Fajne te polskie tytuły, jak zawsze. Choć tutaj akurat, żeby nie wprowadzać zamętu wzięto tytuł wcześniej wydanej książki, a i szczerze powiedziawszy nikt by na „Cudowne kości” nie poszedł do kina. Z drugiej strony „Nostalgia anioła” też się jakoś wybitnie nie kojarzy. Ale i tak mniejsza o tytuł, bo ten można pominąć i reklamować to dzieło jako „nowy film Petera Jacksona!”. I to wystarczy.
Zwiastun „Nostalgii anioła” pojawił się jakoś tak zupełnie znikąd i pamiętam, że gdy go oglądałem to nawet nie miałem pojęcia, że to film Jacksona i że Jackson w ogóle coś kręci. Pozwoliło mi to też pokręcić, ale nosem. Na to, że nic specjalnie ciekawego ten trailer nie zapowiada. Zresztą kręciłbym nim nawet wtedy, gdybym wiedział, że to film Jacksona. Bo choć „Martwicę mózgu” wielbię od dziecka, to jednak raczej nie przesadzam z uwielbieniem dla samego reżysera. A że książki nie czytałem, to chyba nie muszę dodawać? Wiem, wiem, nie ma się czym chwalić… W każdym bądź razie w idealnym świecie połączenie: „nowy film Jacksona” z „sąsiad brutalnie zgwałcił i zabił 14-latkę” powinno napawać mnie większym optymizmem po zwiastunie a przez seansem, niż to w rzeczywistości było. A jak było z seansem?
Bohaterką filmu jest 14-letnia Susie Salmon, która, co za niefart, została zgwałcona i zamordowana. Zamiast jednak iść do nieba, Susie postanawia pokręcić się trochę po zaświatach i poobserwować jak też idzie proces demaskowania i łapania jej mordercy. Niestety, proces ten idzie wyjątkowo kiepsko, a na domiar złego z rodziną Susie w obliczu tragedii dzieje się coraz gorzej…
Nie jest to pierwsza i pewnie nie ostatnia przygoda Jacksona z kinem dość „normalnym”, bądź może lepiej: kameralnym. Nowozelandzki reżyser ma już na swoim koncie „Heavenly Creatures” z Kate Winslet, a teraz to. I tak się w sumie zastanawiam, czy powinien dalej kroczyć w tę stronę, bo:
No i tu zamiast się męczyć wypada zacytować sms od gambita, z którym standardowo powymienialiśmy się na odległość opiniami. Uwaga, cytam, czytam: „Wiadomo, że Jackson całkowicie filmu nie zepsuje, ale…”. Ano właśnie. Jak w przypadku wielu oglądanych przeze mnie ostatnio filmów znów jest to nieszczęsne ale, które raz jest mniejsze, a raz większe. W przypadku „Nostalgii…” ale jest takie sobie. Bo tak: historia opowiedziana przez Jacksona (czyt. autorkę książki, choć z tego co widzę po jej streszczeniu na Wiki to dość znacznie różni się od adaptacji filmowej) jest ciekawa szczególnie gdy ktoś lubi filmy o killerach, napięcie w niektórych scenach budowane jest wprost po mistrzowsku (szczególnie scena mordu), tak mistrzowsko, że Asiek, który film oglądał tylko jednym okiem, bo robić coś innego wyjątkowo się zaniepokoił dźwiękami nadpływającymi z głośników; fajne są też niektóre wizje przenoszone wprost z wyobraźni na ekran (rozbijające się o skały rafantynki były wyjątkowo ładne), ale głównym problemem jest to, że tytułową nostalgię bardzo łatwo zmienić na nudę i to niestety Jacksonowi się udało. Nie pomogła fajna rola Stanleya Tucciego, nie pomogło to fajnie zbudowane napięcie w jednej scenie, skoro następne były nudne i bez napięcia, nie pomogło dość średnie zaawansowanie techniczne i walenie po oczach greenboksami i nie pomógł fakt, że poza Tuccim cała reszta obsady aktorskiej nie pokazała w zasadzie nic. I o ile przez pierwsze 40 minut wszystko było OK to niestety potem do gry wkroczyło ziewanie i zastanawianie się nad drobnymi bzdurami, których nie było na tyle, żeby się ich po imieniu czepiać, ale które jednak były. I w efekcie jest tak, że jak się chce zobaczyć nostalgiczny film o trupie i o dzieciach to lepiej zobaczyć „Stand by Me”, a jak się chce zobaczyć na ekranie wizje pośmiertnej krainy to lepiej zobaczyć „What Dreams May Come”. „Nostalgię…” obejrzeć można również, ale arcydzieło to z pewnością nie jest. Ot takie 4(6). I nie jestem do końca pewny czy po Jacksonie należało się spodziewać czegoś lepszego, czy może jednak nie. Ale na pewno nie będę się nad tym zastanawiał.
A tak z drugiej strony, jeśli Jackson miałby odpuścić sobie kręcenie „normalnych” filmów, to co powinien kręcić? Drugiego „Władcy pierścieni” już nie nakręci, do „Martwicy mózgu” i „Bad Taste” już raczej na pewno nie wróci, nostalgią przynudza… Potrzeba mu jakiegoś „Spidermana” jak Samowi Raimi chyba. Czas pokaże i mam nadzieję, że Jackson nas jeszcze parę razy zaskoczy szukając dla siebie miejsca w czymś innym, a nie wijąc sobie gniazdka na stałe w szufladce „piknik pod wiszącą skałą wannabe z antypodów”.
(927)
PS. A tu macie pierwsze pięć minut, akurat dzisiaj ujrzało w sieci światło dzienne:
[Tu było wideo, ale już nie ma. A mnie się nie chce kombinować innego.]PS2. Tak, zauważyłem, jaką książkę reklamowali na wystawie księgarni na początku filmu 😛
Podziel się tym artykułem: