Smutny film. Do znudzenia będę to powtarzał (na szczęście dopóki nie nakręcą czwórki nie będzie ku temu okazji – na szczęście, bo przecie ile razy będziecie to samo czytać), że po śmierci Coreya Haima nie potrafię patrzeć na straconych chłopców nie przez jej pryzmat. Nie pierwsze to i nie ostatnie dzieciaki, które zniszczył Hollywood, ale mnie bliskie szczególnie, bo dorastały razem ze mną. Człowiek zazdrościł im tego, że żyją w zupełnie innym świecie, który my znamy tylko z filmów i którego pewnie nigdy nie dane nam będzie spróbować, a tu po latach okazało się, że mam Internet, w sklepach mam morze coca-coli itd., a Haima jedzą robaki… No i nie sposób zadumać się nad życiem (WOW) oglądając trzecią część, która w założeniu miała być cool filmem z cool bohaterami, których znamy i lubimy, a tymczasem kontekst śmierci jednego z Coreyów wisi cały czas nad ekranem i widać wyraźnie, że drugi Corey nie jest w tym miejscu, w którym pewnie przypuszczał, że będzie. Niezależnie od tego, że stara się nie pokazywać nic poza tym, co napisane w scenariuszu. Ale wcale nie musi się starać – wystarczy spojrzeć na jego twarz schowaną w bzdurnej fryzurze. No ale choć żyje…
Bracia Frog mają problem. Jednego pogryzły wampiry, a drugiemu grozi eksmisja z przyczepy, w której mieszka. Z niespodziewanym ratunkiem przybywa autorka emo-bestsellerów o wampirach, która oferuje jednemu z Frogów kupę kasy za odnalezienie jej brata porwanego przez, uwaga, wampira alfa! Frog, który zdanie o powieściach owej autorki ma delikatnie mówiąc niezbyt dobre, ugina się pod zielonymi argumentami i rusza na kolejną w swoim życiu wojnę z wampirami.
Niech Was przypadkiem nie zwiedzie żadne z wyżej napisanych słów – w trzeciej części „Straconych chłopców” nie ma absolutnie niczego poważnego. Wręcz odwrotnie, ten film to jeden wielki pastisz, zabawa na miarę możliwości telewizyjnego filmu i garść przerysowanych od początku do końca postaci na czele z Coreyem Feldmanem grającym jednego z Frogów (drugiego też gra oryginalny lost boy – Jamison Newlander – na którego twarzy podobnie odcisnęło się piętno czasu i w przebraniu chłopca również skłania do życiowych refleksji 🙂 ). Feldman osiąga szczyty przerysowania swoim kurduplowatym wzrostem i badassowymi minami strojonymi nawet przy wychodzeniu z domu, krocząc nawet jeszcze dalej sam się z siebie śmiejąc pod nosem. Co jednak należy zrzucić na to, że choćby nie wiadomo jak go kto lubił, to chyba nikt nie powie, że jest dobrym aktorem. A nie, że tak specjalnie chciał.
Jeśli więc nie szukacie poważnego filmu o wampirach i macie dystans do bzdur (twórcy go mają na szczęście), to krzywdy Wam ten film nie zrobi. Ale żeby świat stał się lepszy po seansie to powiedzieć nie mogę. W sumie – to film tylko i wyłącznie dla fanów lost boysów, ale też do obejrzenia tylko w ramach ciekawostki przyrodniczej. Dwójka była lepsza 😉
No właśnie, skoro wspomniałem o dwójce, to tak naprawdę dopiero trzecia część jest taką z krwi i kości kontynuacją filmu Schumachera. Szczerze powiedziawszy nie pamiętam wiele z dwójki (poza tym, że mi się podobała 🙂 ), ale zdaje się, że w przypadku tego filmu jest jak z książkowym Manitou Mastertona. Trzecia jego część jest zupełnie taka jak gdyby autor zapomniał, że po drodze dwójkę napisał. Nie znacie Manitou? No to tak jak „Rocky”. Szóstka ignoruje piątkę w sposób, którego nie sposób nie zauważyć. A wracając do LB3, to śmiało można olać dwójkę jeśli się jej nie widziało i od razu chwycić za trójeczkę. Dostaje się w niej bohaterów oryginału po latach. Co prawda o większości Frogowie tylko wspominają, ale wygląda na to, że ktoś bulnął za możliwość częstszego wspomnienia jedynki, ba, nawet pokazania kilku jej fragmentów. I to najlepsze momenty trójki, zupełnie przyzwoicie melancholijne i zupełnie nie pasujące do reszty filmu. Może je dorzucili do nakręconego filmu już po śmierci Haima? Na to wygląda.
A jeśli macie w głębokiej dupie drugie dno związane z tym filmem, to prawdopodobnie powiecie o nim, że to strata czasu. I rzeczywiście, patrząc zupełnie chłodnym okiem na to wygląda, ale nie da się zaprzeczyć, że parę fajnych tekstów do dialogów przemycono. No i celnie komentuje (wyśmiewa) współczesne wariactwo na temat wampirów. Mam wrażenie, że gdyby za ten film wzięła się ekipa jedynki i dostała do garści trochę więcej dolarów – wyszedłby bardzo przyzwoity film. A tak to wyszedł typowy straight-to-dvd. 6(10) choć to ocena mocno subiektywna.
(1037)
Ach, zapomniałem wspomnieć, że fajnej muzy można tu posłuchać łącznie z motywem znanym z jedynki. No i nie kumam co tak wszyscy piszą, że lepszy od dwójki, kiedy nie jest lepszy. Ludzie som dziwni 🙂
Podziel się tym artykułem: