×

Anioły i Demony [Angels & Demons]

Przystąpiłbym do polemiki do komentarzy odnośnie „Wolverine’a” i „Star Treka„, ale nie mam kiedy przez tego małego potwora. Przystępuję zatem do napisania recki trzeciego filmu wchodzącego w skład ubiegłotygodniowego mini-maratonu kinowego, najsłabszego ze wszystkich trzech – „Anioły i Demony”.

Kilka ważnych spraw na starcie:
– Nie czytałem książkowego pierwowzoru.
– Do Dana Browna nic nie mam – „Kod Da Vinci” przeczytałem z zainteresowaniem.
– Podobał mi się filmowy „Kod Da Vinci„.
W związku z powyższym przeczucie podpowiadało mi, że „Anioły…” mogą być najlepszym z tych trzech obejrzanych filmów. Cóż, przeczucie miałem do dupy, bo ostatecznie nie wyszło na więcej niż 3(6).

Oto do Watykanu wezwany zostaje w trybie natychmiastowym specjalista od symboli – Robert Langdon (Tom Hanks). Właśnie zmarł papież i w Watykanie zbierają się kardynałowie, którzy będą uczestniczyć w zbliżającym się konklawe. Kłopot w tym, że czterech z kardynałów zostało porwanych przez tajne bractwo Iluminatów. Iluminaci owi grożą  zamordowaniem księży, a Langdon ma pomóc w ich odnalezieniu. A partneruje mu Vittoria Vetra (Ayelet Zurer), mądra pani fizyk z laboratorium, z którego dopiero co skradziono groźną antymaterię.

Ziewałem, proszę państwa, ziewałem. Zachodzę w głowę, jakim cudem ludziska narzekają na „Kod Da Vinci”, że był nudny i przegadany. Znaczy może i był przegadany (nudny na pewno nie), ale przynajmniej ciekawe rzeczy mówili. Można się było dowiedzieć czegoś w miarę zaskakującego i nawet jeśli to było bzdurą, to zaciekawienie sprawiało, że miało się ochotę poczytać coś więcej na ten temat i zrewidować wszelkie sensacyjne newsy (choć z drugiej strony, za dużo roboty nie miałem, bo dawno temu przeszedłem wzdłuż i wszerz trzeciego Gabriela Knighta). Albo poczytać, jak inni punktują bzdury itd. Tak czy siak z ekranu Langdon rzucał teorię za teorią, a wszystko oglądało się z takim fajnym poczuciem przygody i tajemnicy, jak np. podczas czytania książek o Panu Samochodziku (w anusie mam te wszystkie pobłażliwe kiwania głową, które w tym momencie być może nastąpiły). Klimat przygody i tajemnicy od początku do końca wisiał nad „Kodem Da Vinci” i tego ukryć się nie da. A jak ktoś przyjął go jako dokument naukowy to jego strata.

Tymczasem w „Aniołach i Demonach” zabrakło tego wszystkiego, co było w „Kodzie…”. Została tylko akcja, która była nudna. Biegali od kościoła do kościoła, zamiast od razu lecieć do ostatniego elementu pomnikowej układanki i tam capnąć kogo trzeba. Co było fajne w tym bieganiu, to tyle, że można było sobie pooglądać ładnie sfotografowany Rzym, nic więcej. A tak zawsze wbiegali na pięć minut przed upływem czasu do kościoła, strzelał do nich facet, który w pojedynkę zabił więcej osób niż jeden odcinek „Mody na sukces”i lecieli do następnego kościoła. I jeśli było się nad czym zastanowić to tylko co najwyżej nad tym czy w Rzymie rzeczywiście o 20:00 jest tak samo widno jak u nas w południe i czy w Rzymie rzeczywiście o 21:00 jest tak samo ciemno jak u nas o 24:00. Jest? Nie dziwię się więc specjalni

Same zaś historyczne ciekawostki, tłumaczenia symboli i inne tego typu sprawy były wielce nieciekawe. Obojętne mi zupełnie czy ci cali Iluminaci to wymysł Browna, czy może rzeczywiście istnieli, a jeśli istnieli to wszystko mi jedno czy należał do nich Galileusz czy nie. A przedstawiony fakt posługiwania się przez nich językiem angielskim i wytłumaczenie tegoż przyjmuję z prychnięciem pogardy. Innymi słowy te „sensacje” przedstawione w „Aniołach…” też mam w anusie. Całość wobec braku interesującej fabuły (bieganie po Rzymie nie jest interesujące) mogła uratować jedynie fajna i wartka akcja, ale tej zabrakło. A wybuch antymaterii był śmieszny raczej (zwróćcie uwagę na początek wybuchu, wygląda, jakby ktoś po prostu podpalił kartkę papieru).

I jakby to nie brzmiało, ale wydaje mi się, że film zepsuła dla polskiego widza śmierć naszego Papieża. Przerobiliśmy wtedy w każdą stronę najmniejsze nawet ciekawostki i inne takie rzeczy dotyczące konklawe, więc cóż nas tu może zaskoczyć w takich „Aniołach”? To, skąd się bierze czarny dym? A że wokół konklawe skupia się spora część filmu, to automatycznie nic nas w tym nie zaciekawi. Co za tym idzie połowa ciekawostka psu na budę. Druga połowa związana z Iluminatami już została skrytykowana wyżej.

Ogólnie więc bida z nyndzom. 3(6) bo jakieś totalne guano toto nie jest. Ale żebym miał znaleźć więcej pozytywów niż „można sobie pooglądać Rzym” to byłoby trudno.

PS. Ach, bymbył zapomniał. Ciekawe czy TVN coś zabulił, żeby jego logo było widoczne aż w trzech scenach. Nie mówiąc o fragmencie transmisji live.
(807)

Podziel się tym artykułem:

Skomentuj

Twó adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Quentin 2023 - since 2004