzecz niemożliwa, ale potrzebna). Najpierw sprzedajcie pierwszy film, a potem myślcie o sequelach. Bo potem żal oglądać coś, co nawet nie ma zamiaru jakoś sensownie się skończyć, bo przecież za rok dwa powstanie druga część i dopiero tam dalej zostanie pociągnięta cała historia. Byle nie za bardzo, bo przecież jeszcze można zrobić część trzecią, siódmą i pięćdziesiątą ósmą.

Nie znam historii powstania tego filmu – z napisów początkowych wiem, że powstał na podstawie jakiejś tam serii powieści – a na końcu nikt nie napisał, że będzie ciąg dalszy, ale wątpliwości nie mam – ciąg dalszy miał powstać. Niestety, do tego potrzebny jest dobry pierwszy film. A jeśli tego brak… Skłonny byłem dać w porywach 6/10 za bądź co bądź jego niesztampowość, ale końcówka sprawiła, że spadło to wszystko do 4/10 wraz z uświadomieniem sobie, że – kurde – ten film to nawet nie ma większego prawa być nazywany filmem, bo to zaledwie wstęp do filmu. Coś, co w filmie powinno zająć góra godzinę. Tymczasem „Cirque…” rozkręca się akurat wtedy, gdy się kończy i widz gapi się w napisy końcowe z myślą o tym, że właśnie został wydymany. Niby w dobrej wierze, bo przecież miał dostać drugą, trzecią, siódmą i pięćdziesiątą część – ale wydymany. A co ciekawe – początek filmu został potraktowany tak bardzo po łebkach, że ma się wrażenie, że reżyser czym prędzej chce doprowadzić do sedna i szatkuje swoją historię byle szybciej do przodu polecieć i dopiero tam Pana Widza zachwycić. Nic bardziej błędnego. Kulminacja następuje gdzieś tak w pół godzinie filmu, a potem wszystko już z grubsza w miejscu stoi.

I znów nic na temat filmu nie czytałem po seansie, bo wystarczająco dużo czasu już straciłem na seans, ale i bez tej lektury jestem pewien, że kolejnych części się nie doczekamy. A Paul Weitz drugim Timem Burtonem nie jest.

Do miasteczka przyjeżdża parada odmieńców. Podczas nocnego pokazu bohater filmu – młody chłopak z miejscowej szkoły średniej – kradnie spidermanopodobnego pajączka. Nazajutrz tenże pajączek śmiertelnie gryzie najlepszego przyjaciela naszego bohatera. Szansą na jego przeżycie jest zdobycie antidotum przeciwko pajęczej truciźnie. Aby ją zdobyć, nasz bohater idzie po prośbie do właściciela pajączka. Ten zaś jest wampirem i zgadza się na deal pod warunkiem, że nasz bohater da się zmienić w półwampira i zostanie pomagierem całegowampira. i tak nasz bohater dołącza do grupy odmieńców.

Na początek to, co było dobre – John C. Reilly. Zwykle, gdy o nim piszę, to go krytykuję, ale tu na krytykę nie zasłużył. Bo to dobry aktor jest, tylko ktoś niepotrzebnie mu wmówił, że ma talent komediowy. Szkoda chłopa na głupawe komedie (nawet jeśli trafiają się dobre jak np. „Step Brothers” – przecież ktokolwiek inny mógłby tu zagrać zamiast Reilly’ego i komedia dalej byłaby fajna) i jeśli już koniecznie nie chce być śmiertelnie poważny to niech szuka takich ról jak ta w „Cirque…”. Miał okazję być bardziej zabawny niż smętne wampiry z „Wywiadu z wampirem” itp., a przy okazji załapał się na fajną rolę do zagrania i film, w którym nie musi biegać w majtach, żeby wywołać w widzu jakąś tam reakcję.

I to już koniec rzeczy, który były w tym filmie dobre. Cała reszta jest niedobra. 4/10. I pamiętajcie, jak już mimo ostrzeżeń zaczniecie oglądać „Cirque…” to choć nie dajcie się oszukać myśląc, że film się rozkręci. Owszem, rozkręci się, ale w drugiej części, która nigdy nie powstanie.
(1186)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004