„This Film Is Not Yet Rated!”
Zabawna podróż poprzez absurdy amerykańskiego systemu przyznawania filmom fabularnym kategorii wiekowych według zasad sformułowanych i wprowadzonych w życie w 1968 roku.
Kategorie wiekowe, zmora współczesnych amerykańskich filmowców, którzy skazani są na werdykt anonimowej grupy ludzi (opinii publicznej wiadome jest jedynie tyle, że tworzą ją „normalni” ludzie, rodzice dzieci w wieku od 5 do 17 lat) oznaczający w przypadku surowej oceny komercyjną śmierć ich filmów. Dokumentalista Kirby Dick rozpoczyna prywatne śledztwo w celu poznania personaliów osób zasiadających w tej tajemniczej radzie decydującej o tak ważnych dla filmowców sprawach. W przerwie pomiędzy raportami z prowadzenia tego osobliwego śledztwa wysłuchać możemy kilku historyjek opowiedzianych przez twórców takich jak Kevin Smith czy John Waters, którzy opowiadają o swoich przejściach z ocenami ww. rady i o zastrzeżeniach, jakie miała ona w stosunku do ich filmów. Dowiadujemy się przeto, że kością w gardle współczesnych cenzorów staje m.in. kobiecy orgazm. No, ale w sumie nie od dziś wiadomo, że na ekranie można pokazać zabicie kilkunastu osób, a nagi kobiecy sutek to zło. Znaczy inaczej, pokazać można wszystko, pytanie tylko, ile widzów to obejrzy.
Całkiem fajny dokument, który z poczuciem humoru podchodzi do tego absurdalnego wytworu minionej dawno epoki. Można tu posłuchać kilku zabawnych anegdotek, pooglądać kilka gorszących tajemniczą radę scen i dowiedzieć się czego lepiej nie pokazywać w filmie, jeśli chce się zrobic karierę za wielką wodą. No i poznać dokładnie, co to jest to PG-13, na które tak kurwuję tu od czasu do czasu.
***
„The Poles Are Coming”
Brytyjskie spojrzenie na polską emigrację zarobkową i zalew przybyszów z Europy Wschodniej. Dość przygnębiający film, o tym jak nas widzą za granicą (choć nie bardzo kumam, po jakiego grzyba wrzucają do jednego wora z nami Czechów, Słowaków czy Litwinów; a nuż ktoś przeoczy i pomyśli, że wszystkie te dziwaki w filmie to nasi). A że film utrzymany jest w dość kpiącej konwencji, to jego ogólny wydźwięk nie jest najciekawszy. Niezależnie od dobrych opinii, jakie posiadają nasi rodacy w oczach niektórych przepytywanych Brytyjczyków. Choć i im się dostało, głównie brytyjskiej młodzieży. Wszystko pewnie po to, aby sprawić wrażenie rzetelności tego dokumentu. Cóż, punkt widzenia zależny jest od punktu siedzenia, ale na moje oko z tą rzetelnością jednak było trochę na opak, a film za bardzo momentami trącił Boratem.
Pomijając to wszystko, smutne jest samo patrzenie na tych wszystkich Polaków szukających szczęścia poza krajem. Zagubienie znajdują to, po co przyjechali, ale czy nie tracą dużo więcej? A może po prostu w tym kraju nie da się już żyć i lepsza sofa byle gdzie niż łóżko w swoim własnym domu.
A i tak najciekawszy w tym dokumencie jest wątek związany z organizacją EURO 2012. Wszystko wiadomo, co i jak, ale zobaczyć to na własne oczy warto. Można też popatrzeć tutaj.
***
„Massacre at Virginia Tech.”
16.4.2007 roku do budynku uniwersytetu Virginia Tech wkroczył jeden z jego studentów, Seung-Hui Cho. Uzbrojony i zdecydowany na wszystko Koreańczyk otworzył ogień do znajdujących się tam studentów. Zanim popełnił samobójstwo zabił 32. osoby.
„Massacre…” to dokument próbujący odpowiedzieć na pytanie: dlaczego Seung-Hui Cho zrobił to co zrobił. W poszukiwaniu odpowiedzi twórcy udają się do jego rodzinnej Korei, a także szukają śladów już w Stanach Zjednoczonych. I trzeba przyznać, że wyniki tego śledztwa dają do myślenia i każą zastanowić się nad tym, dlaczego nikt wcześniej nie zorientował się, że ten zamknięty w sobie Koreańczyk jest chodzącą bombą zegarową.
Pod rozwagę, choć trochę zbyt pompatyczne.
***
„Full Tilt Boogie”
Reżyserka tego filmu, Sarah Kelly, towarzyszyła ze swoją kamerą procesowi powstawania filmu Roberta Rodrigueza „Od zmierzchu do świtu”. Co nagrała, zmontowała i zaprezentowała widzom.
Taki fajny film („Od zmierzchu…”), taki fajny temat na dokument, a taki sobie efekt końcowy przeznaczony w zasadzie tylko i wyłącznie dla zagorzałych fanów filmu Rodrigueza. Za długi, zbyt nudny i rozwlekły, przez długi okres opowiadający w zasadzie o niczym ciekawym („jestem asystentem reżysera, dzisiaj było cały dzień gorąco i wiało piaskiem w oczy”). Oczywiście parę ciekawych rzeczy można w nim zobaczyć, jeszcze trochę wywnioskować (z „Full Tilt Boogie” wynika, że Rodriguez przy swoim filmie nie robił nic poza brzdękaniem na gitarze na planie), ale ogólnie to raczej wieje nudą. A szkoda, bo przecież wiele podczas produkcji się działo, łącznie ze strajkiem związkowców, który nie ułatwił szybkiego skończenia filmu.
I mówię to ja, facet, który podpisuje się Quentin. Niestety zawiodłem się.
(604)
Podziel się tym artykułem: