Kiedyś powinni nakręcić jakiś film, który podejmuje się próby przybliżenia tego, co dzieje się w mózgu człowieka, gdy ów człowiek ma do obejrzenia kilkadziesiąt zaległych hitów, a zabiera się za oglądanie „Slaughter”. Chętnie bym obejrzał.
Wnioskując po obejrzanych filmach, przeciętna amerykańska nastolatka ma w głowie tylko dwie rzeczy – uchlać się na imprezie i wpaść w łapy serial killera. Tak samo bohaterka „Slaughter” (są zdaje się, albo mają być, dwa filmy z takim tytułem – żal marnować, bo fajny, ja oglądałem ten z After Dark Horrorfestu), pierwsze co robi po ciężkim rozstaniu z chłopakiem to idzie się napić i pobrykać. Widać z oczu, że ona ciut inna jest i nie bawi ją takie balowanie, ale idzie i tak, bo co by społeczeństwo o niej pomyślało. Jedna tequila, druga tequila i żale do całego świata, dlaczego ma takiego pecha i wpada na niewłaściwych facetów. No ciekawe, czemu. Jednym słowem – nie za bardzo lubiłem ją już od początku. No ale co tam, to nie film o lubieniu bohaterki, ale horror z elementami gore, więc można przetrwać. A ciężko, bo pierwsza połowa filmu to nudne wiejskie krajobrazy i nudne gadki dwóch nieszczęśliwych dziewcząt, które się ze sobą zaprzyjaźniły. Byłoby lepiej, gdyby je człowiek lubił, to może by im współczuł, a tak, tak to czeka na akcję.
Fabuła filmu oparta jest na prawdziwych wydarzeniach i to jest dobra wiadomość na początek oglądania, bo życie zawsze przynosi ciekawe scenariusze, no i ogólnie lubię takie filmy. Szybki research sieci przyniósł rozmowę z reżyserem filmu i kilka innych linków, które wskazały, że prawdziwą historią, o jakiej mowa to historia rodziny Benderów, tzw. Krwawych Benderów. Benderowie byli spokojną rodzinką, która mordowała swoich bogatych gości, a potem ich ciała zakopywała w ogródku. Wszystko to wydarzyło się pod koniec dziewiętnastego wieku… a tymczasem na początku filmu widzimy samochody i od razu wiadomo, że coś na nie habla. A nie habla nam konkretnie to, że całe to oparcie na prawdziwej historii to baja i tyle. Inspiracja prawdziwą historią oczywiście jest widoczna, ale to za mało, żeby się chwalić stosownym napisem po zakończeniu początkowych napisów. Nawet jeśli brak mi pewności co do tego, że o Benderów chodziło, to i tak reżyser mówi jasno, że chodzi o historię sprzed stu lat, więc moja pewność, czy jej brak, nie ma tu żadnego znaczenia.
No a jak przeżyje się już tę całą nudną połowę filmu to potem zaczyna się dziać coraz więcej, ale niestety na bok odchodzi wszelka logika i zachowanie bohaterów staje się coraz to dziwniejsze. Całość osiąga granice absurdu, gdy pojawia się niejaki Jimmy. Od tego momentu człowiek trzyma już tylko kciuki za to, żeby wszystkich tych idiotów bohaterów filmu powybijano w cholerę, a on sam się skończył.
Irytujących „zwrotów akcji” jest tu sporo (uduszenie pewnego kolesia w majtach rulez), a na domiar złego dwóch głównych bohaterek nie udało namówić się do zrzucenia ciuszków, co zawsze jest mile widziane i oczekiwane w horrorze. Szczytem chamstwa była scena, w której jedna z bohaterek śpi na brzuchu z gołymi plecami (po upojnej nocy, podczas której zrobiła to, czego nienawidzę w filmach – ostro kochała się z jakimś kolesiem nie zdejmując przy tym biustonosza; tłumaczyłem kiedyś, dlaczego tego nie lubię). Chwilę później widzimy ją jak dalej śpi, tym razem na plecach. I oczywiście ma na sobie biustonosz. Przez sen włożyła czy jak.
A propos snu: ale jestem zrąbany cały dzień. Nie idzie mi myślenie, pisanie recek, nic. Nienawidzę tego stanu, nienawidzę! Powinienem mieć zakaz pisania w tym stanie, bo tylko se reputację psuję. Wiem, wiem, jaką reputację… ;P
2+(6). Świetna scena ze świetlikami ratuje ten film od gorszej oceny.
(783)
Podziel się tym artykułem: